Rozdział IV - Jesteśmy hermetyczni.

196 29 3
                                    

105. Jurij.

Czerwiec 2015 r.

Wiadomości z 10 czerwca 2015 r.: Rebelianci ostrzelali szkołę w Krasnogorowce w obwodzie donieckim. W budynku wyleciały szyby z okien, w ścianach są dziury od pocisków dużego kalibru. Dowódcy operacji antyterrorystycznej w Donbasie relacjonują, że separatyści atakują pozycje żołnierzy ukraińskich z ciężkiej artylerii. W ciągu ostatniej doby w strefie walk zostało rannych siedmiu wojskowych. Na szkołę w Krasnogorowce spadło 15 pocisków. Pociski przebiły ścianę. Przeszły na wylot – opowiadali świadkowie ataku. – Dzieci nie ucierpiały tylko dlatego, że zaczęły się wakacje i nie było ich w szkole – poinformowały media, dodając, że rebelianci ostrzeliwują wioski z czołgów.

Tego dnia postanowiłem, że muszę coś zmienić w naszym życiu. Zadzwoniłem do Igora i poinformowałem go, że przyjmuję jego ofertę. Jeśli znajdzie mi pracę i będę miał gdzie mieszkać z Olgą, przyjadę do Polski.
Rok akademicki już się kończył, pozostało mi podsumować zajęcia ze studentami i moje badania. I tak miałem mieć wakacje. To najlepszy czas na eksperymenty z przeprowadzką.
Igor oddzwonił następnego dnia, informując mnie, że od lipca mam pracę. Musiałem tylko przyjechać tydzień wcześniej.

Lipiec 2015 r.

Zostawiłem Olgę pod opieką mojej mamy i pojechałem. Zamieszkałem u Igora na początek. W lipcu zacząłem pracę w fabryce części plastikowych. Koszmarny zapach, zaduch i wysokie temperatury powodowały, że na początku robiło mi się słabo i niedobrze. Zawziąłem się jednak. Musiałem mieć pracę w bezpiecznym kraju, tam gdzie żadna bomba nie spadnie na przedszkole ani szkołę. Po miesiącu odebrałem wypłatę i uznałem, że było warto się przemęczyć. Za taką kasę na Ukrainie byłbym królem, a i tu można było normalnie żyć.

Sierpień 2015 r.

W sierpniu zacząłem szukać przedszkola dla Olgi, bo tak strasznie za nią tęskniłem, że nie mogłem normalnie funkcjonować. Ciągle też bałem się, że coś jej się stanie na Ukrainie, chociaż podobno Kijów był bezpieczny. Było mi ciężko coś znaleźć, ale pomogła mi kadrowa, która kiedyś podsłyszała moją rozmowę z kierownikiem. Dała mi wizytówkę prywatnego przedszkola. Zadzwoniłem tam i okazało się, że mieli miejsce. Czesne nie było wygórowane. Czterysta pięćdziesiąt złotych na miesiąc mogłem zapłacić, tym bardziej, że to była cena z wyżywieniem. Oleńkę przywiozłem więc do Polski pod koniec sierpnia 2015 roku.

Wrzesień 2015 r.

Od września wynająłem też nam samodzielne mieszkanie. Olga miała iść do prywatnego przedszkola, do którego chodziła córka kadrowej, a moje życie w końcu zaczynało przypominać normalne. Od kiedy córka była ze mną, wszystko zaczynało być na swoim miejscu.
Nie twierdziłem, że w Polsce żyło się, jak w raju (tak, jak to twierdził mój przyjaciel Igor, zanim tu przyjechałem), ale było lepiej niż na Ukrainie, a na pewno bezpieczniej. Powoli oboje z Olgą adaptowaliśmy się do nowych warunków. Najważniejsze było, że my byliśmy razem. I że ona już była bezpieczna.

106. Michał.

Sierpień 2015 r.

Po powrocie do Polski trafiłem do tego samego szpitala, co Karol. Cieszyłem się, że on przeżył, ale pamiętając o moim wyznaniu, bałem się do niego chodzić. Bo ja, w przeciwieństwie do niego, mogłem chodzić samodzielnie. Codziennie pytałem za to o jego stan zdrowia.
W końcu pewnego dnia lekarz zagadał do mnie:

– Skoro tak ciągle pan pyta o kolegę, czemu sam pan nie pójdzie zapytać, jak się czuje? Właśnie zaczyna rehabilitację. Pytał o pana – poinformował mnie.
Zatkało mnie. - Karol pytał o mnie? Naprawdę o mnie? - Poszedłem więc, mimo że bałem się, że mnie po prostu zbluzga albo wyśmieje.

– Jak się pan czuje, panie kapitanie? – spytałem, bo Karol dostał właśnie w sierpniu następny stopień oficerski. – Nie zdążyłem jeszcze pogratulować panu awansu.

– A ja nie zdążyłem ci podziękować, za uratowanie mi życia, Michu – odpowiedział Karol. Był mizerny i blady, ale piękny jak pierwszego dnia, kiedy go zobaczyłem. Musiałem zrobić maślane oczka, bo dodał: – Pamiętam, co mi powiedziałeś tam, na pustyni. – Momentalnie spuściłem wzrok i zrobiłem się czerwony, jak burak. – Nie wstydź się, Misiek. Ja o tym wiem od zawsze – powiedział wtedy.

– Jak to? – nie wierzyłem.

– Mówią, że my się wyczuwamy – powiedział wtedy.

– Czy ty też...? – zdziwiłem się.

– Tak. Dziwne, że nie zauważyłeś – stwierdził.

– To dlaczego nic nie powiedziałeś?

– Po pierwsze, bo byłem twoim oficerem, po drugie, bo pracujemy w wojsku, a po trzecie, bo miałem kogoś.

– Miałeś?

– Tak. Już nie mam. Łajza zostawił mnie, kiedy dowiedział się o tym, że znowu jadę na misję. Napisał mi, że nie będzie całe życie się o mnie bał i odszedł. Myślałem, że to nie na poważnie, ale jednak okazało się, że tak.

– Karol...

– Michał... – mój idealny facet patrzył na mnie wyczekująco. On nie mógł się ruszyć z łóżka. Ja podszedłem do niego i go pocałowałem. Nie mogłem przecież tylko ruszać lewą ręką.

– Zmykam stąd, bo nas jeszcze ten lekarz zauważy – stwierdziłem. – Będę teraz codziennie przychodził do ciebie. Chcesz?

– A ty chcesz?

– No pewnie – żachnąłem się.

– Po co ci facet, który się ruszyć nie może?

– Nie pierdol, Karol – opieprzyłem go. – To znaczy, panie kapitanie – zaśmiałem się. Cmoknąłem go jeszcze raz w usta i poszedłem do swojej sali. Szedłem tam, jakbym leciał na skrzydłach. - Karol jest wolny i mnie chce!

Następnego dnia przyszła do mnie Ewa.

– Jak się masz, Miśku? – spytała.

– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak dobrze – uśmiechnąłem się do niej.

– No co ty? Nie boli cię już?

– Boli jak cholera. Ale coś innego mnie cieszy.

– Co? – zdziwiła się.

– Karol mnie chce – powiedziałem jej teatralnym szeptem.

– Ależ to super! – ucieszyła się. – A jak on się ma?

– Trochę gorzej, niż ja, ale obaj z tego wyjdziemy.

– I będziecie żyli długo i szczęśliwie? – spytała ze śmiechem.

– Tak – odpowiedziałem, uśmiechając się. I wtedy zobaczyłem, jak smutne są jej oczy. Jej twarz się śmiała, a oczy były jak nieruchome jeziora. – Och, gdybym dorwał tego gnojka, który cię tak potraktował... – westchnąłem, zmieniając temat.

– Nic na to nie poradzimy, Miśku – odpowiedziała smutno. – Widać, szczęście nie jest mi pisane.

– Ależ jest! – zaprotestowałem. – Tylko musisz mu pozwolić się odnaleźć.

– Gdyby tak było – tym razem Ewa westchnęła. – Musimy jeszcze pogadać o twoim mieszkaniu. – Teraz to ona zmieniła temat. – Kiedy stąd wyjdziesz?

– Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu, ale spokojnie możesz zostać w mieszkaniu do końca sierpnia, a nawet dłużej, jeśli potrzebujesz.

– Nie mogę ci siedzieć na głowie – zaprotestowała.

– Możesz. Nie mam nikogo oprócz ciebie.

– Teraz już masz Karola.

– Jeszcze nie, bo on pobędzie w szpitalu dłużej niż ja. Zostań i już. Jak znajdziesz coś odpowiedniego dla ciebie i Ingi, to się wyprowadzisz. Jak będziesz chciała, nie jak będziesz musiała, okej?

– Dobrze. Dzięki, Michał.


U Michała zmiany... ale przed Ewą teraz ciężkie czasy :-(

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz