13. Ewa.
Listopad 2011 r.
Tak, zadzwonił. Tak, oddzwoniłam. Tak, umówiłam się z nim. Intrygował mnie. Patrycja jeszcze nie wróciła z pracy. Nie miałam zamiaru jej o tym mówić. Wieczorem, kiedy rozmawiałam z Kamilem, dyskusja nam się nie kleiła. On zaczął coś przebąkiwać o tym, że powinnam już wracać. Wybiłam mu to z głowy.
– Muszę jeszcze tu popracować, zarobić więcej, wtedy wrócę. Nie teraz.
Wtedy Kamil wpadł na pomysł, który nam obojgu zamieszał w życiu.
– Przyjadę do ciebie na święta. – Bardziej mnie poinformował niż spytał.
– Ale przecież mieszkam u Patrycji. Nie mam nawet swojego pokoju – zauważyłam.
– Nie szkodzi. Mogę nawet spać na podłodze, ale muszę cię zobaczyć.
Co miałam zrobić? Musiałam się zgodzić. Kamil wiedział, że nie pracuję w święta i zamierzał zająć mi sobą cały ten wolny czas. Podświadomie zrobiło mi się żal. Nawet nie zdążyłam dobrze poznać Ingmara, a już przyjeżdżał Kamil, żeby mnie zagarnąć z powrotem. – Czy ja mam równo pod sufitem? – zastanowiłam się. – Przecież znam Kamila długo, kocham go. Chciałam za niego wyjść... – A jednak nie umiałam sama siebie oszukać. Chciałam się spotkać z Ingmarem. Norweg-albinos, którego poznałam w Luwrze, zawładnął moimi myślami.
Do końca tygodnia robiłam wszystko, żeby o nim nie myśleć, ale średnio mi to wychodziło. W piątek siedziałam w pracy jak na szpilkach. I w końcu weekend. Z ulgą pożegnałam współpracowników. Ingmar zadzwonił niedługo po trzynastej.
– To jak, nadal chcesz się ze mną spotkać? – spytał.
– Tak.
– Zapraszam cię w takim razie na kawę do Café Blanc.
– Nie wiem, gdzie to jest...
– Nie martw się. Spotkajmy się na stacji metra Étoile [Charle–de–Gaulle–Étoile, stacja pod Łukiem Triumfalnym]. Pójdziemy tam razem – zaproponował. Zgodziłam się.
14. Ingmar.
Listopad 2011 r.
W piątek nie mogłem się doczekać spotkania z Ewą. Czułem się, jakbym czekał całe życie na taką szansę. Djamel nie miał okazji podśmiechiwać się ze mnie, bo od rana był w pracy. On dopiero miał trudno. Żeby zarobić na studia, pracował w fabryce. Zgodzili się ustawić mu godziny pracy tak, żeby mógł chodzić na zajęcia. Często pracował więc też w nocy. A jednak skończył studia z literatury i zaczął doktorat. To był mój jedyny przyjaciel we Francji.
Poznaliśmy się na kursie francuskiego, ponad siedem lat temu. Szybko się polubiliśmy. Chciałem nawet zabrać go kiedyś na wakacje do Norwegii, ale kiedy moi rodzice zobaczyli na Facebooku, z kim się przyjaźnię, zabronili mi go przywozić. Właściwie ojciec zabronił. Tak, to ten, który zasłynął wypowiedzią o tym, że Wikingowie nie zajmują się sztuką.
Mój ojciec był zawsze maniakiem Wikingów... Uwielbiał naszą historię, kulturę, skandynawskie tradycje. Zaraził mnie tym w dzieciństwie. Może stąd wzięła mi się rykoszetem miłość do sztuki. Ojciec nie tak sobie jednak wyobrażał moją edukację. I nie sądził, że wyrosnę na osobę otwartą, ciekawą świata i akceptującą odmienności. „Nie tak mnie wychował".
Mój ojciec. Kiedyś go kochałem ponad wszystko. Dziś nienawidzę go za to, co zrobił. Wyobraźcie sobie, że kiedy cała Norwegia płakała w lipcu 2011 roku, mój ojciec poparł straszliwe zamachy, którego dopuścił się ten zwyrodnialec na wyspie Utoya i w Oslo. Nie będę tu wymawiać imienia i nazwiska zbrodniarza. Nie zasłużył na to. W dzieciństwie nasłuchałem się o wyższości białej rasy, o konieczności zachowania czystości gatunku i tak dalej. Ale jakoś jednym uchem mi to wpadało, drugim wypadało. Teraz zrozumiałem, że ojciec mówił poważnie. Nie rozmawiałem z nim od tamtego czasu. Minęło już kilka miesięcy. Tęskniłem za mamą, ale wyleczyłem się z tęsknoty za ojcem.
CZYTASZ
WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIE
Romance[NOWOŚĆ - ZAKOŃCZONE]. Romans pełen emocji! Maj 2018 roku, Ewa i Jurij, kobieta i mężczyzna po trzydziestce, spotykają się w sklepie. On tam pracuje, ona robi zakupy. Zamieniają ze sobą kilka zdań. Pozornie nic ich nie łączy i pod koniec dnia żadne...