III.12.

188 35 24
                                    

93. Ingmar.

Kwiecień 2015 r.

– Mówię ci, że ją kocham, czy to do ciebie nie dociera? – spytałem Djamela po raz kolejny, kiedy wyrzucał mi, że nie mówiąc nic nikomu pojechałem do Ewy, do Polski.

– A ja ci przypominam, że jesteś żonaty i Elsa nic nie wie na ten temat, żeby to się miało zmienić.

– To co? Mam do niej zadzwonić do Sztokholmu i jej to powiedzieć?

– Nic by się nie stało.

– A ja myślę, że zasługuje na to, żeby usłyszeć to ode mnie osobiście.

– To prawda – wtrąciła się Patrycja – ale Ewa też uważała, że wypadało się pożegnać osobiście z Kamilem i, jak wszyscy wiemy, nic dobrego z tego nie wyszło – przypomniała mi. – Pewne rzeczy trzeba mówić osobiście, a inne niekoniecznie. Ale jeśli uważasz, że chcesz z nią porozmawiać, spotkaj się z nią w miejscu publicznym, a nie w domu.

– To jednak moja żona...

– To ci właśnie mówię – powiedział wtedy Djamel. – Trzeba podjąć męską decyzję. Nie możesz mieć dwóch naraz. Im szybciej podejmiesz tę decyzję, tym lepiej będziesz czuł się potem.

– A jeśli jeszcze raz skrzywdzisz Ewę, nie daruję ci – dodała Patrycja.

– Ja też nie – stwierdził Djamel. – Wiem, że jesteśmy przyjaciółmi od dziesięciu lat, ale Ewa to samo dobro. Nie można komuś takiemu wbijać noża w serce drugi raz. Ogarnij się, Ing.

– Może macie rację... – westchnąłem. – Dobra, dość mam tej pogadanki. Wracam do siebie – stwierdziłem. Pożegnałem się z Djamelem i Patrycją i poszedłem do domu. Właśnie zaczął się kwiecień. Wiedziałem, że na weekend ma przyjechać Elsa i nie miałem pojęcia, co zrobić. Nie chciałem krzywdzić żony. Spędziliśmy razem wiele fajnych chwil i zawsze była dla mnie oparciem. To ona wyciągnęła mnie z niebytu, w który wpadłem po wyjeździe Ewy. Jedyną naszą bolączką, a może raczej moją, był brak dzieci. Nie mogłem jednak ukryć, nawet sam przed sobą, że moje przywiązanie do Elsy jest niczym w porównaniu z wszechogarniającą miłością do Ewy, którą czułem od kiedy ją poznałem. Postanowiłem, że porozmawiam z żoną przy najbliższej okazji. No, może nie w naszą rocznicę ślubu, bo to byłoby okrutne. Ale niedługo.

Elsa przyjechała tym razem dopiero w sobotę, tłumacząc się tym, że nie miała lotu w piątek. Zauważyła, że wyjeżdżałem, bo moja walizka stała w korytarzu. Mogłem ją jednak schować. Moje lenistwo mogło mi się teraz odbić czkawką. Oczywiście Elsa spytała czy coś przygotowałem na naszą rocznicę. A co miałem przygotować? Na szybko sprawdziłem co jest w teatrach, tak na wszelki wypadek. Trafiłem na „Sceny z życia małżeńskiego" Bergmana i uznałem, że to dobre podsumowanie końca małżeństwa. Potem poszliśmy do restauracji, a wieczorem do łóżka. Ja byłem raczej bierny, ale Elsa nie wydawała się tym specjalnie przejęta. Wyjechała w niedzielę po południu, nie spędziwszy ze mną nawet dwóch dni.

Od kiedy Elsa wyjechała, zacząłem myśleć o tym, jak to zrobić, żeby się z nią rozstać i jak wyglądałoby moje życie z Ewą. Ona kończyła doktorat w Polsce. Mogłaby przecież zrobić we Francji agregację. Jej córka oczywiście musiałaby mieszkać z nami, ale to mi w ogóle nie przeszkadzało. W myślach dorabiałem już małej Indze rodzeństwo. Moje dziecko. Z Ewą. To in vitro musi zadziałać... W samym fakcie, że dała córce na imię Inga było już coś, co wskazywało, że to ze mną chciała mieć dzieci. Rozmarzyłem się...

Maj 2015 r.

Djamel i Patrycja sprzedali mi wielką nowinę. W grudniu mieli zostać rodzicami. Byłem dumny z przyjaciół. Pogratulowałem im z całego serca, chociaż w sercu kłuła mnie zazdrość. – Oni też będą rodzicami, a ja ciągle nie...

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz