43. "Gdzie Strzelecki?"

967 46 12
                                    

*Martyna*

Tydzień temu skończył mi się urlop i wróciłam do pracy. Przyznam szczerze, że ogromnie stęskniłam się za tą adrenaliną. Ale zmęczyć się chyba nie zdążę, bo za tydzień lecimy z Piotrkiem do Chorwacji! Tak strasznie się cieszę, to nasze pierwsze wspólne wakacje.

- Kubicka, wezwanie! - krzyczy Wiktor, a ja wsiadam prędko do karetki. - Ile można Cię wołać?

- To znaczy? - Jestem zdezorientowana.

- Trzy razy, bez skutku, za czwartym łaskawie się pojawiłaś.

- Przepraszam, nie słyszałam.

- Okej, rozumiem, że pierwszy dzień po urlopie, że Piotrek, że wakacje, ale pilnuj się, jasne? Adam, jedź, na co czekasz?

- 21S! - przerywa dyspozytorka. - Wasze wezwanie przejmie 24S, Wy grzejcie do wypadku z udziałem naszej karetki, jesteście najbliżej, jakieś 2 km na południe, przy domkach letniskowych.

- Który zespół?

- Któraś podstawa. Najprawdopodobniej to tylko stłuczka, ale lepiej to sprawdźcie.

- Przyjąłem, jedziemy.

Na miejscu zastajemy tylko karetkę, drugi kierowca uciekł. W karetce zaś siedzi Michał. Z przerażeniem stwierdzam, że to z nim miał jeździć dziś Piotrek. Tylko że jego nigdzie nie widać.

- Gdzie Strzelecki? - pyta Wiktor ratownika.

- Nie wiem... - odpowiada zdezorientowany Michał. - Siedziałem z tyłu. Po zderzeniu przybiegł do mnie, sprawdził, czy nic mi nie jest, po czym gdzieś pobiegł. Ja zostałem, bo myślałem, że ogląda karetkę i zaraz pojedziemy do bazy. Przed chwilą zdawało mi się, że znów słyszę uderzenie, ale może to tylko w mojej głowie... Właśnie chciałem iść go poszukać, ale przyjechaliście.

- Cholera jasna, a jeśli coś mu się stało?! Pewnie leży gdzieś teraz potrącony i potrzebuje naszej pomocy! - krzyczę spanikowana.

- Martyna, spokojnie - przerywa mi Wiktor. - Jeśli coś mu się stało, nie jest daleko. Zaraz go znajdziemy.

- To szukajmy, szybko!

Rozdzielamy się i przeszukujemy teren, zupełnie nie wiedząc, gdzie może być i co mogło mu się stać. Jestem spanikowana, zdecydowanie nie za taką adrenaliną tęskniłam. Na samą myśl ,że coś mogło mu się stać, robi mi się słabo. W ostatniej chwili łapię się drzewa, żeby nie upaść.

- Martyna, w porządku? - Obok mnie pojawia się Wiktor.

- Nic nie jest w porządku, przecież nie mógł wyparować!

Zanim Banach zdąży coś odpowiedzieć, rozlega się znajomy nam głos:

- Michał, ile razy można Cię wzywać, rozładowało Ci się radio, czy o co chodzi?!

- Boże, Piotrek! - Biegnę do niego, a on patrzy na mnie zdziwiony.

- Yyy, nie wiem, o co tutaj chodzi - mówi rozbawiony - ale porozmawiamy później. Michał, bierz nosze i chodź ze mną, mamy pacjentkę z zawałem.

Wsiadam do karetki, normując oddech. Po kilku minutach zjawia się Adaś.

- Wyjaśniliśmy już wszystko. Po tej stłuczce z domu obok wybiegła jakaś kobieta i on pobiegł za nią, by pomóc jej matce, która miała zawał. Wziął ze sobą sprzęt, ale Michał tego nie zauważył. Zresztą, nikt z nas tego nie zauważył. Potem próbował połączyć się przez radio z Michałem, ale ten miał je rozładowane. Ot, cała historia. A z Tobą już okej?

- Tak, dzięki Adaś. Czy on nigdy nie przestanie doprowadzać mnie niemal do zawału?

- Taki już jest, nic nie poradzisz. Lepiej przygotuj sobie dobre leki uspokajające na resztę życia. - Uśmiecha się.

- Dzięki za radę - odpowiadam i odwzajemniam uśmiech.

Wracamy do bazy i do końca dnia mamy tylko jedno wezwanie. Po skończeniu dyżuru wreszcie mam szanse porozmawiać z Piotrkiem. Wsiadamy do samochodu i ruszamy w stronę mieszkania. 

- Czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego, jak ja się bałam?

- Podbudowujesz moje ego, skarbie. Po prostu uwielbiam, gdy tak się o mnie martwisz. To takie urocze.

- Przestań, to nie jest śmieszne, nie rozumiesz? Nie rób mi tego więcej, jasne?

- Ale to nie moja wina, że pacjentka miała zawał, a Michałowi rozładowało się radio. Tak samo jak to, że akurat Wasza ekipa przyjechała na miejsce. Skąd miałem to wiedzieć? 

- Dobra, przestań już.

- Martyna, kochanie... - próbuje mnie dotknąć, ale odpycham go.

- Na drogę patrz - besztam go i odwracam się w stronę szyby.

 W ciszy dojeżdżamy na miejsce. Wysiadam i zastanawiam się, czy nie za ostro zareagowałam.

- Okej, masz rację - zaczynam. - To nie była Twoja wina, niepotrzebnie się wkurzam. Po prostu naprawdę strasznie się bałam, a Ty robisz sobie żarty.

- Wsiadaj - mówi z uśmiechem.

- Po co?

- Skoro już masz dobry humor, to jedziemy w pewne miejsce.

- Jakie?

- Dowiesz się w swoim czasie.

Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz