177. Ewa.
Październik 2018 r.
Zgodnie z obietnicą daną Jurijowi, w poniedziałek rano zaniosłam jego CV do kadr z zaznaczeniem, że to aplikacja na to stanowisko w laboratorium.
– Ukrainiec? – spytała mnie Eliza, kręcąc nosem.
– A co za różnica, Polak, Francuz czy Ukrainiec? – spytałam.
– No, nie wiem, co zarząd na to... – marudziła Elizka.
– Już ja się postaram, żeby nie kręcili nosem tak, jak ty – odpowiedziałam. – Spójrz lepiej na jego wykształcenie i znajomość języków – zaproponowałam.
– O, kurde, doktor biologii – zauważyła wtedy – i biegle mówi po francusku.
– No właśnie.
– A co, to twój znajomy, że przynosisz CV i go tak zachwalasz? – spytała wtedy Elizka podejrzliwie.
– Tak, znajomy. Jego córka chodzi z moją Ingą do przedszkola. Zaprzyjaźniły się.
– Okej. Dzięki za polecenie.
– Na razie – pożegnałam się w poszłam do mojego biura, bo niedługo miał przyjść do pracy prezes.
Ogarnęłam maile, przesłałam to, co było ważne, do szefa z komentarzem i sprawdziłam jego kalendarz na ten tydzień. Kiedy już byłam pewna, że wszystko w porządku, a do dziewiątej zostało jeszcze dwadzieścia minut, przebiegłam się szybko do laboratorium.
Kierownik tego przybytku już był w pracy. Zasada była taka, że wszyscy kierownicy w firmie musieli być w pracy przynajmniej pół godziny przed szefem. Ja zazwyczaj przychodziłam godzinę wcześniej, czyli na ósmą. Podobnie całe biuro, to jest kadry i księgowość. Pozostali pracownicy mieli ustalone godziny w zależności od działu i rodzaju pracy. Produkcja pracowała na dwie zmiany, to jest od szóstej do czternastej z przerwą na obiad i od czternastej do dwudziestej drugiej, z przerwą na kolację. Laboratorium pracowało na jedną zmianę.
Pan Roman, kierownik laboratorium, był mężczyzną w późno średnim wieku, z doświadczeniem w branży chemicznej jeszcze w poprzednim ustroju. Podobno pracował kiedyś z moim dziadkiem w zakładach chemicznych, które już dawno nie istniały. Wtedy był młodym laborantem. Ze względu na znajomość z moim dziadkiem, miał do mnie sentyment:– O, Ewunia przyszła – ucieszył się. – Co cię sprowadza?
– Podobno szuka pan kogoś do laboratorium – powiedziałam – a ja przyniosłam dziś CV mojego znajomego do kadr.
– I co, chcesz, żebym go wybrał?
– Chcę, pewnie, ale i tak go pan wybierze. Jest niesamowity – powiedziałam.
– Co w nim takiego niezwykłego?
– Jest doktorem biologii, prowadził badania naukowe w Kijowie.
– W Kijowie?
– Jest Ukraińcem.
– A, to nic z tego – zaprotestował pan Roman.
– Dlaczego?
– Nie znoszę ruskich.
– To nie jest żaden „ruski". To Ukrainiec. U nich jest wojna, a Rosjanie zabili mu żonę na wschodzie. On też ich nie lubi.
– A, w takim razie, to co innego – odpowiedział kierownik.
– Dzięki, panie Romku. Wiedziałam, że na pana można liczyć – powiedziałam i uśmiechnęłam się wdzięcznie. Musiałam już iść. Został mi ostatni bastion do zdobycia. Mój szef, prezes zarządu, Theo Braveret.
CZYTASZ
WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIE
Romance[NOWOŚĆ - ZAKOŃCZONE]. Romans pełen emocji! Maj 2018 roku, Ewa i Jurij, kobieta i mężczyzna po trzydziestce, spotykają się w sklepie. On tam pracuje, ona robi zakupy. Zamieniają ze sobą kilka zdań. Pozornie nic ich nie łączy i pod koniec dnia żadne...