135. "Masz szczęście, że tak lubię tego waszego dzieciaka"

607 34 23
                                    

*Piotrek*

- Kiedy - zacząłem ochrypłym głosem - będą wyniki?

- Jutro w południe - odpowiedziała cicho.

- Wezmę wolne.

- Przecież mówiłeś, że Góra nie chce dawać wolnego, bo brakuje ludzi.

- Wezmę - powiedziałem dobitnie.

- Pójdę do Kubusia - rzuciła po chwili spokojnym głosem, jak gdyby żadna rozmowa nie miała wcześniej miejsca. Wygrzebała się z mojego uścisku i powolnym krokiem ruszyła do małego.

Ja za to wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Artura.

- Strzelecki, masz przecież wolne, już tęsknisz?

- Potrzebuję wolnego . Jutro.

- Mówiłem ci, że...

- Wiem - przerwałem.

- Nie da rady.

- Pan nie zrozumiał. Powiedziałem, że potrzebuję jutro wolnego - zaakcentowałem ostatnie słowa.

Mój głos chyba musiał brzmieć naprawdę poważnie, bo Góra odchrzaknął zakłopotany. 

- Dobra, niech ci będzie - mruknął. - Nie wiem, o co chodzi, ale wyprostuj te sprawy rodzinne, bo następnym razem mogę nie być taki łaskawy.

- Dziękuję - odparłem, ignorując jego uwagę i rozłączyłem się.

Wziąłem głęboki wdech i głośno wypuściłem powietrze z ust. Kolejny raz powtarzałem sobie, że muszę trzeźwo myśleć. Raz jeszcze odetchnąłem nerwowo i ruszyłem za Martyną do pokoju małego. Stała przy oknie, powoli, jakby w rytm jakiejś piosenki, kołysała naszego synka i raz po raz całowała go w główkę. 

Zaszedłem ją od tyłu i przytuliłem, kładąc dłonie na jej brzuchu. Na ułamek sekundy spięła ciało, lecz kiedy poczuła, że to ja, delikatnie rozluźniła mięśnie.

- Nie powinnaś się przeciążać. Młody nie jest już taki lekki.

Westchnęła cicho.

- Weźmiesz go? - spytała.

- Jasne - odparłem. - No, chodź tu, bohaterze - dodałem, biorąc od niej Kubusia, który natychmiast wyciągnął rączki do Martyny, która odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi. 

- Ma-ma! - zawołał, a my zastygliśmy. To było... jego pierwsze słowo.

Spojrzałem na brunetkę, która odwróciła się gwałtownie. Była wyraźnie wzruszona i, co najważniejsze, wyglądała jakby zapomniała na chwilę o tragedii, z którą się mierzymy, i była po prostu szczęśliwa.

- Co? - wykrztusiłem z szerokim uśmiechem. - Co ty powiedziałeś, maluchu?

Chłopiec spoglądał na nas wyraźnie zadowolony, że udało mu się nas czymś zaskoczyć. Jego oczka błyszczały, a usta rozciągały się w uśmiechu.

- Ma-ma - mruknął cicho, opierając główkę na moim torsie, rączkę nadal wyciągając do Martyny, która natychmiast ją złapała i pocałowała małego w policzek.

- A ja? - rzuciłem oburzony.

- Co: ty? Nie zrobiłeś ostatnio nic spektakularnego - odparła od niechcenia, lecz kąciki jej ust nieznacznie drgnęły.

- Ty nawet sobie nie wyobrażasz, jak wiele spektakularnych rzeczy zrobiłem w ostatnim czasie. Na przykład wczoraj, pojechaliśmy na wezwanie do...

Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz