LXXI

4.8K 330 235
                                    

Nadszedł dzień Bożego Narodzenia. W Hogarcie panowała ciepła świąteczna atmosfera, stworzona dzięki różnorakim ozdobom i świątecznym drzewkom. Za oknami prószył śnieg, a wewnątrz zamku uczniowie budzili się, aby według świątecznej tradycji rozpakować otrzymane prezenty. Zawsze przynosiło im to wiele radości i było chyba główną atrakcją całego świętowania. Snape obudził się o świcie i wygrzebawszy się z łóżka, ruszył do salonu. Pod kominkiem znalazł kilka pudełek. Spodziewał się upominku od dyrektora i Minerwy, tak jak to zwykle miało miejsce. Wszystko wskazywało jednak na to, że Minerwa odpuściła w tym roku. Ani trochę nie zdziwiło go to, może nawet dobrze się stało. Sięgnął po skromne pudełko, owinięte czarnym papierem i usadowił się na fotelu z zamiarem rozpakowania go. Nie musiał długo zastanawiać się od kogo jest podarek, ponieważ zdejmując papier, czuł intensywny zapach tuberozy, którego nie mógł nie rozpoznać. Przecież kojarzył mu się z jednymi z najlepszych chwil w jego życiu. Pozbywszy się papieru, ujrzał czarny wełniany szalik. Rozwinął go, a potem bezmyślnie owinął wokół szyi, chowając w nim swój haczykowaty nos i delektując się zapachem, który tak dobrze mu się kojarzył. W tym czasie, w kwaterze na drugim końcu korytarza, Elizabeth dopiero otworzyła oczy, przeciągając się w pościeli. Nie miała ochoty wstawać, ale zmusił ją do tego głód. Co prawda wygramolenie się z łóżka, zajęło jej prawię godzinę, ale w końcu tego dokonała. Sięgnąwszy po czarny satynowy szlafrok, pasujący do jej koszuli nocnej i zakładając go niedbale, ruszyła do głównego pokoju. Z rozbawieniem uniosła kącik ust, gdy ujrzała stertę paczuszek na środku pokoju. Sięgnęła na biurko po pudełko ciastek i usadowiła się wraz z nim obok świątecznej sterty, która była dużo większa, niż się spodziewała. Zaczęła odpakowywać prezenty, przegryzając ciastka. Sama nie wiedziała skąd wzięło się ich, aż tyle. Dostała dużo świątecznych kartek od uczniów, z przeróżnymi życzeniami. Wśród nich była jedna od Alice i jedna robiona ręcznie. Namalowany był na niej czarny kot na tle choinki. Elizabeth uniosła kącik ust przypominając sobie o dziewczynce z pierwszego roku, której udało jej się nie wystraszyć. Od momentu gdy zaakceptowała swoje macierzyństwo, starała się nieco inaczej podchodzić do dzieci. Szczerze mówiąc, robiła to, ponieważ próbowała nauczyć się z nimi rozmawiać. Nie miała pojęcia jak się za to zabrać, a niebawem miała wychowywać swoje własne dziecko. Kończąc pierniki uradowana znalazła paczuszkę od Minerwy, która dostarczyła jej kolejne pudełko ciastek, tym razem cynamonowych, była tam też zdobiona spinka do włosów. Przeglądając prezenty, dotarło do niej jak wielu współpracowników o niej pamiętało i jakie niewłaściwe było zignorowanie ich wszystkich i ofiarowanie podarku jedynie Severusowi. Tak czy siak, teraz było już za późno na myślenie o wysyłaniu prezentów. Rozpakowywała upominki od kadry, dostała głównie książki, jednak były wśród nich wyjątki, takie jak prezent od Hooch, która podarowała jej niewielki zestaw do pielęgnacji miotły lub Sprout, która ofiarująca jej preparat do roślin. Również Molfoy'owie nie zapomnieli o niej, posyłając jej butelkę najlepszego whisky, które raczej nie przyda jej się w najbliższym czasie. Ostatnia paczuszka jaką Elizabeth znalazła, była dość zadziwiająca. Do kartki z życzeniami od jej byłego ucznia Hallow'a, dołączone były świąteczne łakocie, które o dziwo nie wyglądały podejrzanie. Zostawiając na ziemi stertę ozdobnych papierów i rozpakowane prezenty, z trudem podniosła się z podłogi. Odkąd zwlekła się z łóżka czuła się niezwykle ociężale, tak jakby przez noc przytyła kilka kilogramów. Ale przecież to było niemożliwe. Chyba po prostu zbyt intensywnie o tym myślał. Wyzbierała puste pudełka po ciastkach i odłożyła je na biurko, rozglądając się po pomieszczeniu napotkała wzrokiem bukiet fioletowych kwiatów, których nazwy nie znała. Zdziwiona podeszła do drzwi i sięgnęła po bukiet, nie było przy nim żadnej wizytówki. Te kwiaty nie pasowały do Severusa, ale wszystko wskazywało na to, że są właśnie od niego. Bo kto inny mógłby jej dać bukiet? Za bukietem ukryta była również biała róża i przynajmniej jej pochodzenia była pewna - Lucjusz. Nie cieszyło jej to, nie miała wieści od niego od dłuższego czasu i myślała, że odpuścił. Ale jednak ciągle o niej myślał. Podniosła kwiatki i wstawiła je do wazonu, po czym ruszyła do łazienki. Długo zajęło jej doprowadzenie się do ładu i wybieranie sukienki. Znów nie mogła ubrać jednej ze swoich ulubionych. Nie miała dużego wybory, więc wzięła pierwszą lepszą, która odrobinę ukrywała jej stan. W końcu stanęła przed lustrem oglądając się  z każdej strony, a na jej twarzy zagościł grymas. Patrząc na swoje odbicie miała wrażenie, że jej stan jest oczywisty. W pewnym momencie zamierzała nawet założyć pod sukienkę gorset, ale w ostatniej chwili powstrzymała się przed tym idiotycznym pomysłem. Została w czarnej rozkloszowanej sukni z ładnie skrojonym dekoltem i długimi, szerokimi rękawami. Jedynie po dokładnym przyjrzeniu się, lekko dostrzegalny stawał się jej brzuch, a przecież nikt nie będzie tego tak analizował. Ale przez narastające obawy, Elizabeth zaczynała wpadać w paranoję. Poprawiła czarne gęste fale do ramion i założyła odświętną, szmaragdową kolie. A chwilę później zarzuciła na ramiona czarny szal, naciągając jego końce na brzuch. Nigdzie się nie spieszyła, na śniadanie było już za późno, a do uroczystego obiadu miała jeszcze chwilę. Podeszła więc do wazonu i pochyliła się nad fioletowym bukietem, wciągając jego zapach, kwiaty pachniały słodko,bardzo zwyczajnie. Słysząc pukanie do drzwi oderwała nos od roślin i ruszyła do wejścia, lekko uchyliwszy drzwi ujrzała Severusa z kamienną twarzą, stojącego przed drzwiami. Na widok mężczyzny uniosła kącik ust i otworzyła drzwi szerzej. Severus po chwili stania w bezruchu zamaszystym gestem wyciągnął zza pleców czerwoną różę, na co czarownica tylko uniosła brew, a jej zalotny uśmiech nie znikał z twarzy. 

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz