III.2.

200 33 14
                                    

76. Ewa.

Styczeń 2015 r.

Ingmar na szczęście dobrze zrozumiał mojego maila i nie pogniewał się. Odpisał mi wkrótce, że oczywiście chce być moim przyjacielem i będzie mnie we wszystkim wspierał. Ulżyło mi. Od tamtej pory zaczęliśmy pisać do siebie częściej, praktycznie co tydzień. Opowiadałam mu, co u mnie, jak wygląda mój dzień, tydzień, miesiąc, na czym polega moja praca i o czym jest moja rozprawa doktorska. On też opowiadał mi o swojej pracy, o tym jak spędza wolny czas, co czyta, czym się zajmuje naukowo, jaki akurat pisze artykuł. Nasze ponadkulturowe porozumienie dusz i kompatybilność intelektualna sprawiały, że w każdej kwestii rozumieliśmy się doskonale. My naprawdę bylibyśmy idealnymi partnerami. Wiele razy o tym myślałam. Bylibyśmy, gdyby ktoś kiedyś nie zdecydował, że trzeba nam zamieszać w życiu. Mój mąż, Kamil.

Kamil na początku miesiąca dawał mi jeszcze spokój. Od Sylwestra spał na kanapie. Byłam w tej kwestii nieugięta. On jednak bardzo się starał, żeby mnie przekonać, że to był przypadek i może być inaczej. Nie wiem czemu. Może miał wyrzuty sumienia za to, że mnie uderzył? A może bał się konsekwencji? Ale nie wytrzymał długo, wkrótce zaczął wracać do dawnych zwyczajów. Pod koniec miesiąca znowu nie dbał o mnie i Ingę, nie pomagał w domu, o wszystko miał pretensje. Zaczął nawet wydzielać mi pieniądze.

Pod koniec stycznia właśnie na dworcu w ręce wpadła mi ulotka. Już miałam ją wyrzucić, kiedy zobaczyłam, o czym jest. To nie była reklama. To była informacja o funkcjonującym Centrum Zdrowia Psychicznego i nowej poradni dla osób dotkniętych przemocą w rodzinie. I ona właśnie otwierała się w moim mieście. Złożyłam ulotkę i schowałam ją do torebki. Wieczorem, kiedy położyłam już Ingę spać i wyszłam z jej pokoju, Kamil objął mnie w pasie i powiedział:

– Mam na ciebie ochotę, żono.

– A ja na ciebie nie. Nie będę sypiać z kimś, kto truje dziecko i podnosi rękę na żonę. Śpisz na kanapie, jak do tej pory.

– Już miesiąc nie uprawialiśmy seksu. Brakuje mi tego, a jutro wyjeżdżam w delegację.

– A mi nie brakuje – odpowiedziałam, choć to akurat nie była prawda. Ja też odczuwałam fizyczne braki w tej dziedzinie. Ale tylko fizyczne. Nie miałam ochoty na jego bliskość.

– Chyba nie masz wyboru – stwierdził wtedy i pociągnął mnie za rękę do salonu, gdzie przewrócił mnie na kanapę i zaczął rozbierać. Wyrywałam mu się, ale on był silniejszy. Mimo, że szarpałam się z nim, miałam małe szanse powodzenia.

– Przestań, co robisz?! – denerwowałam się.

– Siedź cicho, bo obudzisz dziecko – syknął na mnie, kiedy usiłowałam zrzucić go z siebie i się wydostać. Nie chciałam obudzić córki. Nie chciałam, żeby zobaczyła nas w takiej sytuacji, ale nie przestałam się mu wyrywać. Wtedy zrobił to znowu. Uderzył mnie w twarz. A potem zgwałcił. Po wszystkim jakby nigdy nic poszedł położyć się w naszej sypialni. A ja zostałam na kanapie i płakałam przez pół nocy. To był wtorek, 27 stycznia. Rano Kamil spakował się i wyjechał do końca tygodnia.

Następnego dnia nie miałam zajęć na uczelni i normalnie pojechałabym tylko do biblioteki, ale tego nie zrobiłam. Zaprowadziłam Ingę do żłobka i poszłam w to miejsce z ulotki. Miła kobieta w średnim wieku spojrzała na mnie życzliwie, ale nie bez zdziwienia:

– Czemu pani tu przyszła? – spytała.

– Bo potrzebuję pomocy. Boję się swojego męża – odpowiedziałam. – Chciałabym odejść, ale nie wiem jak.

– Proszę opowiedzieć mi coś o sobie – zaproponowała. Opowiedziałam jej więc, że mam prawie dwuipółletnie dziecko, prowadzę zajęcia na Uniwersytecie Ekonomicznym i kończę doktorat. – A co z pani mężem? – spytała wtedy.

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz