90. Ingmar.
Marzec 2015 r.
Ewa napisała do mnie maila 20 marca. Musiałem przeczytać go trzy razy, żeby zrozumieć, co do mnie mówiła...
„Drogi Ingmarze, uświadomiłam sobie właśnie, że już zaczyna się wiosna, a ja obiecałam Wam wszystkim: Tobie, Patrycji i Djamelowi, że spotkamy się wcześniej niż za następne trzy lata. Ponieważ od ich ślubu minęły już trzy miesiące, mam propozycję. Za tydzień w piątek mam konferencję naukową we Wrocławiu i będę tu nocować z 27 na 28 marca. Ingą zajmą się moi rodzice. Mogłabym przedłużyć pobyt w hotelu, gdybyś chciał przyjechać. Co ty na to? Ja za to mogę obiecać, że jeszcze w tym roku przyjadę do Paryża. Daj znać czy jest szansa, żebyśmy mogli się zobaczyć. Całuję. Twoja Ewa".
Ewa chciała, żebym spotkał się z nią we Wrocławiu na weekend. Naprawdę chciała się ze mną spotkać! Nie musiałem się zastanawiać czy bym chciał. Umierałem z pragnienia, żeby ją zobaczyć. Pozostawała kwestia jak to zrobić. Na weekendy często przyjeżdżała Elsa... Postanowiłem dowiedzieć się najpierw, jakie moja żona miała plany.Elsa przyjechała godzinę później.
– Hej, skarbie. Wiem, że jestem później niż zwykle, ale nie udało mi się dostać biletu na wcześniejszy lot – poinformowała mnie.
– To nie problem. Fajnie, że jesteś – odpowiedziałem.
– To co robimy?
– A na co masz ochotę? – spytałem. Nie miałem chęci nic wymyślać, chętnie poddałbym się pomysłom Elsy, bylebym tylko mógł dalej marzyć o spotkaniu z Ewą.
– Teraz kąpiel i do łóżka – zażartowała sobie moja żona. – A jutro będziemy myśleć. – Tak zrobiliśmy. Tego wieczoru kochałem się z Elsą, marząc o Ewie. – Hej, a co ty taki czuły i delikatny? – zdziwiła się moja żona. – Stęskniłeś się?
– A jeśli tak? – odpowiedziałem, nie chcąc wdawać się z nią w dyskusje.
– Nie narzekam – stwierdziła. Kiedy zasypiałem przytulony do żony przed oczami miałem najcudowniejszą istotę, jaką w życiu poznałem. Tę, która właśnie zaprosiła mnie do Polski.
Następnego dnia Elsa wymyśliła nam wyjście do kina. Potem byliśmy u jakichś jej znajomych z pracy w Paryżu. Wieczorem znowu w łóżku. Tym razem zmusiła mnie, żebym wykrzesał z siebie trochę więcej energii. Trzeba było jej przyznać, że zawsze wiedziała, czego chce. Ja mogłem być tylko bezwolnym narzędziem w jej rękach.
W niedzielę spytałem ją wprost:
– Będziesz przyjeżdżała na następny weekend?
– Nie wiem jeszcze. A czemu pytasz?
– Bo chciałbym wiedzieć, żeby coś zaplanować?
– Nie sądzę. Przyjadę raczej na kolejny, bo wtedy wypada nasza rocznica – stwierdziła.
– Okej. – Chciałem udawać zawiedzionego, ale ciężko mi to szło. W myślach już widziałem siebie w samolocie do Wrocławia, gdzie będzie czekała na mnie Ewa...
91. Michał.
Marzec 2015 r.
Kończył się marzec, a ja powoli czułem się lepiej. Mijał właśnie drugi miesiąc od wyjazdu z domu, poprawiło mi się samopoczucie związane ze zmianą klimatu. W zeszłym tygodniu rozmawiałem z Ewą. Poradziłem jej, żeby spotkała się ze swoim ukochanym. Radzić było łatwo. Ja nawet miałem problem, żeby zagadać do Karola. No bo niby o czym, kiedy nie byliśmy w tej samej drużynie?
W następnym tygodniu spotkało mnie jednak coś zaskakującego. Miałem właśnie służbę w punkcie wartowniczym, kiedy przyjechał transporter amerykański. Wysiedli z niego kapitan, sierżant i kierowca. I ten sierżant... Dawno nie zdarzyło mi się, żeby mi zmiękły kolanka na widok żołnierza. Zwłaszcza amerykańskiego. Kiedy sprawdzałem papiery, zamiast w nie, gapiłem się na niego. Uśmiechał się do mnie tak promiennie, jakby drugie słońce się pojawiło nad bazą Giro. On chyba zauważył, że się na niego gapię, ale nic sobie z tego nie robił, tylko szczerzył dalej te swoje śnieżnobiałe, idealnie równe zęby.– Hi, I am Mike. How are you? – spytałem, pamiętając co nieco z kursu angielskiego, korzystając z tego, że ich kapitan zagadał się z moim oficerem dyżurnym.
– Hi, Mike. I am Jake. I'm fine – odpowiedział. – How are you?
– On service – odpowiedziałem. Byłem przecież na służbie. – Kończę służbę o dziesiątej. A wy długo zostaniecie w naszej bazie?
– Kilka dni – odpowiedział Jake. – Może zobaczymy się na obiedzie w kantynie?
– Jasne – odparłem, szczęśliwy, jakby mi przed oczy spadła gwiazdka z nieba.
Kiedy skończyłem służbę, wziąłem prysznic, ogoliłem się i ubrałem w świeże ciuchy. Czułem się podekscytowany jak dzieciak przed gwiazdką. I rzeczywiście, kiedy przyszedłem na obiad, on tam był. Gadał akurat z jakimś kolegą, ale kiedy mnie zobaczył, podszedł i się przywitał.
– Hi, Mike.
– Hi, Jake. – Nastała niezręczna cisza, ale on odezwał się pierwszy. – Rozlokowali nas tu do końca tygodnia. Podobno dopiero wtedy mamy wracać. Macie tu jakieś gry?
– Mamy stoły do pingponga. Chcesz pograć po kolacji? – spytałem.
– Jasne. – Jake uśmiechnął się do mnie szeroko. Przystojny mulat, mniej więcej mojego wzrostu i postury. Moglibyśmy być braćmi, gdyby nie różnił nas kolor skóry i pochodzenie.
Wieczorem spotkaliśmy się na pingponga. Raz wygrał Jake, raz ja.
– Pokażesz mi bazę, Mike? – spytał wtedy.
– Chętnie. – Wyszliśmy. Obeszliśmy polską część obozowiska. – Chcesz zobaczyć, jak mieszkam? – spytałem.
– Pewnie. Nie widziałem jeszcze polskich baraków – stwierdził. – A mieszkasz sam czy z kolegą?
– Sam.
– Ja niestety nie mam tak dobrze.
– To tym lepiej, że idziemy do mnie – stwierdziłem z uśmiechem.
– Też tak myślę – zaśmiał się.
– Czy ty...? – spytałem, kiedy byliśmy już u mnie.
– Tak, jestem. A ty?
– Ja też.
– Chciałbym cię pocałować – powiedział wprost.
– Z ust mi to wyjąłeś – stwierdziłem. Nie wiem, jak oboje wyniuchaliśmy się na tym posterunku, ale to był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Pierwszy raz trafiłem na kogoś, do kogo nie musiałem robić podchodów, żeby go wyczuć. Ten facet w ogóle nie ukrywał się ze swoją orientacją. Był pewny siebie i wydawał się cieszyć z tego, kim jest.
Tego wieczora miałem najlepszy seks w życiu. Choć wiedziałem, że Jake wyjedzie za kilka dni i być może więcej go nie zobaczę, byłem szczęśliwy, że mogłem komuś się tak spodobać, żeby od razu chciał iść do mnie.Spędziliśmy tak cały tydzień. W dzień w pracy i przy swoich obowiązkach, a co wieczór Jake przychodził do mnie. Ja nie miałem już służby, więc mogliśmy dużo czasu spędzać razem. Kiedy wyjeżdżał, wymieniliśmy się mailami i numerami telefonów. Jake miał łzy w oczach, kiedy całował mnie na pożegnanie.
– Jesteś super facet, Mike.
– Cieszę się, że się spotkaliśmy – powiedziałem. – Może będzie nam jeszcze dane na siebie wpaść.
– Może – odparł, już spokojnie. – Do zobaczenia, mam nadzieję.
– Do zobaczenia, Jake. – On wyjechał niedługo później do swojej bazy. A do mnie dopiero po kilku dniach dotarło, że nie byłem w porządku. Przecież ja ciągle byłem zakochany w Karolu. Uświadomiłem sobie to już w dniu, kiedy odjeżdżał Jake, a ja mu machałem. Karol był wtedy oficerem dyżurnym na tym samym posterunku, na którym ja ich przyjmowałem. Patrzył na mnie tak dziwnie...
Co ten Misiek narobił? A może coś z tego będzie, jak myślicie?
CZYTASZ
WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIE
Romance[NOWOŚĆ - ZAKOŃCZONE]. Romans pełen emocji! Maj 2018 roku, Ewa i Jurij, kobieta i mężczyzna po trzydziestce, spotykają się w sklepie. On tam pracuje, ona robi zakupy. Zamieniają ze sobą kilka zdań. Pozornie nic ich nie łączy i pod koniec dnia żadne...