58. Patrycja.
Sierpień 2014 r.
W drugiej połowie sierpnia pojechałam z Djamelem na największą przygodę mojego życia. Do Afryki. Nie powiem, że nie miałam stracha. Ostatecznie jednak, jak sobie wytłumaczyłam, Senegal był przez wieki francuską kolonią i europejskie wpływy były w tym kraju bardzo silne. Językiem urzędowym był francuski, a Dakar był cywilizowanym miastem. Tak to sobie tłumaczyłam.
Oczywiście, lotnisko i centrum miasta były cywilizowane. Można było porozumieć się po francusku i angielsku, a miejscowi wypatrywali turystów z prawdziwym poświęceniem. Djamel jednak zamykał im usta, odzywając się w języku swojego ojca, największym miejscowym narzeczu, wolof*.
– Kochanie, mam do ciebie wielką prośbę – powiedział do mnie, kiedy zameldowaliśmy się w hotelu i weszliśmy do swojego pokoju.
– Jaką?
– O ostrożne dostosowanie się do miejscowej kultury i nie obrażanie moich rodaków nieprzemyślanym zachowaniem...
– Rozumiem, że pora na lekcję? – Uśmiechnęłam się do niego pobłażliwie.
– Tak. Postaram się wszystko ci wyjaśnić jak najlepiej. I obiecuję, że nie będę od ciebie wymagać niczego ponad twoje siły.
– A ja obiecuję, że się bardzo postaram przyswoić sobie te podstawowe informacje. – Djamel uśmiechnął się, a potem mnie przyciągnął i pocałował.
– Tak możemy się zachowywać w hotelu... albo we Francji – zaczął wyjaśniać. – Na ulicach, a już na pewno w moim domu rodzinnym nie możemy trzymać się za ręce, już nie mówiąc o całowaniu. Dasz radę?
– Dam radę. Co jeszcze?
– A więc wiesz, że będzie coś jeszcze?
– Domyśliłam się, że nie robiłbyś takiej afery o trzymanie się za ręce i buziaki.
– Masz rację. Nie robiłbym. Jeszcze ubranie. Jeśli pozwolisz, kupię ci lokalny tradycyjny strój. Powinnaś mieć zakryte ramiona i kolana.
– Jeśli będę mogła wybrać sobie kolor, to może być. To będzie fajna pamiątka.
– Też tak myślę. Chciałbym, żebyś się kiedyś dla mnie w niego ubrała – puścił do mnie oko.
– Pomyślimy o tym – odpowiedziałam z szelmowskim uśmiechem.
– Dziękuję. I jeszcze jedno...
– Tak?
– Mów, proszę, jak najmniej, szczególnie w obecności mojego ojca. Przy siostrach możesz gadać do woli. U mnie w domu wszyscy jako–tako mówią po francusku.
– Dobrze. To wszystko?
– Raczej tak. Jeśli coś mi się przypomni, powiem ci, kochanie.
– Dziękuję. Jak będziesz zawsze taki kochany, to jakoś dam radę.
– To ja tobie dziękuję.
Następnego dnia rano poszliśmy na targ, gdzie Djamel znalazł dla mnie piękną sukienkę z bardzo cienkiej bawełny. W sam raz na upalne lato. Wybrałam sobie kolorystykę w odcieniach śliwki, fioletu i purpury. Do kompletu szal, który w razie czego można założyć na głowę i ramiona, czego miałam nadzieję uniknąć. Nie wybierałam się przecież do meczetu. Potem zabrał mnie na spacer po mieście. Szliśmy obok siebie, nie trzymając się za ręce. To było dla mnie trochę dziwne. Parę razy zatrzymałam się na tym, że już chciałam go dotknąć, musnąć palcami, złapać za rękę, ale na szczęście za każdym razem dawałam radę sobie o tym przypomnieć. Ciekawa byłam czy tak będzie też z gadaniem w towarzystwie...
CZYTASZ
WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIE
Romansa[NOWOŚĆ - ZAKOŃCZONE]. Romans pełen emocji! Maj 2018 roku, Ewa i Jurij, kobieta i mężczyzna po trzydziestce, spotykają się w sklepie. On tam pracuje, ona robi zakupy. Zamieniają ze sobą kilka zdań. Pozornie nic ich nie łączy i pod koniec dnia żadne...