I.16.

207 28 1
                                    

44. Jurij.

Kwiecień 2013 r.

Oleńka skończyła rok, a ja ciągle byłem szczęśliwy. Kończyłem właśnie moją pracę doktorską z biologii, liczyłem, że złożę ją do końca roku akademickiego. Swieta dużo wyjeżdżała na szkolenia, poligony i ćwiczenia, ale kiedy była w domu, byliśmy prawdziwą szczęśliwą rodziną. Jak każdy młody i szczęśliwy człowiek nie wyobrażałem sobie nawet, że coś mogłoby pójść nie tak.

Wrzesień 2013 r.

Obroniłem pracę doktorską 25 września 2013 roku. Od razu dostałem pracę na uniwersytecie, bo jeden z profesorów odchodził właśnie na emeryturę. Ustawiłem sobie godziny pracy tak, żeby móc jak najwięcej czasu spędzać z Olgą. Swietłana ciągle dużo pracowała, ale i tak spędzaliśmy razem dużo czasu. Nie miałem jej za złe, że ciężar opieki nad dzieckiem i domem ciąży na mnie. Taki jest koszt, kiedy ktoś zakochuje się w żołnierzu. Moja żona była świetna w tym, co robiła, i wróżono jej wielką karierę.

Znajomi zawsze mi się dziwili, że ożeniłem się z kimś tak różnym ode mnie, ale to miało też swoje plusy. Nie nudziliśmy się sobą, no i od kiedy urodziła się Olga, byliśmy świetnie dopasowani fizycznie. Wystarczyło mi spojrzeć na żonę, jak ubiera rano bieliznę, a potem mundur i wojskowe buty, żebym znowu miał ochotę zaciągnąć ją do łóżka. Ona nawet w polowym uniformie wyglądała seksownie. 

Mieliśmy wszystko: siebie, dziecko, pracę i mieszkanie. Co mogło pójść nie tak?


45. Ingmar.

Lato 2013 r.

Elsa została w Paryżu do końca roku akademickiego, a potem wyjechała z powrotem do Szwecji. Nie było mi jakoś szczególnie żal, bo wiedziałem, że tak będzie, ale po jakimś czasie zacząłem za nią tęsknić. Dzwoniłem, rozmawialiśmy. 

W końcu pojechałem do niej na tydzień w lipcu. Spędziliśmy razem miło czas nad jeziorem. A potem ona stwierdziła, że musi szukać pracy i nie będzie mogła poświęcić mi więcej czasu. Uznałem, że skoro już jestem w Szwecji, pojadę też do Norwegii. Nie byłem w domu od dwóch lat...

Oslo się zmieniło. Na ulicach miasta można było wyczuć nieufność, której nie było wcześniej. Ludzie spoglądali z niepokojem zarówno na imigrantów, jak i na Norwegów noszących bojówkarskie ciuchy i tatuaże. Złowieszczy cień zbrodniarza, który siedział w luksusowym więzieniu i pisał stamtąd prawicowe manifesty, wisiał nad całym narodem. Obawiałem się spotkania z rodzicami, a zwłaszcza z ojcem. Niepotrzebnie jednak. Rodzice bardzo się ucieszyli, że mnie widzą.

– Co u ciebie, synku? – spytała mama, kiedy usiedliśmy przy stole, na tarasie, korzystając z lipcowej pogody (nie muszę chyba mówić, że w porównaniu z lipcem w Paryżu, w Oslo było zwyczajnie zimno?).

– No cóż... Pracuję nadal w muzeum i ciągle czekam na propozycję pracy na uczelni.

– A prywatnie?

– Wieje chłodem – zaśmiałem się.

– Jesteś jakiś inny. Smutny taki.

– Przez ostatnie dwa lata nie układało mi się najlepiej w życiu prywatnym. Najpierw poznałem wyjątkową dziewczynę, która jednak wyjechała z powrotem do swojego kraju i wyszła za mąż za innego. Potem przez kilka miesięcy spotykałem się z Elsą, ale on też wróciła do siebie. Właśnie spędziłem z nią tydzień wakacji w Szwecji. Ale ja wracam do Paryża. Tam jest moje miejsce.

– To już nie ma interesujących kobiet w Norwegii? – zdziwił się mój ojciec, który dopiero wtrącił się do rozmowy.

– Nie twierdzę, że nie ma – zaprotestowałem. – W każdym kraju są interesujący ludzie. Ale nie mam wpływu na to, kogo spotykam. A już na pewno nie na to, w kim się zakocham. Doszedłem do wniosku, że skupię się na pracy, a jak ktoś mi jest przeznaczony, to się znajdzie. – Mój ojciec się wtedy zaśmiał:

– To tak nie działa, synu. Jesteś Wikingiem, czy tego chcesz czy nie. A Wikingowie walczą o swoje kobiety. Jak tego nie zrozumiesz, nigdy nie znajdziesz szczęścia. Wiem, że nie zgadzasz się ze mną w kwestiach politycznych i masz do tego prawo. Jesteś dorosły. Ale nie można całkowicie odżegnać się od swojej przeszłości i swojej natury.

Już byłem gotów odpowiedzieć ojcu, że mówi bzdury i że mam prawie trzydzieści lat, za stary jestem, żeby tego słuchać, ale coś mnie tknęło. Przypomniałem sobie, jak śmiałem się z Patrycji, która zasugerowała mi, że powinienem był pojechać po Ewę do Polski. Mama na chwilę poszła po coś do domu, więc zadałem ojcu trudne pytanie:

– Tato, co by zrobił Wiking, co ty byś zrobił, gdyby kobieta twojego życia wyjechała, a potem wysłała ci zaproszenie na ślub z innym?

– Upewniłbym się, że na pewno chce za niego wyjść. A jeśli nie... porwałbym ją sprzed ołtarza – zaśmiał się mój ojciec.

– Nie wierzę.

– Ale ja tak zrobiłem – mrugnął do mnie z szelmowskim uśmiechem. Zrobiłem wielkie oczy.

– Jak to?

– Twoja mama była zaręczona, kiedy się poznaliśmy. Nie zdążyłem zapobiec temu, bo przygotowania do ślubu były już zaawansowane. Mimo to spotykałem się z nią. Chciałem ją przekonać, że popełnia błąd i to ja jestem facetem dla niej. Zasiałem w niej wątpliwości. Dzień przed ślubem odwołała wszystko. Powiedziała rodzinie i narzeczonemu, że nie jest pewna czy dobrze robi. Potem zaczęła spotykać się ze mną. Rok później była moja żoną, a potem urodziłeś się ty.

– Jestem idiotą, tato – westchnąłem. – A ja jej pozwoliłem wyjechać...

– Twoja historia nie musiała być taka sama. Próbuję ci tylko powiedzieć, że o swoje trzeba czasem powalczyć. Nieważne czy to kobieta, praca czy własne zdanie. Już to zrobiłeś, wyjeżdżając do Francji i stawiając na swoim. Zrobiłeś doktorat. Jestem z ciebie dumny – ojciec mnie uścisnął, a ja zaniemówiłem.

Zostałem u rodziców cały tydzień, tym samym kończąc swój urlop. Ale nie żałowałem tego. Potem wróciłem do Paryża i zadzwoniłem na uczelnię. Tam mnie poinformowali, że właśnie mieli dzwonić do mnie, bo od października zwalnia się miejsce w katedrze sztuki starożytnej i chcieliby mnie zatrudnić, jako specjalistę w tej dziedzinie. Byłem zachwycony. W końcu wszystko zaczęło układać się tak, jak powinno.

We wrześniu zadzwoniła do mnie Elsa. Powiedziała, że dostała propozycję pracy w szwedzkiej firmie AEG pod Paryżem. Potrzebowali tam kogoś, kto świetnie mówi po szwedzku i francusku, żeby koordynować współpracę filii z firmą matką, która ma siedzibę w Sztokholmie. I że przyjeżdża.

– To świetnie – ucieszyłem się. – Gratuluję ci nowej pracy.

– Dziękuję. Przyjadę trochę wcześniej. Spotkamy się

– Jasne.

Jesień 2013 r.

Elsa zaczęła we wrześniu pracę w AEG, a ja w październiku na Beaux–Arts. Trochę mi było żal rezygnować z Luwru, ale przecież to o pracy na uczelni marzyłem całe życie. W listopadzie Elsa doszła do wniosku, że zamiast jeździć w tę i z powrotem, powinniśmy zamieszkać razem w pół drogi. Oddaliśmy z Djamelem mieszkanie, bo on i tak wyprowadzał się do Patrycji. Wynająłem większe mieszkanie z Elsą i zacząłem nowe życie. W końcu wszystko układało się tak, jak powinno. 



I tak kończy się długi Rozdział I. W następnym poznacie dalsze losy wszystkich bohaterów. I coś się znowu zamiesza... Zapraszam :-)

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz