I.12.

202 34 21
                                    

32. Ewa.

Luty 2012 r.

Ta podwójna randka to był mój pomysł. Chciałam uniknąć sytuacji, żebym była za długo sama z Ingmarem. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Ale przynajmniej spędziliśmy razem fajną sobotę.

W niedzielę rano Patrycja mnie spytała, czemu nie spotykam się z Ingmarem.

– Umówimy się na następny weekend – stwierdziłam. – Muszę trochę odpocząć. Wczoraj byliśmy cały dzień poza domem. – Ale w głębi duszy wiedziałam, dlaczego się z nim nie spotykam. Było mi przykro, ale musiałam najpierw się upewnić, co mi jest.

W poniedziałek poszłam po pracy do lekarza, żeby usłyszeć wyrok.

– Termin ostatniej miesiączki poproszę.

– 18 grudnia – odpowiedziałam.

– Z kalendarza wynika, że sześć tygodni i jeden dzień. Zaraz sprawdzimy na usg – powiedział ginekolog. Na ekranie zobaczyłam małą plamkę, którą lekarz określił jako prawidłowy obraz sześciotygodniowej ciąży.

– Ale jest pan pewien, że nie mogłam zajść w ciążę później?

– Tak, proszę pani. Na pewno zarodek ma około sześciu tygodni. Różnica może dotyczyć kilku dni, ale na pewno nie więcej niż tygodnia. – A więc to prawda... – Proszę się zastanowić czy chce pani zachować ciążę i przyjść do mnie za trzy tygodnie – powiedział lekarz. – Jak to "czy chcę"? Przecież to moje dziecko!

Do końca tygodnia pracowałam jak najwięcej. Chciałam zrobić dużo nadgodzin, żeby zarobić więcej pieniędzy przed wyjazdem do Polski. Bo wiedziałam, że w tej sytuacji powinnam wrócić do kraju.

Następny weekend był pierwszym w miesiącu lutym, więc Ingmar pracował. Ja za to poszłam z Patrycją do Musée d'Orsay obejrzeć dzieła francuskich impresjonistów. Podejrzewałam, że to ostatnia niedziela, kiedy mam okazję za darmo odwiedzić jedno z najsławniejszych paryskich muzeów.

W następnym tygodniu przemogłam się i zadzwoniłam do Kamila, żeby go poinformować o tym, że zostanie ojcem. Co zaskakujące, nie brzmiał jak szczególnie zdziwiony.

– Można było się spodziewać, że kiedyś to się stanie – powiedział.

– Ja się nie spodziewałam – odpowiedziałam, zgodnie z prawdą.

– I co zamierzasz teraz zrobić, Ewuniu?

– Jeszcze nie wiem, ale chyba wrócę do Polski, do rodziców.

– A do mnie?

– Jak to sobie wyobrażasz?

– Normalnie. Będziemy mieli dziecko. Będziemy rodziną.

– Nie wiem, jak to rozwiązać. Na pewno będziesz mógł je widywać, ale nie mogę ci nic obiecać.

– Zrobisz, jak uważasz. Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć.

– Dziękuję. – Rozłączyłam się i schowałam twarz w dłonie. – Co ja narobiłam?

Ingmar oczywiście nie domyślał się powodu mojego samopoczucia i ciągle nalegał na spotkanie. Najlepiej na dłużej. Trudno się było mu dziwić. Ja też chciałam spędzać z nim jak najwięcej czasu, a jednocześnie nie mogłam nic poradzić na to, co czułam. Bałam się, że jeszcze trochę i nie będę umiała go opuścić. A przecież musiałam. 

W końcu zgodziłam się na spotkanie w sobotę, 11 lutego. Djamela nie było cały dzień, wrócił dopiero późnym wieczorem. Ingmar zrobił nam obiad, razem przygotowaliśmy kolację. Czuliśmy się razem cudownie, jak wszyscy zakochani ludzie. Było między nami porozumienie bez słów i dużo czułości. Oboje szukaliśmy fizycznego kontaktu. Pocałunki, trzymanie za ręce, muśnięcia. Ale ja ciągle czułam się, jak zdrajczyni. Jak oszustka, który nie mówi tego, co najgorsze. A jednak nie umiałam odmówić mu bliskości. Wieczorem byłam cała jego, a on cały mój. Chciałam nasycić się nim na zapas. – Gdyby to tylko było możliwe...

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz