VI.7.

197 34 6
                                    

166. Ewa.

Wrzesień 2018 r.

3 września Inga rozpoczęła nowy rok przedszkolny. Zerówkę. Jeszcze tylko rok i do szkoły. Nie chciało mi się wierzyć, że ona tak szybko urosła. Dopiero co była taką małą dzidzią...

Michał zadzwonił do mnie 4 września, że będzie musiał zostać do końca miesiąca w swojej rodzinnej miejscowości. Nie mogłam mieć do niego pretensji. Właśnie stracił ojca, ale znalazł brata. Musiał się nim zająć. Powiedziałam mu więc, że nie ma sprawy i może zatrzymać mój samochód tak długo, jak będzie potrzebował. Trzymałam mocno kciuki za to, żeby wszystko się im udało.

Na weekend Ania i Jakub zaprosili mnie z Ingą do siebie na grilla. Zgodziłam się, bo i tak nie miałam nic innego do roboty. Pogoda była ładna, a Michał daleko. Inga się ucieszyła, że ma towarzystwo i szybko pobiegła bawić się z Małgosią, która była w jej wieku.

– I co u ciebie, Ewo? – spytała Ania po raz kolejny.

– To samo, co do tej pory – odparłam ze śmiechem. – No, poza tym, że Inga już chodzi do zerówki. Niepojęte, jak te dzieci rosną...

– Jurij mówi to samo – zauważył Jakub.

– Ach, Jurij... – przypomniałam sobie. – Właśnie, skąd go znacie?

– Kiedy on przyjechał do Polski, do pracy, najpierw pracował ze swoim przyjacielem, Igorem, w naszej firmie – wyjaśnił Jakub. – Potem sprowadził do Polski swoją córeczkę, którą wychowywał sam od czasu śmierci żony. Mała miała chyba dwa latka, jak jej mama zginęła.

– Zginęła? – zdziwiłam się.

– Tak, na wojnie – odpowiedziała Ania. – A Jura był nieporadny, jak każdy obcokrajowiec. Nie wiedział, jak załatwić dokumenty córce, jak ją zapisać do przedszkola, jak to zrobić, żeby nie pracować na nocne zmiany... Pomogliśmy mu trochę i tak się zaprzyjaźniliśmy. Jego Olga chodziła do tej pory z naszą Gosią do przedszkola prywatnego. Dopiero w tym roku zapisał córkę do publicznej zerówki, żeby było taniej.

– No tak... – Nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam pod wrażeniem tego, jak samotny ojciec pokonywał wszystkie przeszkody, żeby być z córką. – Dużo Ukraińców pracuje w Polsce – zauważyłam. – Ale on jest jakiś inny.

– To prawda. Jedna z pierwszych rzeczy, jakich się nauczył, to czytanie po polsku. A potem spytał mnie, gdzie jest biblioteka – przypomniała sobie Ania.

– Naprawdę? – nie dowierzałam. – To naprawdę musi być wyjątkowy facet.

– Na pewno jest bardzo pracowity i staranny w tym, co robi. Cenili go u nas w fabryce, cenią go i w tym sklepie, chociaż ja uważam, że on się tam marnuje.

– To po co tam poszedł do pracy? – zdziwiłam się.

– Żeby móc opiekować się córką.

– Wszystko jasne. – Nie miałam więcej pytań. Czułam podziw dla tego walecznego młodego ojca, tym bardziej, że znałam takich ojców, którzy w ogóle nie interesowali się dziećmi. Jak choćby mój były mąż, który od prawie dwóch lat nie widział Ingi.

Potem zmieniliśmy temat. Rozmawialiśmy jeszcze z Anią i Jakubem o dzieciach, o jedzeniu, o Francji, Patrycji, Djamelu i ich synku. – A wy kiedy pojedziecie ich odwiedzić? – spytałam.

– Może w przyszłym roku – odpowiedział Jakub. – Musimy nazbierać trochę kasy.

Spędziłam miły dzień w ich towarzystwie. Inga świetnie się bawiła. Ten weekend nam się udał.
W niedzielę wieczorem moja córka kładła się spać, jeszcze podekscytowana.

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz