III.14.

188 32 8
                                    

97. Ewa.

Lipiec 2015 r.

Obudziłam się po dziesiątej. Ing już nie spał i patrzył na mnie z uwielbieniem.

– Dzień dobry, moja bogini. Jak ci się spało?

– Dobrze, ale krótko – uśmiechnęłam się do niego. – Jednak trzeba już wstawać.

– Zrobię ci śniadanie – zaproponował.

– Norweskie?

– Tak.

– To poproszę. – To był ranek, a raczej przedpołudnie, jak ze snu. Tak miało być, to miała być moja rzeczywistość, gdyby nie przeszkodził nam w tym Kamil i jego niecny plan. Jedyne, czego nie żałowałam, to moja cudowna córeczka. Ale byłam pewna, że spodoba jej się we Francji i polubi Ingmara. W myślach miałam już perspektywę cudownego życia tutaj.

Ingmar poszedł do kuchni, żeby przygotować mi swoje słynne placuszki, sveler, a ja wzięłam prysznic i się ubrałam w rzeczy, które sobie wczoraj przyniosłam. Sukienkę i wczorajszą bieliznę upchnęłam do mojej dużej torebki. Zmieściły się.

Ingmar też się umył i ubrał. Zjedliśmy śniadanie i stwierdził, że skoro obiecałam Patrycji, że zjem u nich obiad, to on pójdzie ze mną. Po śniadaniu Ing posprzątał w mieszkaniu i już mieliśmy wychodzić, kiedy ktoś wszedł, otwierając drzwi własnym kluczem. 

To była Elsa. Mina Ingmara była bezcenna. Swojej wolałam nie widzieć. A Elsa wyglądała, jakby zobaczyła ducha:

– Dzień dobry, mężu. Widzę, że mamy gości – powiedziała. – Ewa, jeśli dobrze pamiętam? – zwróciła się do mnie.

– Tak. Poznałyśmy się na weselu Patrycji i Djamela – potwierdziłam. – Dzień dobry, Elso.

– Cześć – wydusił z siebie tylko Ingmar. – Po co przyjechałaś? – spytał po chwili, kiedy już nabrał trochę odwagi.

– Przyjechałam do domu, do ciebie, jak zwykle na pierwszy weekend miesiąca, misiaczku – odpowiedziała Elsa, jakby nigdy nic. – Co Ewa robi u nas w domu? Tak się czeka na żonę?

– Zostawiłaś mnie – odpowiedział Ing. – A Ewa jest moją przyjaciółką.

– Nie zostawiłam cię, głupolu. Możesz już pożegnać się z przyjaciółką, bo mamy do pogadania, jak żona z mężem – puściła do niego oko.

– Nie rozmawiałeś z Elsą? – spytałam Ingmara, którego mina wskazywała, że miałam rację. On nigdy nie wspomniał nawet żonie, że zamierza się z nią rozstać. Poczułam się tak zawiedziona i taka nieszczęśliwa, że uznałam, że muszę szybko stamtąd wyjść, bo inaczej rozpłaczę się na ich oczach. Ingmar nadal nic nie odpowiedział.

Dopiero po chwili się odezwał:

– Elso, ja byłem pewien, że mnie zostawiłaś. Ale nawet jeśli twierdzisz, że nie, to i tak uważam, że między nami od dawna nie ma nic dobrego i powinniśmy się rozstać. Ja chcę się z tobą rozwieść – dodał, zbierając najwyraźniej całą swoją odwagę cywilną w obliczu katastrofy.

– To chyba nie jest rozmowa na trzy osoby – stwierdziła Elsa i spojrzała na mnie wymownie.

– Masz rację. Nie powinnam być przy tym – uznałam. Wzięłam swoją torbę i ubrałam sandały na szpilkach, jedyne buty, które miałam ze sobą u Ingmara: – Żegnam – powiedziałam tylko i wyszłam.

– Ewa... – usłyszałam glos Ingmara za sobą, ale nie chciałam go słuchać. Śpieszyłam się, żeby być jak najdalej, zanim zacznę płakać. Wiedziałam, że i tak nie zdążę dotrzeć do Patrycji, bo to był kawałek. Musiałam się zatrzymać, bo nic już nie widziałam przez łzy.

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CIEBIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz