3. Ewa.
Maj 2018 r.
Wyszłam ze sklepu z zakupami i pojechałam prosto do przedszkola po Ingę.
Moja córka niedługo kończyła zerówkę. Była jednak bardzo drobna, bo jedzenie było jej zawsze nie po drodze. Od urodzenia była na coś uczulona. Najpierw na mleko. Potem okazało się, że nie może jeść jeszcze jajek, kurczaka, selera, jęczmienia, pszenicy i pomarańczy. Niezły zestaw, co nie? Co roku musiałam z nią jechać do kliniki we Wrocławiu na badania.
Z alergii na mleko wyrosła w zeszłym roku, ale poza serem na pizzy i tostach nie przepadała nadal za nabiałem. Najchętniej jadłaby parówki z keczupem, frytki z keczupem i smażony filet z indyka. Tak, z keczupem. Nawet warzywa, jeśli w ogóle je jadła, jadła z keczupem. Szczęśliwie jakaś firma wpadła na pomysł, żeby zrobić keczup dla takich jak ona maniaków–alergików. I ja byłam od tego keczupu uzależniona. Jeśli nie było go akurat w sklepie, mogło to oznaczać, że Inga nie zje obiadu. Na szczęście, tego dnia wracałam z nią do domu uzbrojona w aż dwie butelki.
Odebrałam ją z przedszkola. – Moja mała wróżka – myślałam zawsze, kiedy ją widziałam. Imię do niej pasowało. Od urodzenia była drobniutka. Wyglądała jak wróżka ze skandynawskich legend. Chciałam jej dać na imię Ingrid, ale jej ojciec protestował. Prawie postawiłam na swoim. Została Inga. Ach, właśnie, ojciec mojej córki... Rozwiedliśmy się, kiedy mała miała trzy latka. Inga widywała go teraz dwa, maksymalnie trzy razy w roku. A ja nie widywałam się z nikim. Ja miałam ją, a ona mnie. I chyba było nam tak dobrze.
4. Jurij.
Maj 2018 r.
Nie patrzyłem tak na kobietę od czterech lat. Od kiedy moja żona, Swietłana, zostawiła mnie z córką i poszła walczyć za ojczyznę.
Swieta była młodszym oficerem w armii ukraińskiej. Poznaliśmy się, kiedy oboje byliśmy na studiach w Kijowie. Ja na biologii, ona w szkole oficerskiej. Pobraliśmy się zaraz po studiach. Ona zaczęła pracę w wojsku, a ja na uniwersytecie. I otworzyłem przewód doktorski. Rok później urodziła się Olga. Swieta nie zamierzała rezygnować z kariery, wróciła do pracy zaraz po urlopie macierzyńskim. A ja zostałem z córką i kiedy tylko mogłem, pisałem swoją pracę doktorską. Chodziłem nawet z małą do biblioteki.
Kiedy wybuchła wojna, w kwietniu 2014 roku, Oleńka miała dwa latka. Moja żona została powołana do wojska i choć jako matka malutkiego dziecka mogła odmówić mobilizacji w pierwszym terminie, ona poszła na front. Zginęła w tym samym miesiącu. Zostałem sam z dzieckiem, z dziurą w sercu, w kraju ogarniętym wojną domową. Musiałem jednak dać z siebie wszystko dla mojej Oleńki. W żałobie było pół kraju. Ktoś musiał pracować, a ja musiałem jeszcze zająć się dzieckiem. Na szczęście miałem jeszcze mamę, która mi pomagała.
W grudniu 2014 roku mój przyjaciel powiedział, że jedzie do Polski, do pracy. Podobno potrzebowali ludzi w jakiejś fabryce, praca przy taśmie, ale dobre zarobki. Wyśmiałem go. Po pierwsze, nie po to robiłem doktorat, żeby pracować przy taśmie w fabryce, po drugie... Oleńka miała tylko mnie. Igor pojechał, a ja zostałem.
W styczniu zadzwonił do mnie z Polski:
– Bracie, tu jest inny świat – zachwycał się. – Nie ma wojny, możesz się utrzymać z pensji... Przyjedź.
– Przecież wiesz, że nie mógłbym zostawić Olgi – zaprotestowałem.
– Przecież możesz wziąć ją ze sobą. To jest fajne małe miasto, takie spokojne. Są przedszkola, szkoły, place zabaw... Dla dziecka raj.
– Ale jak to tak? Z malutkim dzieckiem mam jechać w nieznane?
– Przyjedź najpierw sam, do mnie. Znajdziesz pracę, znajdziemy jej przedszkole, to po nią wrócisz. Mama ci chyba pomoże?
CZYTASZ
WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIE
Romans[NOWOŚĆ - ZAKOŃCZONE]. Romans pełen emocji! Maj 2018 roku, Ewa i Jurij, kobieta i mężczyzna po trzydziestce, spotykają się w sklepie. On tam pracuje, ona robi zakupy. Zamieniają ze sobą kilka zdań. Pozornie nic ich nie łączy i pod koniec dnia żadne...