Następnego dnia po obiedzie, nauczycielka numerologii zapuściła się na dziedziniec. Ponieważ pogoda polepszała się z dnia na dzień, uczniowie coraz częściej przebywali na świeżym powietrzu i trzeba było mieć ich na oku. Zwykle robiła to niechętnie, wolała zająć się w tym czasie czymś pożytecznym, ale po wczorajszej propozycji, a w zasadzie rozkazie Snape'a, nie miała siły na podejmowanie się nowych zajęć, wolała skupić się wyłącznie na lekcjach oklumencji.
Uwadze kobiety nie umknęła niewielka przepychanka, odbywająca się na drugiej stronie dziedzińca. Towarzyszył jej gwar, który stopniowo narastał. Już chwilę później przerodziła się w magiczny pojedynek, który zdecydowanie nie przypominał ćwiczeń, ani koleżeńskiego pokazu sił. Nauczycielka przyglądała się z daleka dwójce dobrze znanych jej uczniów, towarzyszyło jej przy tym niewielkie zniesmaczenie. Rozzłoszczeni chłopcy rzucali w siebie przypadkowymi zaklęciami, nie trwało to długo, bo w pewnym momencie różdżki z ich rąk odskoczyły i opadły na ziemię. A zarówno ich oczy, jak i tłumu, który zebrał się widząc zamieszanie, zwróciły się w stronę kobiety o krwistoczerwonych ustach, dzierżącej w ręce różdżkę i surowo spoglądającej na ślizgonów z siódmego roku. Ich miny zdecydowanie zrzedły. Natomiast tłum miał mieszane uczucia, połowa była nieco przestraszona, natomiast druga świetnie się bawiła, wiedząc, że chłopcy nie wyjdą z tego cało.
-Za mną. - Oznajmiła Elizabeth i odwróciwszy się na pięcie ruszyła w stronę swojego gabinetu. Uczniowie pozostając bez żadnego wyboru, podnieśli swoje różdżki i udali się szybkim krokiem za profesorką.
Collins i Hallow siedzieli już na krzesłach przed biurkiem, za którym na przeciwko nich, stała nauczycielki numerologii, przeszywając ich chłodnym spojrzeniem.
-Zechcecie mi to wyjaśnić? - Spytała jedwabiście uczniów, zdecydowanie unikających patrzenia na nią. Żaden z nich się nie odezwał, jednak srogi wzrok nauczycielki spoczywający na nich, stawał się coraz bardziej nieznośny, w końcu Collins nie wytrzymał presji i zaczął mówić.
-To był zwykły koleżeński pojedynek, po prostu chcieliśmy sprawdzić kto jest lepszy, nie powinniśmy. To się więcej nie powtórzy.
-Panie Collins, czy według Pana jestem głupia? - Spytała wymownie unosząc brew, a nastolatek momentalnie zarumienił się.
-Oczywiście, że nie.
-To dlaczego mnie pan okłamuje? - Chłopak nic już nie odpowiedział tylko wlepił wzrok w swoje skórzane buty. Kobieta w końcu usiadł na krześle przy biurku i założywszy nogę na nogę kontynuowała. - Jesteście najstarsi w tej szkole. Kapitan drużyny i prefekt naczelny, powinniście być przykładem dla innych. A wy stwierdziliście, że najlepszym pomysłem na rozwiązanie problemu jest pojedynek. Zresztą wątpliwej jakości. Na takie zachowanie mieliście czas sześć lat temu. - Chłopcy pokiwali zawstydzeni. - O co poszło? - Minuty mijały, a żaden nie odpowiadał. Collins nie chciał już kłamać, widząc, że nie daje to zamierzonych skutków. Natomiast powiedzenie prawdy nie wchodziło w grę. Drugi z chłopców był po prostu zażenowany, tym w jakiej sytuacji znalazł się przez swoją głupotę. Ich rozmyślanie przerwał głos kobiety, która wstając rzuciła. - Nie spieszcie się, ja mam czas. - Gdy chwilę później wróciła na swoje miejsce z kubkiem pełnym kawy, dodała. - Mogę tu z wami siedzieć do jutra, wszystko zależy od was. - Przeglądając się chłopcom z jakimś dziwnym błyskiem w oku, napiła się kawy.
-Wiemy, że nasze zachowanie było głupie, naprawdę przepraszamy.
-Ma pan problem ze słuchem, panie Collins? Pytanie brzmiało inaczej. A panu panie Hallow mowę odebrało? - Tym razem zwróciła wzrok na wyższego z uczniów, unosząc brew. Jej głos był jeszcze bardziej aksamitny niż zwykle, mimo to nie brakowało w nim stanowczości. Młodzieniec w końcu spojrzał na nauczycielkę.
CZYTASZ
Czarne szaty ||Severus Snape
FanfictionElizabeth Havens to niezwykle atrakcyjna kobieta, która rozpoczyna pracę jako nauczycielka w Hogwarcie. Już od pierwszego dnia w szkole zmuszona jest do współpracy ze znienawidzonym przez uczniów Profesorem Snape'm. Między nauczycielami tworzy się d...