III.13.

165 30 5
                                    

95. Ingmar.

Czerwiec 2015 r.

Ewa chciała przyjechać do Francji na weekend. Jak mógłbym się nie cieszyć? Skakałem z radości. W myślach obracałem każdą chwilę, którą z nią spędzę. Te w łóżku też, ale przecież nie tylko. Chciałem spędzać z nią czas na każdy możliwy sposób, pokazać jej, jak cudownie żyje się w Paryżu, żeby ona też chciała tu zamieszkać z córką. Żebym miał je blisko. Byłem pewien, że mała Inga mnie polubi. Ja czułem, że mógłbym ją pokochać jak własne dziecko. Moja euforia nie dawała mi spać, nie chciało mi się jeść. Myślałem cały tydzień tylko o tym, że na jego końcu zobaczę wreszcie Ewę.

Lipiec 2015 r.

W końcu się doczekałem. W piątek, 3 lipca koło dziesiątej rano autobus Ewy przyjechał do Paryża. Oficjalnie ona przyjechała oczywiście do Patrycji i Djamela, ale wiedziałem, że większość czasu spędzi i tak ze mną. Jak mogłoby być inaczej? Ewa miała tego dnia urodziny. Skończyła 28 lat. 

Pojechałem po nią na przystanek:

– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się cieszę, że jesteś – powiedziałem, kiedy wziąłem ją w ramiona – Tak strasznie tęskniłem, ukochana.

– Ja też, mój kochany. Nie mogłam się doczekać, kiedy cię zobaczę.

– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Ewo. Mam nadzieję, że spędzisz ten wieczór ze mną i pozwolisz sobie dać prezent?

– Myślę, że Pati i Djam też by chcieli spędzić trochę czasu ze mną – zaśmiała się słodko – ale nocy ci nie odmówię. – Zarumieniłem się momentalnie.

– Wiesz, jak mnie podejść – uśmiechnąłem się do niej, próbując opanować czerwienienie się twarzy. – Dobrze, w takim razie spędzimy ten wieczór razem we czworo, ale potem porywam cię do mnie.

– Umowa stoi – uśmiechnęła się szelmowsko. – Moja Ewa. Moja Nike z Samotraki. Starożytna bogini w ciele kobiety. Mój ideał.

Odwiozłem Ewę do Djamela i Patrycji, do ich nowego mieszkania, którego nie znała. Nie zamierzałem jednak tego dnia odstępować jej na krok. Zostałem więc z nimi cały dzień, nawet jeśli Ewa wolała spędzić trochę czasu z Patrycją. Miałem przecież przyjaciela.


96. Ewa.

Lipiec 2015 r.

Przyjechałam do Francji w moje urodziny z rana. Paryż przywitał mnie piękną pogodą. Wiedziałam, że to będzie wspaniały dzień. Ingmar odebrał mnie z przystanku i wyściskał, a potem zawiózł do Pati i jej męża. Jeszcze nie widziałam ich nowego mieszkania.

Patrycja wyglądała kwitnąco. To był dopiero czwarty miesiąc ciąży, ale miała już malutki brzuszek, który chętnie eksponowała. Djamel chodził dumny jak paw i nie opuścił żadnej okazji, żeby się tym chwalić. Przytulał ją, łapał za brzuszek, uśmiechał się cały czas. Cudownie było widzieć przyjaciół tak szczęśliwymi.

Okazało się, że oni już wcześniej umówili się z Ingmarem, jak spędzimy ten dzień, tylko on się zgrywał. Poszliśmy na obiad, potem na spacer nad Sekwaną. Później wróciliśmy do nich, żeby odpocząć i kazali mi się przygotować na wieczór na coś ekstra. Ingmar wrócił do siebie tylko na trochę, a w tym czasie Patrycja wysłała mnie pod prysznic i kazała ubrać najlepszą sukienkę. Ponieważ zawsze chodziłam w zielonej, tym razem wzięłam sobie ciemnoniebieską i zwiewną. Było przecież bardzo ciepło. Do tego sandały na szpilkach. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Miałam je długości do ramion, nie przeszkadzały. Zrobiłam sobie też delikatny makijaż. Wtedy Pati i Djam też poszli się wykąpać i przygotować. Niedługo przyszedł znowu Ingmar w garniturze:

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz