VI.2.

194 30 6
                                    

152. Jurij.

Lipiec 2018 r.

W połowie lipca ta zielonooka ślicznotka mignęła mi w sklepie, ale akurat wychodziłem z magazynu, a ona przeszła tylko tą alejką i poszła do kasy. Głupio było biec za nią, żeby się przywitać, a nie miałem żadnego pretekstu, żeby podejść do kasy. Odpuściłem sobie, choć z żalem. Chciałem przecież tylko jej powiedzieć „dzień dobry".

W drugiej połowie lipca miałem urlop i mogłem pojechać z Olgą na Ukrainę. Na koncie miałem już dość pieniędzy, żeby kupić sobie samochód, ale musiałem zdecydować czy chcę go kupić i zarejestrować tu, czy tam.
W Kijowie poszedłem do urzędu, żeby dowiedzieć się o procedury rejestracji i ewentualnie sprowadzenia samochodu zza granicy. Okazało się, że samochody używane na Ukrainie były znacznie droższe niż w Polsce. Poza tym praktyki korupcyjne w moim kraju, choć przecież wiedziałem o nich od dziecka, zszokowały mnie skalą i bezczelnością. I już miałem decyzję. – Kupię i zarejestruję moje pierwsze auto w Polsce.

Wróciliśmy z Oleńką do Polski. Kiedy przyjechaliśmy do naszego małego miasteczka, Olga mi powiedziała po polsku:

– Jak dobrze, że już jesteśmy w domu, tato.
Zatkało mnie, dosłownie.

Sierpień 2018 r.

Na początku sierpnia znowu zobaczyłem u mnie w sklepie tę kobietę. Tym razem była z córką. I chyba miała wolne, bo przyszła na zakupy przed południem, a poprzednimi razy widziałem ją zawsze po południu. Szukała czegoś razem z małą. Dziewczynka, drobna blondyneczka, wyglądała, jakby była w wieku mojej Olgi. Tym razem się odważyłem i podszedłem do nich.

– Dzień dobry. Może mógłbym w czymś paniom pomóc? – spytałem wesoło, choć czułem, że spociły mi się już ręce.

153. Ewa.

Czerwiec 2018 r.

U mojego przyjaciela Michała nastał ciężki okres. Jake miał wyjechać i spędzić najbliższe pół roku w Stanach. Michał nie wiedział czy ich związek to przetrwa. Niby miał taką nadzieję, ale też za bardzo nie chciał się przywiązywać do tej myśli, żeby potem się nie zawieść. Zawiódł się już przecież tyle razy w życiu.

Tuż przed wyjazdem wpadł do mnie Jake. Sam, bez Michała:

– Mam prośbę, Ewo – powiedział.

– Słucham cię.

– Widzę, że Miśkowi jest ciężko, że wyjeżdżam.

– Nie da się ukryć, że tak jest – musiałam przyznać. – Zależy mu na tobie.

– Rzecz w tym, że mi też zależy i naprawdę zamierzam do niego przyjechać, jak tylko przejdę na emeryturę.

– To w czym problem?

– W tym, że on mi chyba nie wierzy...

– Jake... Michał miał bardzo ciężkie życie. Jest przyzwyczajony do tego, że musi liczyć na siebie i nie wierzy w to, że komuś może na nim zależeć. Mi też na początku nie wierzył. Potrzebował czasu, żeby się oswoić z tym, że ma we mnie przyjaciółkę.

– Ale ja jestem z nim od roku.

– Powiedz mu to. Powiedz, że to był wspaniały rok i chcesz takich więcej. Powiedz też, kiedy mógłby się ciebie spodziewać z powrotem. Ale nie zwódź go, proszę cię. Powiedz mu to tylko, jeśli naprawdę chcesz do niego wrócić.

– Chcę.

– No to trzymam za was kciuki – odpowiedziałam z uśmiechem.

154. Michał.

Lipiec 2018 r.

Jake wyjechał. Pożegnaliśmy się tak, jak przystało na kochanków. Ale ja chciałem być kimś więcej. Chciałem życiowego partnera, a nie tylko fajnego gościa do łóżka. Sam też nie zamierzałem takim być. Niby Jake mi powiedział, żebym czekał, bo on wróci i liczy na mnie, a ja nawet mu wierzyłem. Tylko gdzieś w głębi mnie głodne miłości dziecko cierpiało z tęsknoty i pragnienia bycia dla kogoś ważnym.

Jake dzwonił często, pisał maile i opowiadał mi o tym, co robi, ale ja i tak byłem niepocieszony, że go nie będzie tak długo.

Ewa mnie pocieszała. Mówiła mi, że Jake wróci i będziemy żyli długo i szczęśliwie. W teorii tak mogłoby być. – Ale jak w naszym kraju mogłaby żyć długo i szczęśliwie para gejów, z których jeden jest do tego ciemnoskóry? – Kiedy powiedziałem o tym Ewie, ona stwierdziła, że przecież w przyszłości wcale nie musimy mieszkać w Polsce. – Jak przejdę na emeryturę, będę mógł wyjechać gdzie chcę. – Miała rację. Kiedyś miałem taki plan, ale od kiedy poznałem Ewę i znowu poczułem, że mam kogoś bliskiego, kto mógł zastąpić mi rodzinę, nie chciałem wyjeżdżać.

– Miśku, nie martw się tym teraz. Masz jeszcze trochę czasu do emerytury. Na razie czekaj na Jake'a, a potem zobaczycie razem.

– Dzięki, kochana. – Uścisnąłem ją. – Ty zawsze umiesz mnie naprostować, jak za bardzo się martwię.

Ja też martwiłem się o Ewę, ale nie chciałem jej tego cały czas mówić. Uważałem, że moja przyjaciółka zasługuje na szczęście, a ona uparła się, że nikogo nie potrzebuje. Od dwóch i pół roku była sama i twierdziła, że jej tak dobrze.

155. Ewa.

Sierpień 2018 r.

W pierwsze dwa pełne tygodnie sierpnia w tym roku wypadał w mojej firmie urlop korporacyjny. Ja jednak wzięłam jeszcze trzy dni wolnego wcześniej, już od pierwszego sierpnia, żeby się przygotować do wyjazdu. Miałam w planach jechać z Ingą do Francji, ale nie tylko do Paryża, żeby odwiedzić przyjaciół. Miałyśmy pojechać razem też nad morze, na wybrzeże atlantyckie.

Kilka dni przed wyjazdem zaczęłam robić zakupy. Zwłaszcza jedzenie dla Ingi na drogę. Poszłyśmy do Biedronki po bezglutenową pizzę i wegańskie kokosowe jogurty. I oczywiście zapas jej ulubionego keczupu. Weszłyśmy do sklepu i zaczęłyśmy obchód interesujących nas półek. Kiedy mijałam stoisko z nabiałem, ktoś do mnie podszedł i się przywitał. Podniosłam oczy i go zobaczyłam. To był ten Ukrainiec, który ostatnio próbował mi pomóc.

– Dzień dobry. W czym mógłbym paniom pomoc? – zwrócił się do mnie i Ingi.

– Dzień dobry – przywitałam się. Mimowolnie się uśmiechnęłam, tak był wesoły. – Dziękuję za pomoc ostatnim razem.

– Jak to? Przecież to kierownik pani pomógł – zdziwił się.

– Ale mi powiedział, że pan go do tego zmusił – zaśmiałam się. Zaczerwienił się momentalnie.

– Naprawdę coś takiego powiedział?

– Tak. Chyba pana lubi – musiałam przyznać. – Jestem bardzo wdzięczna za to, co pan dla mnie zrobił.

– Drobiazg – uśmiechnął się. – Zrobiłem coś jeszcze. Proszę za mną – powiedział i zaprowadził mnie na półkę z pakowanym pieczywem, gdzie stały te chlebki, które jadła Inga.

– O, są i tutaj!

– Od tej pory będą w stałej ofercie. Tylko niech się pani nie da znowu nabrać mojemu kierownikowi. Wcale go do tego nie zmusiłem – zaśmiał się.

– Bardzo panu dziękuję! – spojrzałam na niego z wdzięcznością. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś zrobił dla mnie coś tak wspaniałego... – westchnęłam. Tym razem naprawdę się zawstydził i nie wiedział, gdzie podziać oczy. A ja przez chwilę się wahałam, a w końcu wyciągnęłam do niego rękę: – Jestem Ewa.

– Jurij – odpowiedział, delikatnie ściskając moją dłoń.

– Jesteś z Ukrainy? – spytałam.

– A skąd ten pomysł? – zaśmiał się. No, teraz to już jawnie się ze mnie nabijał.

– Z imienia i akcentu? – zaryzykowałam. – Ale nie martw się. Wiem jak to jest. Ja kiedyś też pracowałam za granicą. We Francji, w takim właśnie sklepie – wyjaśniłam i uśmiechnęłam się serdecznie.


Kolejne spotkanie za nami :-)

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz