175. Jurij.
Październik 2018 r.
Oczywiście, musiałem zepsuć ten cudowny moment, inaczej nie byłbym sobą.
– Dziękuję ci za pomoc, Ewo. A masz może drukarkę? – spytałem. I niepotrzebnie tak szybko o to spytałem, bo wtedy zreflektowała się, że siedzimy przytuleni i szybko wstała. Chciałem być uprzejmy, a wyszło głupio.
– Tak, mam, oczywiście. Zaraz ci to wydrukuję – powiedziała i poszła z laptopem do swojej sypialni. Zaraz przyniosła mi cztery kartki. Po dwie wersje w każdym języku. Nadal trzymała komputer w ręce. – Podaj mi swój adres e–mail, to wyślę ci te dokumenty, gdybyś potrzebował je kiedyś zmodyfikować. – Podałem jej mój e–mail. Wysłała mi moje CV. – To teraz masz też mój adres e–mail – uśmiechnęła się. – Jeśli chcesz, mogę wziąć twoje CV jutro do pracy i je zostawić w kadrach – zaproponowała.
– Naprawdę? – ucieszyłem się. – Dziękuję ci, Ewo.
– Nie ma sprawy. I tak tam idę – zaśmiała się. Nawet nie zauważyliśmy, że minęły już trzy godziny i dziewczynki przybiegły zaraz z informacją, że są głodne.
– Zaraz nam coś przygotuję – zaproponowała Ewa. – Skoro tak lubisz gotować, to może mi pomożesz w kuchni? – spytała. Od razu wstałem z miejsca.
Poszliśmy do jej kuchni. Podobało mi się tam. Było jasno i przestronnie. Nie tak, jak w tych starych blokach, gdzie mieszkałem z Olgą.– Co robimy? – spytałem.
– Umiesz robić kruche ciasto? – spytała.
– Nie bardzo.
– To pokrój, proszę, kiełbasę, ser, cebulę i pieczarki w kosteczkę – poprosiła, podając mi deskę, nóż i te produkty.
Wziąłem się do pracy. Ona też. Kątem oka widziałem, jak wyrabia w misce ciasto, a potem wykłada je na okrągłą płaską blaszkę i wstawia do piekarnika. Nie wiedziałem co robi. Ciasto z kiełbasą? Przyglądając jej się, o mało nie odciąłem sobie palca. Skaleczyłem się trochę. Ewa podeszła wtedy do mnie i z troską owinęła mi palec chusteczką, a potem kazała ją przytrzymać. Sama poszukała gazika, wody utlenionej oczyściła mi rankę, a potem zakleiła palec plasterkiem opatrunkowym. Jak wykwalifikowana ratowniczka.– Dziękuję. Masz wprawę – zauważyłem.
– No mam. Ja też sobie ciągle coś robię – zaśmiała się serdecznie i spojrzała na mnie z pobłażliwością. – Trzeba było patrzeć na palce, a nie rozglądać się po kuchni. – Zaczerwieniłem się mimowolnie. A więc zauważyła, że zerkałem na nią. Skończyłem to krojenie i spytałem:
– Co mam teraz zrobić?
– Już nic. Spód do tarty musi się podpiec, potem wykłada się te kosteczki i zalewa ubitymi jajkami z przyprawami.
– Takie małe jajka?
– To przepiórcze. Na kurze Inga jest uczulona – wyjaśniła. – Ale te smakują dobrze.
– I co to będzie?
– Tarta lotaryńska. Najlepsze, co mają we Francji – stwierdziła. – Ale w mojej modyfikacji.
– Nie byłem nigdy we Francji – odparłem.
– To wszystko, co najlepsze, jeszcze przed tobą – uznała i uśmiechnęła się znowu do mnie. Jakie to było cudowne uczucie, tak patrzeć jak ona się uśmiecha.
Pół godziny później jadłem jedną z najlepszych potraw, jakich w życiu próbowałem. Ewa wyjaśniła mi, że to coś nazywa się quiche lorraine i je się to w południe, jako przekąskę. Tylko Francuzi nie dodają pieczarek. Powiedziała mi też, że tarty we Francji mogą być słodkie lub słone, ale zawsze są wyjątkowe. I już zacząłem jej wierzyć.
Dzieciakom też smakowało. Inga oczywiście już znała tę tartę, ale Olga, tak jak ja, próbowała jej pierwszy raz.
CZYTASZ
WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIE
Roman d'amour[NOWOŚĆ - ZAKOŃCZONE]. Romans pełen emocji! Maj 2018 roku, Ewa i Jurij, kobieta i mężczyzna po trzydziestce, spotykają się w sklepie. On tam pracuje, ona robi zakupy. Zamieniają ze sobą kilka zdań. Pozornie nic ich nie łączy i pod koniec dnia żadne...