17. "Powiedz, że mnie kochasz!"

1.4K 52 13
                                    

*Piotrek*

Budzi mnie niepokojący dźwięk. Spoglądam na Martynę śpiącą obok. Rzuca się po łóżku i raz po raz wydaje z siebie stłumiony krzyk. Łapię ją za ramiona i potrząsam. Otwiera przerażone oczy. Domyślam się, co jej się śniło i mocno ją przytulam.

- Cii, jestem tutaj. - Próbuję ją uspokoić.

- Gdy oni się dowiedzą, że na nich doniosłam, to mnie zabiją. - Łzy płyną jej po twarzy strumieniami.

- Nic Ci nie zrobią, skarbie. Spokojnie, będzie dobrze.

- Skąd możesz to wiedzieć? - Patrzy na mnie wielkimi, zapłakanymi oczami.

- Ze mną nic Ci nie grozi - uśmiecham się, aby dodać jej otuchy. Po chwili zasypia w moich ramionach.

*Martyna*

Budzi mnie zapach kawy. Mam dzisiaj do pracy na jedenastą, a jest dopiero dziewiąta, więc spokojnie zdążę zjeść śniadanie z Piotrkiem, który właśnie pojawia się w drzwiach sypialni.

- Hej, kochanie - mówię, uśmiechając się szeroko na jego widok.

- Może chcesz wziąć dzisiaj wolne? Na wszelki wypadek, wiesz, że ja nie idę dziś do pracy - mówi, obserwując mnie badawczo.

- Nie, dam radę. To w nocy... To nic, zapomnijmy o tym.

- Nie, Martyna. To nie jest nic, a Ty musisz iść na terapię. Odbiorę Cię dziś z pracy i zawiozę do psychologa, okej?

- Nie możemy się razem pokazywać dopóki ich nie zamkną. To nie są żarty, Piotrek. Po pracy jadę do domu, zobaczymy się jutro.

- Nie wiem, czy wytrzymam. - Udaje konającego, łapie się za serce i rzuca na łóżko.

Uśmiecham się, a on poważnieje.

- Zadzwonisz do mnie, jeśli cokolwiek będzie się działo, jasne?

- Jasne. A teraz muszę zbierać się do pracy.

Dzień mija mi bardzo szybko. Gdy kończę dyżur, zastanawiam się, czy w drodze do domu znów ich spotkam. W końcu decyduję się jednak wezwać taksówkę, która zawozi mnie pod sam blok. Szybko wchodzę na górę. W mieszkaniu wyciągam telefon i dzwonię do komisarza, u którego składałam zeznania.

- Wiadomo już coś? - Pytam, chociaż wiem, że miał zadzwonić, gdy ich znajdą.

- Nie, ale mam złą wiadomość. Nie wiemy tak naprawdę ilu ich było, więc nawet, gdy złapiemy dwóch, to oni nie wydadzą pozostałych. Proszę na siebie uważać.

Rozłączam się, a moje nogi są jak z waty. Dostaję smsa. Zerkam na telefon i robi mi się gorąco. To od nich. Piszą: ''Rafał bardzo chce się z Tobą spotkać. Nie przyjmujemy odmowy. Przyjedziemy po Ciebie jutro o 8.''

Nie. Proszę, nie. Drżącymi rękami piszę odpowiedź: ''Sama dam radę tam dotrzeć, nie potrzebuję Waszej pomocy.''

Odkładam telefon z nadzieją, że już nie odpiszą. Po chwili jednak mój telefon zaczyna wibrować, oznajmiając połączenie. Mój oddech przyspiesza, ale gdy biorę telefon do ręki, okazuje się, że to Piotrek.

- Jak tam? - Słyszę radosny głos.

- W porządku - mówię, a mój oddech zwalnia.

- Jesteś pewna?

- Tak, a co? - Próbuję zachować pozory i silę się na uśmiech.

- Nie wiem, masz taki smutny głos. Ale skoro wszystko dobrze... Chciałem Cię tylko usłyszeć. Dobranoc.

- Piotrek, zaczekaj...

- Tak?

- Muszę jutro jechać do Rafała.

- Co?

- To, co słyszałeś. Nie mam wyjścia, nie przyjmują odmowy.

- Przecież on chciał Cię zabić! Nie możesz się narażać!

- Będzie dobrze. - Tym razem to ja uspokajam jego, choć sama jestem pełna obaw. - Dobranoc.

Rozłączam się i z ulgą zauważam, że nie dostałam żadnego smsa. Czyli zgodzili się.

Następnego dnia znów wzywam taksówkę i jadę na spotkanie z Rafałem. Po drodze piszę do Wiktora, że biorę dziś wolne. Gdy wchodzę do środka, Rafał siedzi przy stole. Podchodzę bliżej, a on mówi:

- Wybacz mi, proszę. Jeszcze możemy być razem szczęśliwi, Martyna.

Przez chwilę wydaje mi się, że może faktycznie coś go tknęło i zrozumiał swoje błędy. Przechodzi mi, gdy dodaje:

- Niedługo rozprawa. Wystarczy tylko, że zeznasz wszystko na moją korzyść, a winą za wszystko obarczysz, no nie wiem, na przykład... Piotra?

- Czyli tylko o to Ci chodzi! Żebyś nie poszedł siedzieć, tak?! Jesteś obrzydliwy. - Już mam zamiar wyjść, jednak do głowy przychodzi mi pewien pomysł. Siadam z powrotem naprzeciwko niego.

- Wiem, że mnie kochasz. Powiedz to, powiedz to głośno! - Krzyczy, a ja zaczynam realizować swój plan.

- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Zadzwonisz teraz do wszystkich swoich kolegów, którzy mnie śledzą i kontrolują i powiesz im, że za pół godziny mają tu być. Tylko nie mów im po co. I wtedy razem powiemy im, że się kochamy, dobrze? - Uśmiecham się najszczerzej, jak potrafię.

- Dobrze, kochanie, poczekaj tu chwilę.

Podczas, gdy Rafał idzie zadzwonić, ja piszę smsa do komisarza, aby za pół godziny się tu zjawił.

- Będą wszyscy - mówi uradowany, jak małe dziecko. - A teraz powiedz, że mnie kochasz.

- Nie lepiej zaczekać, aż przyjdą Twoi koledzy?

- Nie. Chcę to usłyszeć, teraz.

Biorę głęboki wdech i zamykam oczy.

- Kocham Cię - wyrzucam z siebie. W tym momencie wchodzą wszyscy 'kumple' Rafała. Jest ich pięciu. Czuję na sobie ich spojrzenia i robi mi się niedobrze. Potem wszystko trwa bardzo szybko. Wbiega policja, aresztują ich, a ja chcę tylko już stamtąd iść. Rafał jest zdezorientowany, powoli dociera do niego, co się właśnie stało. Wychodzę, bo nie chcę dłużej na nich patrzeć.

- Dobra robota - mówi policjant, ale nie zwracam na niego uwagi. Wyciągam telefon i dzwonie do Piotrka.

- Skończyłeś już? - Pytam.

- Nie poszedłem do pracy.

- To gdzie jesteś?

- Za Tobą, głuptasie.

Odwracam się i rzucam w jego ramiona. Stoimy tak przytuleni, aż pytam:

- Co Ty tu właściwie robisz?

- Byłem na policji. Gdy napisałaś smsa, żeby przyjechali, pojechałem za nimi. Jestem z Ciebie dumny.

- Piotrek... Musiałam mu powiedzieć, że go kocham. To było okropne.

- To nic, mała. Przecież wiem, że to nieprawda. A teraz pozwolisz, że zabiorę moją dziewczynę do kina.

Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz