*Piotrek*
- Piotr? - Ktoś potrząsnął mnie za ramię. - Piotrek!
Gwałtownie uniosłem opadniętą głowę, ale nie mogłem się ruszyć, bo leżał na mnie Kubuś, który smacznie spał.
- Co tu robisz? - zapytała osoba, która mnie obudziła. Kiedy udało mi się złapać ostrość, zobaczyłem, że jest nią Wiktor.
- Która godzina?
- Po osiemnastej.
Odetchnąłem. Okej, czyli przysnąłem dosłownie na kilka minut.
- Więc? Co tu robisz? W dodatku z małym?
- Nie mieliśmy go z kim zostawić. Martyna jest na sali. - Spojrzał na mnie pytająco, a ja westchnąłem. - Dziecko się odwróciło.
- To może ja się nim zajmę? Znając ciebie będziesz tu siedzieć w nieskończoność, nie ma sensu, żeby Kubuś był tu z tobą.
- Właściwie mama miała się nim zaopiekować, tylko muszę jej napisać, że tu jesteśmy. Prawdopodobnie pojechała do naszego mieszkania.
- To pojadę do was i przekażę młodego. Wiem, że ty się stąd nie ruszysz. - Widział, że się zastanawiałem, więc dodał: - Szpital to nie miejsce dla małego dziecka.
- Okej - poddałem się. - Dzięki.
Banach ostrożnie wziął ode mnie Kubusia i ruszył w kierunku wyjścia, a ja z niecierpliwością spojrzałem na drzwi sali operacyjnej. Teoretycznie nie powinienem mieć obaw, ale jednak chciałem, aby było już po wszystkim. Chciałem mieć już pewność, że jest w porządku.
Nie minęło nawet pięć minut, kiedy spostrzegłem, że w moim kierunku zmierza Wiktor. Uniosłem brwi, rozglądając się wokół, czy jakaś rzecz należąca do Kuby nie została obok mnie.
- Zapomnieliście czegoś? - spytałem, lecz nie uzyskałem odpowiedzi. Moje obawy wzbudził za to wyraz twarzy doktora. - Coś... się stało? - dodałem niepewnie, podnosząc się z krzesła.
Banach nerwowo przełknął ślinę i zagryzł wargę. Wiedziałem, że to nie oznacza nic dobrego.
- Dobra - mruknąłem - czyli coś się stało. Więc? - Brak reakcji. - Wiktor - ponagliłem go z naciskiem, lecz zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zza drzwi wyszedł lekarz.
- Gratulacje, ma pan córkę - powiedział z uśmiechem.
- Wszystko z nią w porządku?
- Jak najlepszym. Zdrowa, silna dziewczyna. Na dziesięć punktów.
- A Martyna?
- Żona? - spytał, a ja przytaknąłem. - Były drobne problemy z ciśnieniem, ale finalnie jest w dobrym stanie. Odpoczywa.
Poczułem jak ogarnia mnie fala przeogromnej ulgi. Przymknąłem oczy i głośno odetchnąłem. Wszystko z nimi w porządku. To najważniejsze.
- Mam córkę - wyszeptałem. - Mogę ją zobaczyć?
- Oczywiście. Zapraszam za mną.
Spojrzałem na stojącego obok Wiktora, w ogóle nie myśląc o tym, o czym rozmawialiśmy przed chwilą. A właściwie o czym nie rozmawialiśmy, ponieważ nie zdążyłem wyciągnąć z niego żadnych informacji. Ale właściwie nie było to dla mnie w tej chwili istotne. Tylko zdrowie moich dziewczyn zaprzątało moje myśli.
Kiwnąłem głową do Wiktora, dając mu do zrozumienia, żeby szedł ze mną, na co ten uśmiechnął się lekko, ale nie dostrzegłem w tym uśmiechu faktycznej radości. Zrozumiałem to dopiero później, bo w tamtej chwili nic nie wzbudzało moich podejrzeń. Byłem po prostu szczęśliwy.
Kiedy dotarliśmy na oddział noworodkowy, za szybą zobaczyłem tylko jedną, małą istotkę. Moją najpiękniejszą w świecie córeczkę. Mój mały skarb.
- Boże, jaka ona jest śliczna - wyszeptałem wzruszony, podczas gdy Banach z boku zabawiał marudzącego Kubusia. - Cudowna, prawda? - zagaiłem, przypominając sobie, że chyba wciąż nie powiedział mi, co sprowadziło go z powrotem do szpitala. O ile w ogóle go opuścił. - A, właśnie, chciałeś mi coś powiedzieć?
- Tak - westchnął. - Może to nie najlepszy moment, ale twój ojciec...
- Co? - spytałem, przybierając obojętny wyraz twarzy. Znów czegoś ode mnie chce?
- Przykro mi...
Mój wyraz twarzy najprawdopodobniej pozostał bez zmian, jednak pod wpływem tych informacji potrzebowałem usiąść. Opadłem bezwiednie na krzesło, ale Wiktor nie ruszał się z miejsca. Po chwili uniosłem na niego wzrok, pokiwałem głową i powiedziałem:
- Dzięki. Możecie jechać, w porządku.
Mężczyzna przytaknął i odwrócił się. Zrobił parę kroków, by w pewnej chwili zatrzymać się, jak gdyby z zamiarem odwrotu, jednak zrezygnował z tego pomysłu, by wreszcie oddalić się szybkim krokiem.
Co czułem? Nie wiem. Na pewno przewrotność życia. Jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu nagle został przytłoczony przez informację, która właściwie nie powinna mnie ruszyć. Przecież nie chciałem mieć z nim nic wspólnego. Przecież powiedziałem mu, że to koniec. Przecież nie powinienem czuć żalu, w końcu należycie się z nim pożegnałem. Przecież...
On nie żyje. Twój ojciec nie żyje. Musiałbyś być potworem, żeby cię to nie ruszyło.
Potrzebowałem w tej chwili tej właśnie istotki, która dopiero przyszła na świat. Czysta, niewinna, bezbronna. Moje szczęście w nieszczęściu.
- Cześć, księżniczko - powiedziałem cicho, wsuwając palec między jej delikatne rączki. Instynktownie natychmiast go złapała, co chwyciło mnie za serce. - Witaj na świecie, kruszynko.
Jeszcze chwilę wpatrywałem się w dziewczynkę, bo jej obecność naprawdę dawała mi ukojenie, którego tak bardzo potrzebowałem. Czułem, że mógłbym tak spędzić całą noc, ale chciałem zobaczyć jeszcze Martynę.
Właśnie te osoby są moją rodziną. To one ją tworzą. Przeszłość nie zniszczy mi życia.
Pewien etap doszedł do końca i... może to okrutne, ale wierzę, że ten dzień był dobry.
____________
Hej, słoneczka!
Ponownie naczekaliście się okrutnie długo, przepraszaaaam :c najpierw nawalił mi telefon, na którym zazwyczaj piszę rozdziały, potem laptop z którego je sprawdzam i publikuję (ten jest chyba pierwszym publikowanym z telefonu, bo stwierdziłam, że trwa to już za długo. W dodatku brak weny, szczerze... tracę zapał do tej książki, a z tyłu głowy wciąż mam tę myśl, że czas, aby ją zakończyć. Tak więc informuję, że najprawdopodobniej do końca tego miesiąca książka zostanie zakończona.
ALEEEE NIE MARTWCIE SIĘ!
O ile jeszcze się Wam nie znudziłam, to trwają prace nad nowiutką, całkiem inną książką o MaPi, którą jestem niesamowicie podjarana. Czegoś takiego jeszcze nie czytaliście, misie ❤️
Już nie mogę się doczekać!
Całuski,
K.
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfiction*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...