IV.3.

187 30 15
                                    

110. Ingmar.

Lipiec 2015 r.

Nie mogłem sobie wybaczyć tego, co zrobiłem Ewie. Co zrobiłem nam obojgu. Przecież ja ją kochałem, jak nikogo na świecie! – Jak mogłem być tak głupi i znowu ją skrzywdzić? – Nie dziwiłem się moim przyjaciołom, że nie chcieli ze mną rozmawiać ani Ewie, że nie odpowiadała na moje wiadomości. Wszyscy mieli prawo mnie znienawidzić. Ja sam się nienawidziłem. Przy życiu i na powierzchni utrzymywała mnie tylko myśl o moim dziecku. Inaczej już dawno poszedłbym na dno.

Sierpień 2015 r.

Ewa nie odpisała mi na maila w lipcu, nie odpisała też na tego, którego wysłałem jej w sierpniu. Nie wiedziałem, co u niej, jak jej sprawa rozwodowa, na dobrą sprawę nie wiedziałem nawet, czy żyje. Zacząłem dobijać się do naszych przyjaciół, żeby dowiedzieć się chociaż czy z nią wszystko w porządku. Ale bez rezultatu. Patrycja nie chciała mnie znać, Djamel nie chciał ze mną rozmawiać. I wtedy przyjechała Elsa.

Moja żona przyleciała w sobotę, 22 sierpnia, żeby się spakować. Zdziwiłem się. Spytałem jej więc, po co się pakuje.

Odpowiedziała mi:
– Odchodzę, Ingmar. Tym razem już na dobre. Cieszę się, że jednak nie wycofałeś tego pozwu rozwodowego, bo ja chcę się z tobą rozwieźć.

– Jak to? I co z naszym dzieckiem? – spytałem wtedy.

– Nie jest nasze. Jest moje. I Olava, którego kocham – odpowiedziała. – Ty nie możesz mieć dzieci, pamiętasz?
Przypomniała mi najgorszą diagnozę, jaką usłyszałem w życiu. No, przynajmniej do tamtej pory. A może to ta była najgorsza? W każdym razie, nie wiedziałem, co odpowiedzieć.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, co mi zrobiłaś? – spytałem wtedy ze łzami w oczach.

– Wyobrażam sobie, że jest ci ciężko, ale przecież i tak chcieliśmy się rozstać – wyjaśniła.

– Jesteś pewna, że to nie moje dziecko? – upewniałem się.

– W stu procentach. Jest Olava – odpowiedziała. Nie wiedziałem już, co powiedzieć, o co spytać.
Stałem, jak głupek, i gapiłem się na kobietę, która dosłownie i zupełnie zrujnowała mi życie jednym kłamstwem. Mi i Ewie. A Elsa spakowała się i wyszła, jakby nigdy nic.

Tego samego dnia wieczorem zacząłem jeszcze usilniej dobijać się do Djamela i Patrycji. Na darmo. Po tygodniu z całą desperacją podjąłem jeszcze bardziej zdecydowane kroki. Po prostu stanąłem pod ich oknem i zacząłem krzyczeć. W końcu Djamel uznał, że naprawdę musi być ze mną coś nie tak, bo otworzył mi drzwi i kazał wejść.

Tak jak się spodziewałem, oboje byli na mnie niewyobrażalnie wkurzeni. I ja się im wcale nie dziwiłem. Sam byłem na siebie tak wkurzony. A może i bardziej. – Gdybym tylko posłuchał Ewy... Ona od początku miała rację. A ja straciłem ją przez własną głupotę i ośli upór. – Opowiedziałem więc moim przyjaciołom wszystko od początku, to jest od początku lipca, kiedy Ewa była u mnie i nasza przyszłość rysowała się w różowych barwach. W miarę, jak opowiadałem, miny Patrycji i Djamela ewoluowały. Kiedy zaś skończyłem tę historię tym, co zrobiła Elsa tydzień temu, Patrycja miała łzy w oczach, a Djamel zaciskał pięści:

– Nie mam słów dla tego, co zrobiła nam wszystkim ta kobieta – powiedział po chwili. – Nigdy tego nie mówiłem, ale niech będzie przeklęty dzień, w którym pojawiła się w twoim życiu – dodał.

– Biedny Ingmar, biedna Ewa – powiedziała wtedy tylko Patrycja i mnie przytuliła, ciągle płacząc.

– Nie denerwuj się, kochanie – zauważył wtedy emocje żony Djamel. – Dziecku zaszkodzisz.

– Nie zaszkodzę. A przynajmniej nie będzie nieczułym głazem, jak niektóre zdziry – odparła ostro. – W głowie mi się nie mieści, jak można komukolwiek zrobić coś takiego?

– I co zamierzasz teraz, Ing? – spytał mnie przyjaciel.

– Muszę się dowiedzieć czy na pewno jestem bezpłodny. A przede wszystkim, muszę porozmawiać z Ewą...

– Nie możemy na nią wpłynąć – uznała Patrycja. – Ona strasznie to przeżyła. Myślę, że o wiele gorzej niż za pierwszym razem. Jeśli się od ciebie odcięła, to pewnie dlatego, że nie mogła inaczej sobie z tym poradzić. Wiem jednak, że rozwiodła się na początku sierpnia i teraz szuka nowego mieszkania, bo ten żołnierz wrócił już z misji. Nic więcej ci nie powiem. Próbuj sam się z nią skontaktować.

– Dobrze. Będę próbował. Dziękuję wam, że mnie wysłuchaliście – odpowiedziałem.
Wróciłem do domu. W poniedziałek umówiłem się do lekarza. Innego niż tego, u którego byłem kiedyś z Elsą. Wizytę wyznaczył mi na czwartek, 3 września.

111. Ewa.

Październik 2015 r.

W piątek po szkoleniu szef chciał mnie zaprosić na kolację, ale wymówiłam się uprzejmie, mówiąc, że już jestem umówiona z przyjaciółmi z Paryża. Poszłam prosto do nich, nawet nie zahaczając o hotelowy pokój, bo nazajutrz rano mieliśmy wyjechać.

Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam dodatkowe buty i kurtkę w przedpokoju.

– Wejdź, Ewo, proszę – poprosiła mnie Patrycja. – Nie ściągałabym cię tu dla niego, gdyby to nie była sprawa życia i śmierci – powiedziała poważnym tonem. Już wiedziałam, kto tu był. To Ingmar.
Nie byłam pewna czy chcę wejść i go zobaczyć. Serce biło mi jak oszalałe. Bałam się swojej reakcji na jego obecność. Nie dało się ukryć, że kochałam go ciągle tak samo mocno. – Ale po co przyszedł? – Patrycja pociągnęła mnie za rękę. Poszłam za nią mimowolnie, nie chcąc szarpać się z ciężarną przyjaciółką.
I wtedy go zobaczyłam.

112. Patrycja.

Sierpień 2015 r.

Byłam niewyobrażalnie wściekła na Ingmara i nie chciałam z nim rozmawiać, ale on nalegał i nalegał... W końcu Djamel go wpuścił do nas i zgodził się wysłuchać. Nie mogłam zabronić tego mężowi. To był jego jedyny przyjaciel we Francji od dwunastu lat.

Od kiedy Ingmar opowiedział nam swoją historię, nie mogłam spać spokojnie. Ciągle w głowie dzwoniły mi jego słowa. Elsa go oszukała, a on przez jej kłamstwo zrezygnował z Ewy, bo chciał być odpowiedzialny za swoje dziecko i jeszcze–żonę.
W pierwszym odruchu miałam ochotę zadzwonić do Ewy i wszystko jej opowiedzieć, ale potem doszłam do wniosku, że jednak powinnam jej oszczędzić stresu. Ona zdecydowanie za dużo złego przeszła, za bardzo cierpiała przez nieszczęśliwe zbiegi okoliczności i coś jakby uwzięło się na nią i na Ingmara. Wiedziałam, że Ewa ma za dużo własnych problemów, żeby jej jeszcze dokładać.

Wrzesień 2015 r.

Niedługo jednak dowiedziałam się jeszcze gorszej rzeczy. Choć sprawa zrobiła się poważniejsza, uznałam, że nie mogę zmusić Ewy do niczego, ale powinna wiedzieć. Tylko, moim zdaniem, Ingmar powinien był sam jej to powiedzieć. Poradziłam mu, żeby próbował się z nią skontaktować, a gdyby nie dał rady, wtedy my pomożemy.

Co do mnie i Djamela, to lepiej być nie mogło. Kiedy kończył się wrzesień, miałam już całkiem ładny brzuszek. Mój mąż mnie adorował, dbał o mnie, był dumny i nie mógł doczekać się naszego syna. Ja też nie mogłam się go doczekać. U nas było magicznie. Tak szczęśliwie, że to aż niepojęte.

Październik 2015 r.

Ingmarowi nie udało się dotąd skontaktować z Ewą i błagał nas o pomoc. Postanowiłam trochę ją pogonić. Kiedy powiedziała mi, że przyjedzie do Francji na szkolenie, zasugerowałam jej kontakt z Ingmarem. Reakcja Ewy była jednak oczywista. Nie chciała nawet o tym słyszeć. Powiedziała, że przyjedzie do nas, żeby się spotkać. I tyle. Musieliśmy działać.

Bonusik :-). Wiem, że zostawiam was z cliffhangerem, ale tu się ważne rzeczy dzieją :-P.

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz