156. Jurij.
Sierpień 2018 r.
Przedstawiła mi się jako Ewa. – A więc ma na imię Ewa. Proste i idealnie do niej pasujące imię. – Podziękowała mi tak uroczo, że poczułem, jak policzki mi płoną. A przecież nie zrobiłem dla niej nic takiego. Tylko wymusiłem na kierowniku, żeby zamawiał ten chleb regularnie. Żeby w naszym sklepie był w stałej ofercie. – Żeby ona tu po niego przychodziła. I rozmawiała ze mną. – Powiedziała mi, że też kiedyś pracowała za granicą. W sklepie we Francji...
Nie chciałem się z nią żegnać, ale głupio było tak stać i rozmawiać z klientką w sklepie. Ja miałem swoją pracę do zrobienia, a ona pewnie musiała zaraz iść. Wpakowała trzy paczki tego chleba do koszyka i jeszcze raz uśmiechnęła się do mnie wdzięcznie.
– Mogę jeszcze jakoś pomóc? – spytałem.
– Tak. Standardowo, keczup Ingi – powiedziała.
– A więc to jest Inga? – spytałem, wskazując na dziewczynkę. – Ile ma lat?
– Tak. Niedługo skończy sześć – odpowiedziała.
– To tak jak moja Olga. Ona skończyła sześć w kwietniu – powiedziałem.
– Masz córkę w wieku Ingi? – uśmiechnęła się do mnie.
– Tak. Mam tylko ją. Moja żona nie żyje – odparłem, czując że muszę jej to powiedzieć. Przez jej twarz przemknął zauważalny smutek.
– Ja też kogoś straciłam... – westchnęła. Ale zaraz zmieniła wyraz twarzy. – Powiesz mi jeszcze, Jurij, skoro jesteś tak miły, czy są te nowe książki z oferty? – Książki. Ona mnie pyta o książki!
– Tak, zaprowadzę cię – odpowiedziałem. – To tutaj – wskazałem kartonową półkę, na której leżały byle jak poukładane książki różnego rodzaju.
– Miały być kieszonkowe wydania w promocji – zauważyła, przeglądając półkę. – Przydadzą mi się na podróż.
– Wyjeżdżasz?
– Tak, na wakacje z córką. Pojedziemy do Paryża, odwiedzić moich przyjaciół, a potem nad morze.
– To miłej podróży i udanych wakacji – powiedziałem, mimowolnie czując żal, że długo jej nie będzie.
– Dziękuję. Do zobaczenia – pożegnała się ze mną, a potem wzięła córkę za rękę i poszła do kasy. Kobieta, która kupiła pizzę, parę jogurtów, trzy paczki chleba i aż trzy książki, żartując sobie, że może starczy na tydzień!
Znowu się zorientowałem, że stoję i się na nią gapię, kiedy z zamyślenia wyrwał mnie kierownik:– Ty nie masz nic do roboty, Jurij? – spytał.
– Mam, Marcin. Już wracam – odpowiedziałem, ciągle wodząc wzrokiem za trasą, którą przed chwilą ta Ewa wyszła ze sklepu. Marcin chyba zrozumiał, w czym rzecz, bo pokiwał tylko głową z uśmiechem.
– Była tu? – spytał.
– Tak.
157. Ewa.
Lipiec 2018 r.
Na ten pomysł wpadłam od razu, kiedy wyjechał Jake. Miałam wakacyjne plany na sierpień. A przecież Michał też miał wtedy urlop. Zadzwoniłam do niego w sobotę:
– Miśku, wpadnij do mnie, jeśli masz chwilę.
– Jasne – odpowiedział. – Zaraz będę.
Przyszedł piętnaście minut później. Chyba naprawdę nie miał co robić.
– Co tam, Ewciu?
CZYTASZ
WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIE
Lãng mạn[NOWOŚĆ - ZAKOŃCZONE]. Romans pełen emocji! Maj 2018 roku, Ewa i Jurij, kobieta i mężczyzna po trzydziestce, spotykają się w sklepie. On tam pracuje, ona robi zakupy. Zamieniają ze sobą kilka zdań. Pozornie nic ich nie łączy i pod koniec dnia żadne...