I.4.

306 43 19
                                    

10. Ewa.

Listopad 2011 r.

Ta niedziela, spędzona w Luwrze, nie tylko upewniła mnie, że chcę się jeszcze spotkać z Ingmarem, ale również spowodowała u mnie niespodziewany wybuch ciekawości, otwartości na inne kultury, fascynacji odmiennością. Patrycja przewracała oczami, kiedy się żegnaliśmy, obiecując sobie, że się jeszcze spotkamy. Kiedy wróciłyśmy do domu, koleżanka spojrzała na mnie krytycznie i w końcu to powiedziała:

– Kiedy zamierzasz mu powiedzieć, że jesteś zaręczona i przyjechałaś tu, żeby zarobić na wesele?

– A czemu to miałoby go obchodzić?

– Czy ty oczu nie masz, dziewczyno? – zirytowała się Patrycja. – Przecież to jasne jak słońce, że ten facet nie zainteresował się tobą z powodu twojej słodkiej pozy à la Nike z Samotraki. On na ciebie leci i to tak, że trzeba go będzie od ciebie kijem odganiać...

– Przesadzasz, Pati. Myślisz, że kobieta i mężczyzna nie mogą być po prostu przyjaciółmi?

– Mogą. Jak są gejem i lesbijką. Inaczej zawsze któreś może chcieć czegoś więcej – odparła Patrycja pragmatycznie.

– Dobrze, powiem mu, jeśli się jeszcze spotkamy.

– Spotkacie się. Widziałam to dziś po was obojgu.


11. Patrycja

Wrzesień 2004 r.

Do Francji pojechałam zaraz po liceum. Nie poszłam na studia, bo nie umiałam się zdecydować, na jakie chcę iść. I tak mi zostało do dziś. W Paryżu najpierw zajmowałam się dziećmi i chodziłam na kursy językowe. Potem poszłam na anglistykę i dorywczo pracowałam w bibliotece miejskiej. Zrobiłam dwa lata studiów, pierwszy dyplom, czyli DEUG* [fr. Diplôme d'études universitaires générales, czyli dyplom studiów ogólnych]. Potem wymyśliłam, że pójdę na komunikację publiczną. Tym razem dobrnęłam do licencjatu. Ale to znowu nie było to, co chciałabym robić przez całe życie. Tymczasem znalazłam naprawdę dobrą pracę i musiałam odłożyć naukę bliżej nie określonego czegoś na przyszłość. Zrobiłam za to kurs księgowości w firmie.

Polka w Paryżu. Na początku traktowali mnie jak dziwadło. Wymawiali mi akcent, sposób ubierania się, wszędzie czułam na sobie pobłażliwe spojrzenia, żebym sobie czasem nie pomyślała, że jestem u siebie. I nie czułam się jak u siebie przez długi czas. Nie zauważyłam nawet, kiedy się w końcu poczułam. To nie przyszło nagle. Po prostu pewnego dnia zorientowałam się, że idąc tymi samymi ulicami, poczułam swojskość, a w sklepie nikt nie rozpoznawał już po akcencie, że nie byłam stąd.

Teraz dobrze mi się żyło we Francji. Od dawna nikt mnie już tu nie traktował jak obcą osobę. Czasem jednak czułam się samotna. I tęskniłam za Polską, zwyczajami, rodziną, przyjaciółmi, znajomymi. Ucieszyłam się więc, kiedy Ewa powiedziała, że szuka dobrze płatnej pracy, żeby zarobić na wesele. Tej to się powodziło. Facet jej się oświadczył. Moje życie prywatne świeciło pustką. Od kiedy mieszkałam we Francji, miałam jednego chłopaka na każdych studiach. Studia się kończyły, znajomość też. Tak, jakby chodzili ze mną, żeby ktoś im robił notatki i mówił, co będzie na następnych zajęciach. A może rzeczywiście tak było?

Jedyne, co naprawdę kochałam, to była sztuka. Nie opuszczałam żadnej pierwszej niedzieli w miesiącu*, żeby odwiedzić jakieś muzeum. Tym razem była u mnie Ewa, więc zabrałam ją do Luwru, w którym byłam już milion razy i nigdy nie miałam go dość. Ewa wpadła w trans. Chłonęła ducha Luwru przez cały dział starożytności. Rozumiałam ją. Sama tak się czułam za pierwszym razem tutaj. 

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz