*Piotrek*
Budzi mnie niepokojący dźwięk. Spoglądam na Martynę śpiącą obok. Rzuca się po łóżku i raz po raz wydaje z siebie stłumiony krzyk. Łapię ją za ramiona i potrząsam. Otwiera przerażone oczy. Domyślam się, co jej się śniło i mocno ją przytulam.
- Cii, jestem tutaj. - Próbuję ją uspokoić.
- Gdy oni się dowiedzą, że na nich doniosłam, to mnie zabiją. - Łzy płyną jej po twarzy strumieniami.
- Nic Ci nie zrobią, skarbie. Spokojnie, będzie dobrze.
- Skąd możesz to wiedzieć? - Patrzy na mnie wielkimi, zapłakanymi oczami.
- Ze mną nic Ci nie grozi - uśmiecham się, aby dodać jej otuchy. Po chwili zasypia w moich ramionach.
*Martyna*
Budzi mnie zapach kawy. Mam dzisiaj do pracy na jedenastą, a jest dopiero dziewiąta, więc spokojnie zdążę zjeść śniadanie z Piotrkiem, który właśnie pojawia się w drzwiach sypialni.
- Hej, kochanie - mówię, uśmiechając się szeroko na jego widok.
- Może chcesz wziąć dzisiaj wolne? Na wszelki wypadek, wiesz, że ja nie idę dziś do pracy - mówi, obserwując mnie badawczo.
- Nie, dam radę. To w nocy... To nic, zapomnijmy o tym.
- Nie, Martyna. To nie jest nic, a Ty musisz iść na terapię. Odbiorę Cię dziś z pracy i zawiozę do psychologa, okej?
- Nie możemy się razem pokazywać dopóki ich nie zamkną. To nie są żarty, Piotrek. Po pracy jadę do domu, zobaczymy się jutro.
- Nie wiem, czy wytrzymam. - Udaje konającego, łapie się za serce i rzuca na łóżko.
Uśmiecham się, a on poważnieje.
- Zadzwonisz do mnie, jeśli cokolwiek będzie się działo, jasne?
- Jasne. A teraz muszę zbierać się do pracy.
Dzień mija mi bardzo szybko. Gdy kończę dyżur, zastanawiam się, czy w drodze do domu znów ich spotkam. W końcu decyduję się jednak wezwać taksówkę, która zawozi mnie pod sam blok. Szybko wchodzę na górę. W mieszkaniu wyciągam telefon i dzwonię do komisarza, u którego składałam zeznania.
- Wiadomo już coś? - Pytam, chociaż wiem, że miał zadzwonić, gdy ich znajdą.
- Nie, ale mam złą wiadomość. Nie wiemy tak naprawdę ilu ich było, więc nawet, gdy złapiemy dwóch, to oni nie wydadzą pozostałych. Proszę na siebie uważać.
Rozłączam się, a moje nogi są jak z waty. Dostaję smsa. Zerkam na telefon i robi mi się gorąco. To od nich. Piszą: ''Rafał bardzo chce się z Tobą spotkać. Nie przyjmujemy odmowy. Przyjedziemy po Ciebie jutro o 8.''
Nie. Proszę, nie. Drżącymi rękami piszę odpowiedź: ''Sama dam radę tam dotrzeć, nie potrzebuję Waszej pomocy.''
Odkładam telefon z nadzieją, że już nie odpiszą. Po chwili jednak mój telefon zaczyna wibrować, oznajmiając połączenie. Mój oddech przyspiesza, ale gdy biorę telefon do ręki, okazuje się, że to Piotrek.
- Jak tam? - Słyszę radosny głos.
- W porządku - mówię, a mój oddech zwalnia.
- Jesteś pewna?
- Tak, a co? - Próbuję zachować pozory i silę się na uśmiech.
- Nie wiem, masz taki smutny głos. Ale skoro wszystko dobrze... Chciałem Cię tylko usłyszeć. Dobranoc.
- Piotrek, zaczekaj...
- Tak?
- Muszę jutro jechać do Rafała.
- Co?
- To, co słyszałeś. Nie mam wyjścia, nie przyjmują odmowy.
- Przecież on chciał Cię zabić! Nie możesz się narażać!
- Będzie dobrze. - Tym razem to ja uspokajam jego, choć sama jestem pełna obaw. - Dobranoc.
Rozłączam się i z ulgą zauważam, że nie dostałam żadnego smsa. Czyli zgodzili się.
Następnego dnia znów wzywam taksówkę i jadę na spotkanie z Rafałem. Po drodze piszę do Wiktora, że biorę dziś wolne. Gdy wchodzę do środka, Rafał siedzi przy stole. Podchodzę bliżej, a on mówi:
- Wybacz mi, proszę. Jeszcze możemy być razem szczęśliwi, Martyna.
Przez chwilę wydaje mi się, że może faktycznie coś go tknęło i zrozumiał swoje błędy. Przechodzi mi, gdy dodaje:
- Niedługo rozprawa. Wystarczy tylko, że zeznasz wszystko na moją korzyść, a winą za wszystko obarczysz, no nie wiem, na przykład... Piotra?
- Czyli tylko o to Ci chodzi! Żebyś nie poszedł siedzieć, tak?! Jesteś obrzydliwy. - Już mam zamiar wyjść, jednak do głowy przychodzi mi pewien pomysł. Siadam z powrotem naprzeciwko niego.
- Wiem, że mnie kochasz. Powiedz to, powiedz to głośno! - Krzyczy, a ja zaczynam realizować swój plan.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Zadzwonisz teraz do wszystkich swoich kolegów, którzy mnie śledzą i kontrolują i powiesz im, że za pół godziny mają tu być. Tylko nie mów im po co. I wtedy razem powiemy im, że się kochamy, dobrze? - Uśmiecham się najszczerzej, jak potrafię.
- Dobrze, kochanie, poczekaj tu chwilę.
Podczas, gdy Rafał idzie zadzwonić, ja piszę smsa do komisarza, aby za pół godziny się tu zjawił.
- Będą wszyscy - mówi uradowany, jak małe dziecko. - A teraz powiedz, że mnie kochasz.
- Nie lepiej zaczekać, aż przyjdą Twoi koledzy?
- Nie. Chcę to usłyszeć, teraz.
Biorę głęboki wdech i zamykam oczy.
- Kocham Cię - wyrzucam z siebie. W tym momencie wchodzą wszyscy 'kumple' Rafała. Jest ich pięciu. Czuję na sobie ich spojrzenia i robi mi się niedobrze. Potem wszystko trwa bardzo szybko. Wbiega policja, aresztują ich, a ja chcę tylko już stamtąd iść. Rafał jest zdezorientowany, powoli dociera do niego, co się właśnie stało. Wychodzę, bo nie chcę dłużej na nich patrzeć.
- Dobra robota - mówi policjant, ale nie zwracam na niego uwagi. Wyciągam telefon i dzwonie do Piotrka.
- Skończyłeś już? - Pytam.
- Nie poszedłem do pracy.
- To gdzie jesteś?
- Za Tobą, głuptasie.
Odwracam się i rzucam w jego ramiona. Stoimy tak przytuleni, aż pytam:
- Co Ty tu właściwie robisz?
- Byłem na policji. Gdy napisałaś smsa, żeby przyjechali, pojechałem za nimi. Jestem z Ciebie dumny.
- Piotrek... Musiałam mu powiedzieć, że go kocham. To było okropne.
- To nic, mała. Przecież wiem, że to nieprawda. A teraz pozwolisz, że zabiorę moją dziewczynę do kina.
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfic*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...