*Piotrek*
Martyna przyszła do pracy. Nie mamy na razie wezwania, więc siedzi skulona na kanapie. Podchodzę do niej i mówię:
- Martyna... To moja wina. Ta dziewczyna po samobójstwie, którą ratowaliśmy... To ja ją namówiłem, żeby szła na policję. Nie wiedziałem, że to Twój ojciec był tym gościem, który... No wiesz...
Dziewczyna wstaje gwałtownie i wybiega za drzwi bazy. Mimo to, dobrze, że jej powiedziałem. Lepsze to niż kłamstwo. Wychodzę za nią próbując ułożyć sobie w głowie, jakie słowa będą teraz odpowiednie.
- Posłuchaj... - zaczynam.
- Nie, to nie tak - przerywa. - Wybiegłam, bo zrobiło mi się duszno. - Zauważam, że faktycznie jest blada. - Ja nie mam Ci za złe, że namówiłeś tą dziewczynę na zeznania. Wręcz przeciwnie. On zasłużył na karę, one na wynagrodzenie, a ja i moja rodzina na prawdę. Przynajmniej wiem, kim jest. Szkoda, że dopiero teraz.
W tym momencie dostaje smsa, otwiera go, po czym niepokojąco rozgląda się wokół siebie.
- Coś się stało? - Pytam.
- Nie, przestań, muszę iść. - Wbiega do bazy, a ja ruszam za nią.
- Martyna, powiedz mi co się dzieje! Ktoś Ci grozi, czy o co chodzi?
- Piotrek, to nie jest takie proste!
- To mi wytłumacz!
- Odpuść!
*Martyna*
Nie wiem, czy powiedzieć Piotrkowi o tych groźbach. Gdy rozmawiałam z nim przed bazą dostałam smsa o treści: "Prosisz się o kłopoty...". Wątpię, żeby to się kiedyś skończyło. Muszę im się postawić. Tylko jak, nie narażając przy okazji wszystkich, na których mi zależy?
Po chwili jedziemy do wezwania, jakiś mężczyzna w więzieniu skarży się na silny ból brzucha. Gdy wchodzimy do wskazanej celi, moim oczom ukazuje się nie kto inny, jak Rafał.
- Miło Cię widzieć, skarbie - mówi.
Nie odpowiadam. Wiktor bada go, a on ciągle coś do mnie mówi. Staram się to ignorować, ale pewna wypowiedź przykuwa moją, i chyba nie tylko moją, uwagę. Mianowicie: "Jesteś grzeczna, czy chłopaki muszą Cię temperować? Jak widzę nie jest im łatwo...". Po tej wypowiedzi Piotrek rzuca się na niego.
- Coś Ty powiedział?!
- Piotr, uspokój się, co Ty wyprawiasz? - Wiktor też jest zaskoczony słowami Rafała, ale stara się zachowywać profesjonalnie. - Zdaje się, że nic Panu nie jest. - Tym razem zwraca się do mojego ex. - Zostanie Pan tutaj.
- Zabierzcie mnie, połknąłem plastikowy widelec! - Krzyczy Rafał. - Nie możecie mnie tak zostawić!
- Co zrobiłeś? Masz rozum człowieku?
- Musiałem się z nią zobaczyć... - jęczy i puszcza do mnie oko. Znów przez niego mnie mdli.
- Dobra, zabieramy Pana. Piotrek, deska.
Siedzimy w karetce, gdy nagle Rafał podnosi rękę i próbuje złapać mnie za nogę.
- Zabieraj te łapy - cedzę przez zęby.
- Doktorze, mamy tu wypadek! - Krzyczy Piotrek.
- Dobra, Martyna, zostaniesz przy nim. Chociaż...
- Zostanę - ucinam krótko.
Gdy zostaję z Rafałem sam na sam, pytam:
- Dlaczego mi to robisz? Mało przez Ciebie cierpiałam? Kiedy dasz mi wreszcie spokój?
- Kochanie, gdy będę pewien, że rywal jest zlikwidowany...
- Słucham?!
- Dobrze słyszałaś. Nie mogę pozwolić, by ktoś mi Ciebie odebrał...
- Jesteś chory! Musisz się leczyć i dać mi wreszcie żyć w spokoju!
- Tak, jestem chory... Z miłości do Ciebie... - Gwałtownie podnosi się, łapie mnie za szyję i zaciska dłonie. - Jeśli nie będziesz szczęśliwa ze mną, to nie pozwolę, byś była szczęśliwa z kimkolwiek innym! - Próbuję się wyrwać, ale bez skutku. Nie mogę też wydobyć z siebie głosu, bo odciął mi dopływ powietrza. Chyba tracę przytomność...
*Piotrek*
W wypadku nikt nie został ranny. Wszystkich uratowały pasy bezpieczeństwa. Na wszelki wypadek sprawdzam jednak, czy każdy prawidłowo reaguje na światło, pytam, czy wszystko w porządku. Nagle zauważam Wiktora.
- Mam nadzieję, że nie zostawił jej Pan z nim samej? - Pytam szybko.
- Mówiła, że z nim zostanie, ktoś musiał. A czemu pytasz?
- Przecież to psychopata! - Biegnę szybko w stronę karetki, a Wiktor rusza za mną. Gdy dobiegam widzę nieprzytomną Martynę i Rafała, który ją dusi.
- Idioto! - Zdążam krzyknąć i odpycham go od niej. - Jesteś nienormalny, powinni Cię zamknąć w psychiatrycznym!
- Pożałujesz, jeśli ją dotkniesz! - krzyczy.
- Martyna, słyszysz mnie? - Pytam nie zważając na jego groźby.
- Zostaw mnie, proszę, nie możesz...
- Już dobrze, nic nie mów, jestem przy Tobie.
W pełni odzyskuje świadomość i patrzy na mnie wielkimi, wystraszonymi, brązowymi oczami.
- Jak się czujesz? Piotrek, podaj jej tlen - mówi Wiktor.
- N-nie trzeba, wszystko w porządku.
Zakładam jej maseczkę, a ona bierze kilka głębokich wdechów, po czym ściąga ją.
- Niech to zostanie między nami, proszę.
- Martyna, nie wiedziałem... - zaczyna Wiktor. - Nie pomyślałem, przepraszam.
- Nic się nie stało - uśmiecha się słabo. - Naprawdę nic mi nie jest.
- Okej, ale zawieziemy tego gościa do szpitala i idziesz do domu - mówi Wiktor. - Aha, a teraz siadaj z przodu.
*Martyna*
Znów mogło mnie już nie być, ale jestem, dzięki niemu. Jedziemy do szpitala, a ja kątem oka dostrzegam, że Piotrek co chwilę mi się przygląda, jakby bał się, że znów mogę zemdleć. Nie chcę, żeby coś mu się stało, a po słowach i czynach Rafała jestem pewna, że nie odpuści. Dziś po pracy pójdę na policję. A potem powiem wszystko Piotrkowi. Nie mam wyjścia, nie mogę go narażać, powinien znać prawdę.
Chłopaki odwożą mnie na bazę, a sami jadą z innym ratownikiem do kolejnego wezwania. 30 minut później jestem już pod komisariatem. Dopiero, gdy wchodzę do środka, uświadamiam sobie, że przecież oni śledzą każdy mój ruch. Na odwrót jest jednak za późno.
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfiction*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...