1. Ewa.
Maj 2018 r.
– Czy może mi pan powiedzieć, gdzie znajdę keczup bezglutenowy? – spytałam pracownika sklepu, który był zajęty wykładaniem towaru na półce obok. Trochę się spieszyłam, a od kiedy poprzestawiali produkty w tym sklepie, nic nie mogłam znaleźć.
– Powinien być tam, gdzie wszystkie keczupy – odpowiedział facet z wyraźnym wschodnim akcentem.
– Ależ właśnie nie ma go tam – zdenerwowałam się. Odkąd zaczęli masowo zatrudniać Ukraińców w sklepach, ciężko było się dogadać z pracownikami, a jeszcze trudniej coś znaleźć. – Przyzwyczajeni do swojego bałaganu myślą, że u nas zrobią tak samo – pomyślałam. – Skończył taki podstawówkę, pojechał na zachód i myśli, że tu powalczy... – powtarzałam w myślach opinie powtarzane przez znajomych. Zaraz sama się na tym złapałam. Przecież ja nie byłam do nikogo wrogo nastawiona. On miał prawo tu przyjechać i pracować. Tak jak ja kiedyś miałam prawo pojechać do Francji i pracować tam, żeby zarobić na swoje wesele. A teraz zupełnie niepotrzebnie wyżywałam się w myślach na pracowniku sklepu, pochodzącym z Ukrainy. Ja chciałam tylko ten keczup, bez którego moja Inga nie zjadłaby żadnego obiadu, a nawet większości śniadań i kolacji....
– A nie może pani kupić innego? Takie to ważne, żeby był bezglutenowy? – spytał znowu facet poirytowanym głosem, wzruszając ramionami i rozkładając ręce.
– Ważne. Moje dziecko nie może jeść innego – odparłam, wytrzymując spojrzenie tamtego. – Jest chore, wie pan? – Facet wtedy zmienił minę, chyba zrobiło mu się głupio.
– Pomogę pani poszukać – powiedział, odrywając się od swojej pracy. Kiedy udało nam się w końcu go znaleźć, a wcale nie był na półce z keczupami, tylko na kartonowym stojaku między alejkami, podziękowałam mu:
– Dziękuję za pomoc. – Uśmiechnęłam się nieśmiało. – Do widzenia.
– Do widzenia – odpowiedział i odprowadził mnie zdziwionym wzrokiem. A ja kupiłam jeszcze makaron kukurydziany, ryż, filety z indyka, bezglutenową pizzę, marchew i banany. Absolutne minimum, żeby moje dziecko alergik-niejadek mogło przeżyć następnych kilka dni.
2. Jurij.
Maj 2018 r.
– Że też ludzie mogą tak innym uprzykrzać życie! Po co komu keczup bezglutenowy? Głupia moda i jeszcze głupsze fanaberie bogatych Polaków. Wszyscy chcą być „jak Lewandowscy" ... – pomyślałem sobie, kiedy to usłyszałem. Pracowałem zawsze na pierwszą zmianę, a szczerze tego nienawidziłem. Zawsze napotykałem wtedy w sklepie jakichś rozżalonych klientów, a przecież wykonywałem tylko swoją pracę. Miałem wykładać towar i wykładałem. Ale mogłem tylko tak pomyśleć, bo przecież nie powiedziałbym klientom, co o nich myślę.
Polacy uważali się zawsze za lepszych od innych. Szczególnie obrywało się nam, sąsiadom zza ich wschodnich granic. Polacy uważali, że cywilizacja kończy się na Bugu (a niektórzy nawet, że na Wiśle), a dalej jest tylko dzicz i stepy.
I wtedy zaczepiła mnie ta kobieta, pytając o keczup bezglutenowy. Po cholerę w ogóle wymyślają takie rzeczy? Przecież keczup, to pomidory i przyprawy. Gdzie tam gluten? Odpowiedziałem jej, że keczup musi być tam, gdzie wszystkie keczupy. A ona na to, że go tam nie ma. Ręce mi opadły... I wtedy coś mnie tknęło. „Czemu musi być akurat bezglutenowy?", spytałem. „Bo moje dziecko nie może jeść innego, jest chore", odpowiedziała. W jej oczach zobaczyłem... coś na kształt desperacji. Może to był smutek i rezygnacja? Pomyślałem o mojej córce, która była teraz w przedszkolu. Polskie dzieci jej nie oszczędzały przykrości z powodu tego, że jest Ukrainką, ale przynajmniej była zdrowa. Nie wszyscy, jak widać, mieli tyle szczęścia.
Zostawiłem swoją robotę i poszedłem poszukać z klientką tego keczupu. Rzeczywiście, nie stał na półce z innymi, tylko między regałami. I wtedy stało się coś, co nie zdarzało mi się często, od kiedy przyjechałem do Polski. Ona mi podziękowała. I uśmiechnęła się do mnie. – A więc Polacy też mają ludzkie uczucia? – przemknęło mi przez myśl. A potem przyszło jeszcze jedno uczucie, niechciane, podświadome i uderzyło mnie z całej siły. Zorientowałem się, że się na nią gapię. W panice odwróciłem się i wróciłem do swojej pracy. A, mimo to, jeszcze przez chwilę serce mi biło szybciej niż powinno.
Kiedy jednak po pracy odebrałem Olgę z przedszkola, zapomniałem o wszystkim. Byłem z córką w domu i wszystko było na swoim miejscu.
Przedstawiam Wam prolog powieści "Wszystkie drogi prowadzą do Ciebie". Poznajcie Ewę i Jurija, naszych głównych, choć nie jedynych bohaterów :-).
CZYTASZ
WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIE
Roman d'amour[NOWOŚĆ - ZAKOŃCZONE]. Romans pełen emocji! Maj 2018 roku, Ewa i Jurij, kobieta i mężczyzna po trzydziestce, spotykają się w sklepie. On tam pracuje, ona robi zakupy. Zamieniają ze sobą kilka zdań. Pozornie nic ich nie łączy i pod koniec dnia żadne...