Rozdział II - Oceniamy ludzi po pozorach.

209 30 8
                                    

46. Ewa.

Lato 2013 r.

W czerwcu, z okazji pierwszej rocznicy ślubu, Kamil zabrał mnie na kolację do restauracji. Z Ingą zostali moi rodzice.

– Jestem dumny i szczęśliwy, że jesteś moją żoną – powiedział. – I mam dla ciebie niespodziankę.

– Słucham cię – odpowiedziałam.

– Dostałem awans i podwyżkę. Szybciej spłacimy ten okropny kredyt hipoteczny. – Puścił do mnie oko.

– Świetnie. Gratuluję ci, skarbie – odpowiedziałam. 

Spędziliśmy razem miły wieczór. Moja mam położyła Ingę spać, więc kiedy wróciliśmy do domu, mieliśmy jeszcze czas dla siebie. Kamil był tego dnia bardzo podekscytowany, co przełożyło się na jego zaangażowanie w łóżku. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek miała z nim taki fajny seks. Cóż, mój mąż się rozwinął, z korzyścią dla mnie.

Zawsze wiedziałam, że Kamil zrobi karierę w informatyce. Od początku był w tym świetny. Miał, jak to się mówi, dryg do tego. Od lipca został nowym kierownikiem działu IT w swojej firmie i dostał pensję prawie trzykrotnie większą niż miał do tej pory. Ja ciągle jeszcze byłam na urlopie macierzyńskim, ale wiedziałam, że potem nie będę miała do czego wracać. Właściciel sklepu, w którym pracowałam jeszcze w ciąży z Ingą, zatrudnił kogoś na zastępstwo i powiedział mi wprost, że nie przedłuży mi umowy po powrocie. Rozumiałam go. Ciężko jest nie mieć pracownika przez rok. 

Zaczęłam myśleć o tym, co będę robić i doszłam do wniosku, że marzy mi się doktorat. Nie chodziło tylko o to, że Ingmar go zrobił. Ja od zawsze uważałam, że jestem stworzona do czegoś większego niż praca w sklepie, nawet kiedy we Francji miałam szansę zostać kierowniczką. W lipcu złożyłam więc dokumenty na studia doktoranckie na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. 

Egzamin był we wrześniu. Dostałam się! Dostałam nawet stypendium. Złożyłam też wtedy dokumenty do żłobka, żeby mieć od października opiekę nad Ingą, która niedługo kończyła rok. Jakimś cudem znalazło się miejsce.

Jesień 2013 r.

29 września 2013 roku moja córeczka skończyła rok. Była już słodkim bobasem, który właśnie zaczął stawiać swoje pierwsze kroki. Moja miłość do niej nie tylko nie słabła, ale jakby ciągle rosła. Wszystko układało się idealnie. No, prawie wszystko.

Kiedy Kamil dowiedział się o moich planach, zaczął marudzić. Najpierw, że przecież wcale nie muszę pracować, bo on teraz świetnie zarabia. Potem, że dojazdy na studia i żłobek dla Ingi kosztują, a mnie ciągle nie będzie w domu. W końcu, że z takim marnym stypendium nie będę dokładać się do domowego budżetu i może jednak lepiej by było, żebym poszukała jakiejś pracy na miejscu. Może w innym sklepie. Ja jednak byłam nieprzejednana. Życie nauczyło mnie, że trzeba walczyć o swoje marzenia i nie zamierzałam nigdy więcej ugiąć się pod żadnym szantażem emocjonalnym. W końcu mój mąż musiał się pogodzić z faktem, że poszłam na te studia, Inga do żłobka, a on czasem musiał ją odebrać stamtąd po pracy i ugotować obiad. Jego rodzice, a zwłaszcza matka, byli wielce oburzeni tym faktem, kiedy im się poskarżył, ale to i tak dla mnie nic nie zmieniało. Moi rodzice podeszli do tego trochę bardziej liberalnie. Byli ze mnie dumni.

Zaczęłam pisać pracę doktorską z globalnych teorii makroekonomicznych i dopiero poczułam, że jestem w swoim żywiole. Rzeczywiście, tak jak mi życzył Ingmar, rok 2013 był dla mnie dobry. Kiedy przyszedł grudzień i w myślach podsumowywałam dokonania z tego roku, uznałam, że bilans wychodzi bardzo korzystnie. W końcu wyszłam na prostą. Miałam cudowną córeczkę, porządnego faceta za męża i pasjonujące zajęcie, które co prawda na razie nie przynosiło nie wiadomo jakich dochodów, ale było perspektywiczne. Dzień przed Sylwestrem postanowiłam napisać o tym do Ingmara. W końcu mieliśmy być przyjaciółmi...

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz