I.11.

209 29 6
                                    

30. Patrycja.

Luty 2012 r.

Ewa wyskoczyła z tym tematem ni stąd, ni z owąd. Najpierw ją wyśmiałam. Ale w sumie nie miałam nic do roboty. A poza tym naprawdę miałam ochotę spotkać się jeszcze z tym jej Ingmarem. On wydawał mi się niesamowity z wiedzą o sztuce, którą miał. Ależ jej się trafiło! Jeden facet lepszy od drugiego. Cieszyłam się jednak, że spławiła Kamila. Tak było lepiej dla niej. I uczciwiej dla nich obojga.

Zgodziłam się. Może oszalałam, ale zgodziłam się na tę dziwną podwójną randkę. Co miałam innego do roboty?

W sobotę rano spotkaliśmy się wszyscy. Tym razem nie była to randka w muzeum. Najpierw spotkaliśmy się w kawiarni, a potem poszliśmy na spacer po dzielnicy łacińskiej. Tam ja mogłam zabłysnąć. I Djamel.

– Wiecie, co tam jest napisane? – spytałam, kiedy przechodziliśmy jednego z kościołów, dumna, że czasem nawet wiedza wyniesiona z dobrego humanistycznego liceum może się przydać.

– Nie znam tak dobrze łaciny – odpowiedział Ingmar. Przetłumaczyłam im więc ten napis.

– Popisujesz się, Pati – powiedziała mi wtedy Ewa po polsku.

– Miło jest czasem zrobić na kimś wrażenie – odpowiedziałam jej ze śmiechem. Ingmar i Djamel patrzyli na nas zdziwieni. Myśleli, że któraś z nas im to przetłumaczy, żeby wiedzieli, z czego się śmiejemy, ale nie doczekali się. Potem poszliśmy do Panteonu. Tam przed grobem Woltera Djamel zrobił nam „krótki" wykład z literatury oświeceniowej. Okazało się, że był fanatykiem Woltera i pisał akurat pracę doktorską na jego temat. Dopiero wtedy spojrzałam na niego w innym świetle. A dokładniej, w świetle, które padało na niego z góry, kiedy to mówił. Wiem, że to taka architektura budynku*, ale zrobiło to na mnie piorunujące wrażenie. Uśmiechnęłam się, patrząc na niego. Człowiek z pasją zawsze jest interesujący. Zauważył to i odwzajemnił mój uśmiech, ale nie przerwał opowiadania. 

Tymczasem Ewa i Ingmar widzieli tylko siebie, jakby mieli jakieś klapki na oczach. Ewa była jednak trochę inna niż zwykle. Zamyślona. Biła od niej melancholia. Nie rozumiałam czemu. Djamel też zauważył, że oni w ogóle nie zwracają na nas uwagi, więc kiedy wyszliśmy z Panteonu, zaczął rozmawiać ze mną. Pytał, skąd wzięłam się we Francji, co mi się tu podoba, a co nie. Opowiadał mi o swoich studiach, o tym, jak trudno było przyjechać do Europy z Afryki i poczuć się tu, jak u siebie. Rozumiałam go. Mi było trudno, a jestem Europejką. A jak musiał się czuć on? Opowiedział mi o sobie więcej, chyba nawet więcej niż sam chciał. Dowiedziałam się w ten sposób, że jego ojciec jest islamskim fanatykiem. Ale że nie zawsze tak było. Kiedyś podobno mieszkał we Francji, ożenił się z Francuzką, Djamel urodził się tu. To by wyjaśniało, czemu nie miał tak ciemnej skóry, jak inni Senegalczycy, których poznałam. Ale kiedy miał trzy latka, jego matka zginęła w wypadku samochodowym. I wtedy ojciec zabrał syna do Senegalu, ożenił się tam jeszcze trzy razy. Z każdą żoną miał kilkoro dzieci. Djamel opowiedział mi też, że najbardziej kochał swoją najmłodszą siostrę, Aminę, która miała dopiero piętnaście lat. I że marzył, że kiedyś zabierze ją ze sobą do Francji. 

Zanim skończyła się nasza „podwójna randka", poczułam się, jak na prawdziwej randce. Opowiedziałam mu więc o swojej rodzinie. O tym, że wychowałam się na wsi, a szkołę kończyłam w małym miasteczku, że mam pięcioro rodzeństwa, więc w pewnym sensie go rozumiem. Że też jestem najstarsza. Powiedziałam mu coś, czego nie powiedziałam dotąd nikomu we Francji. Że wyjechałam za granicę zaraz po maturze, bo moich rodziców i tak nie byłoby stać na studia dla mnie. Musiałam po prostu być samowystarczalna, żeby ich odciążyć. W jego oczach zobaczyłam coś więcej niż zrozumienie. On dokładnie wiedział, jak się czuję. To było o tyle niesamowite, że facet pochodził z zupełnie innego obszaru kulturowego. A jednak wyszło na to, że pewne ludzkie sprawy są uniwersalne.

– Wiesz, zawsze myślałem tylko o tym, żeby być porządnym człowiekiem – powiedział mi w pewnym momencie. – Nie muszę być bogaty, uczę się dla siebie. Ale nigdy nie chciałbym, żeby ktoś przeze mnie cierpiał. Można przecież być dobrym człowiekiem, nie posiłkując się żadną religią...

– Kantowski imperatyw moralny? – spytałam, łapiąc w mig, co miał na myśli.

– Tak, dokładnie o to chodzi – odpowiedział, a jego twarz rozjaśnił uśmiech. – Pierwszy raz spotkałem we Francji kogoś, kto to od razu zrozumiał.

– To zabrzmiało jak komplement.

– To był komplement. Wymienimy się numerami? – spytał wtedy. – Nie chcę musieć liczyć na Ingmara, a chciałbym się jeszcze z tobą spotkać.

– Pewnie – odpowiedziałam bez wahania.


31. Djamel.

Luty 2012 r.

Byłem ciekawy tej koleżanki Ewy, bo zupełnie jej nie pamiętałem z kursu językowego. Zresztą, kto by pamiętał wszystkich ludzi, jakich poznał na kursie ponad siedem lat wcześniej? Kiedy już się sobie przedstawiliśmy, Ingmar i Ewa zajęli się głównie sobą, więc chcąc czy nie chcąc, musiałem dotrzymać towarzystwa tej Patrycji. 

Wyglądała zupełnie inaczej niż Ewa. Poznałem już dwie Polki i byłem zdziwiony. Myślałem wcześniej, że wszystkie kobiety w Europie Wschodniej wyglądają tak samo: blondynki z jasnymi oczami i dużym biustem. A jednak oglądanie pornoli nie wychodzi na zdrowie. Głupieje się od tego. Obie wyglądały zupełnie inaczej niż stereotypowe Polki. Ewa była drobną szatynką z nieokreślonym kolorem oczu, a Patrycja była wysoka, miała kręcone ciemne włosy i jasnobrązowe oczy. Pewnie nigdy nie zwróciłbym na nią uwagi na ulicy, ale kiedy zaczęliśmy rozmawiać, zrozumiałem co w Polkach jest takiego niezwykłego. Były inteligentne i bardziej pewne siebie niż kobiety w Afryce, ale mniej aroganckie niż Francuzki. Zanim dzień się skończył, sam poprosiłem ją o numer telefonu. Nie, żebym nagle poczuł jakieś nieodparte przyciąganie. Po prostu miałem ochotę jeszcze się z nią spotkać, żeby tak rozmawiać.

Kiedy wieczorem byliśmy już w domu, podziękowałem przyjacielowi:

– Stary, naprawdę się cieszę, że mnie zabrałeś dziś na to spotkanie.

– Ja też się cieszę, że ci się podobało.

– Wiesz, muszę ci powiedzieć, że wiele dziś przemyślałem...

– Co takiego?

– Rozumiem, co pociąga cię w Ewie, poza tym oczywiście, że jest bardzo ładna.

– Tak?

– Tak. Polki są jakieś inne. Jak się zaczyna z nimi rozmawiać, uroda przestaje mieć znaczenie, choć jest miłą ozdobą. Te kobiety mają moc.

– Och, żebyś wiedział, że mają – odpowiedział mój przyjaciel i zaczął się śmiać.

– Chciałem ci powiedzieć, że nie będę ci już przeszkadzał w randkach z Ewą. Wziąłem od Patrycji numer telefonu.

– O! – zaskoczyłem go trochę, bo nie powiedział nic więcej.

– Co za „o"?

– No, cieszę się – powiedział wtedy. Bawcie się dobrze.



* Zdjęcie grobu Woltera w Panteonie wrzuciłam w grafikę, żebyście wyobrazili sobie, jak to mogło wyglądać.

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz