VI.8.

208 35 6
                                    

167. Jurij.

Wrzesień 2018 r.

Kiedy w poniedziałek wyszedłem z pracy przed szesnastą i pobiegłem szybko po Olgę do przedszkola, nie spodziewałem się, że spotkam tam ją. Ewa była na placu zabaw z córką. Jej Inga podbiegła do nas i wyciągnęła Olgę do zabawy, a ja zostałem z Ewą na chodniku, stojąc naprzeciw niej i gapiąc się na nią bez słowa. W końcu odważyłem się odezwać i jej zaproponować, żebyśmy gdzieś usiedli.

Zaczęliśmy rozmawiać i tak dowiedziałem się, że pracuje we francuskiej korporacji w Polsce. Kiedy powiedziałem do niej po francusku, jak jest niesamowita, zaczęła mnie pytać skąd znam ten język. I tak od słowa do słowa, opowiedziałem jej o moim doktoracie i pracy na uczelni w Kijowie.

– Ja też zrobiłam doktorat – powiedziała w pewnym momencie. – I też nie pracuję na uczelni. – Piękna, inteligentna, fascynująca...

– A dlaczego? – spytałem.

– Z banalnych względów ekonomicznych – odparła. – Kiedy się obroniłam, miałam trudny okres w swoim życiu. Akurat rozwiodłam się z mężem. Nie miałam pracy ani kasy, a z czegoś trzeba było żyć, utrzymać siebie i dziecko. Kiedy znalazłam tę pracę, uznałam, że złapałam Pana Boga za nogi. W końcu było mnie stać na wynajęcie normalnego mieszkania i nie musiałam się martwić, że zabraknie nam na życie.

– Z czego jest ten twój doktorat?

– Ze współczesnych teorii ekonomicznych – powiedziała.
No, musiałem przyznać, że mi zaimponowała. Samotna kobieta z dzieckiem, samowystarczalna finansowo i życiowo, z dobrą pracą i do tego z doktoratem. Poczułem się, jak mały szary gąsiorek przy wielkim białym łabędziu.

– Ja nie mam czym się pochwalić – westchnąłem.

– A dlaczego? Co się stało, że przyjechałeś do Polski?

– Moja żona zginęła w maju dwa tysiące czternastego roku. Oleńka miała wtedy dwa latka.

– Tak mi przykro...

– Mi też było przykro. Postanowiłem, że moje dziecko nie będzie dorastało w kraju, w którym jest wojna i moździerze ostrzeliwują szkoły.

– I dlatego zostawiłeś wszystko, co tam osiągnąłeś?

– Nie wszystko. Zostawiłem tylko pracę na uniwersytecie. Wszystko, co osiągnąłem, mam ze sobą – uśmiechnąłem się, wskazując na moje słoneczko, Olgę – Tam. I tu – dodałem, pokazując swoją głowę. Wtedy Ewa się uśmiechnęła tak promiennie, jakby słońce zajaśniało mi wprost przed oczami.

– Masz rację. Wszystko masz ze sobą – przyznała.

– Muszę ci się do czegoś przyznać... – powiedziałem po chwili.

– Tak?

– Tak. Wypytywałem Jakuba i Anię o ciebie. – Zawstydziłem się. – Wiem, że ty też kogoś straciłaś...

– Nie gniewam się – odparła. – Szczerze mówiąc, ja też ich wypytywałam o ciebie. – Uśmiechnęła się nieśmiało.

– No, to jesteśmy siebie warci – zaśmiałem się z ulgą.

– Pewnie tak – przyznała mi. – Tak, więc ja też kogoś straciłam. Ponad dwa i pół roku temu zmarł mężczyzna, z którym chciałam spędzić resztę życia. Poznaliśmy się we Francji, wiele lat temu. Ja pracowałam wtedy w sklepie, żeby zarobić, bo w Polsce nie miałam pracy po studiach, a on dorabiał sobie w muzeum i robił doktorat na największej uczelni artystycznej w Paryżu. Kiedy już się odnaleźliśmy znowu, na drodze stanęła nam jego choroba. Od tamtej pory jestem sama.

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz