V.7.

195 34 10
                                    

140. Ewa.

Czerwiec 2016 r.

Pod koniec czerwca dostałam informację od notariusza Claudiniego, że sąd przyznał mi spadek po Ingmarze i potraktował mnie jako spadkobiercę pierwszego stopnia, czyli życiowego partnera osoby zmarłej. Było to dla mnie o tyle ważne, że ktoś to zauważył i przyznał. Bo przecież na pieniądzach mi nie zależało. Ale skoro mogło to mi oszczędzić sponsorowania państwa francuskiego kasą, na którą Ing pracował, to tym lepiej.

Umówiłam się z prawnikiem, że przyjadę do Paryża na początku lipca, bo tak miałam zaplanowany urlop. Parę dni później okazało się, że Michał odzyskał swojego znajomego z Afganistanu, więc zostawiłam go w dobrych rękach.

Lipiec 2016 r.

W lipcu pojechałam z Ingą do Paryża. Najpierw odwiedziłyśmy Patrycję, Djamela i ich słodkiego bobaska, Nicolasa, który kończył właśnie siedem miesięcy, ładnie siedział i miał dwa zęby. Inga była zachwycona maluchem. W końcu mnie o to spytała, kiedy byłyśmy już w mieszkaniu Ingmara:

– Mamusiu, a ja mogłabym mieć braciszka?

– Nie wiem, skarbie – odpowiedziałam po chwili zastanowienia. – Najpierw ja musiałabym spotkać kogoś, z kim chciałabym mieć dziecko, a Ingmar nie żyje. Nie wiem czy będę umiała kogoś jeszcze pokochać.

– Ale jak spotkasz, to mi o tym powiesz?

– Na pewno byś się dowiedziała, kochanie – odpowiedziała. – Chociaż szczerze w to wątpię, że tak się stanie... – pomyślałam.
Nie mogłam sobie wyobrazić, że ktokolwiek mógłby zastąpić mi Ingmara. W jego mieszkaniu, w jego łóżku czułam to najmocniej. Położyłam Ingę spać i usiadłam w fotelu w salonie. – Co ja mam zrobić z tym mieszkaniem? – zastanowiłam się. – Trzeba je utrzymywać, dbać o nie. – Pomyślałam o wynajmie na dłuższy czas. To był jakiś pomysł. Trzeba jednak było je najpierw opróżnić z rzeczy osobistych. Postanowiłam się tym zająć, kiedy tylko załatwię wszystkie formalności.

Następnego dnia zostawiłam Ingę u przyjaciół i poszłam do prawnika, żeby odebrać wyrok sądu. Potem z dokumentem poszłam do banku, żeby przepisać konto i lokaty na siebie. W końcu odebrałam dokumenty z banku i wróciłam po córkę do Patrycji.

– Jak się masz? – spytała mnie, kiedy mogłyśmy już usiąść razem na chwilę. Djamel był akurat poza domem.

– Trochę lepiej niż w styczniu, ale nadal beznadziejnie smutno – odparłam. – Minęło tylko pół roku. Wiem, że nic mi go nie zwróci, ale wszystko wydaje mi się bez sensu.

– Mi też się to ciągle w głowie nie mieści – powiedziała wtedy Patrycja. – Ile razy próbuję zrozumieć, jak coś takiego jest w ogóle możliwe, ciągle mam dysonans. Poznajesz młodego, pełnego życia człowieka i parę lat później go już nie ma.

– Poznajesz miłość swojego życia i niedługo potem okazuje się, że musisz całą resztę życia przeżyć bez niego – odpowiedziałam.
Patrycja mnie przytuliła.

– To niesprawiedliwe, co was spotkało. Bardzo niesprawiedliwe. Ale obie wiemy, że życie nigdy nie było sprawiedliwe. Kiedyś chciałam wierzyć, że jest, ale wiele razy do tej pory się okazywało, że nie.

– To prawda. Sprawiedliwość nie istnieje.

–  W przyrodzie. Ale społeczna powinna być. A ty masz coś jeszcze do powiedzenia, Ewka – dodała.

– I zamierzam to powiedzieć – stwierdziłam. – W przyszłym tygodniu jadę z Ingą do Oslo, do rodziców Ingmara. Czas, żeby mój teść przestał sponsorować tego psychopatę, który siedzi w luksusowym więzieniu. Wiem, że Ing by sobie tego życzył.

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz