58."Royal to miejsce marzeń"

803 47 7
                                    

*Martyna*

Przez ostatnie kilka dni Piotrek robił wszystko, bym zapomniała o niezbyt przyjemnej sytuacji z ojcem. I, szczerze mówiąc, udaje mu się. Jest taki kochany, nie wiem, czym sobie na niego zasłużyłam. Rano, gdy jeszcze spałam, gdzieś wybył. Choć w sumie nie ma się co dziwić, ponieważ wstałam po jedenastej. Gdy wychodzę z łazienki, słyszę, jak klucz zgrzyta w zamku.

- Hej, kochanie - mówię, po czym składam na jego ustach krótki pocałunek.

- Jesteś gotowa? - pyta z konspiracyjnym uśmiechem.

- Zależy na co.

- Musimy jechać do księdza, by załatwić z nim datę ślubu. No i oczywiście do domu weselnego, dograć wszystkie formalności.

- Piotruś... Mówiłam Ci, że ta sala w centrum to jedynie w ostateczności... Mieliśmy jeszcze czegoś poszukać. Nie podejmujmy pochopnych decyzji.

- Myślałem, że Royal to miejsce Twoich marzeń... Kiedy tam byliśmy, byłaś zachwycona.

- Zaraz... Co Ty właśnie powiedziałeś? Przecież... Cholera, Piotrek, w Royalu miejsca były za półtora roku! Czy Ty...? - Nie mogę uwierzyć. Czy Piotrek właśnie załatwił nam wesele w najpiękniejszym miejscu, jakie mogłam sobie wymarzyć? - Niemożliwe! Jak to zrobiłeś?! - krzyczę, rzucając mu się na szyję.

- Ma się te swoje sposoby... - odpowiada, a ja w podskokach biegnę do samochodu.

- A teraz poważnie... Gadaj, jakim cudem Ci się to udało? - pytam, gdy jedziemy już w stronę miejsca, w którym za parę miesięcy odbędzie się nasze wesele.

- Pojechałem tam raz jeszcze, by upewnić się, że nie ma najmniejszej szansy. Widziałem, jak Ci zależało, więc musiałem wiedzieć na 100%. Kiedy ta przemiła kobieta mnie zobaczyła, aż klasnęła w dłonie. Powiedziała, że mam niesamowite szczęście, ponieważ jakaś para zmieniła termin na przyszły rok. A ona, choć ogromnie nas polubiła, nie miała jak się z nami skontaktować, bo nie zostawiliśmy jej numeru. I tak oto, kochanie, bierzemy ślub 4 maja.

- Jesteś najlepszy, wiesz?

- Pewnie, że tak - odpowiada z uśmiechem.

*Piotrek*

Błysk w oku mojej narzeczonej, gdy dowiedziała się, gdzie będziemy mieć wesele, był obrazem, który zapamiętam do końca życia. Na miejscu ponownie spotykamy tę samą kobietę, która z uśmiechem zaprasza nas do biura.

- Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że jednak znalazł się termin. Jak patrzę na niektóre z par, które tu przyjeżdżają... Ach, włos się na głowie jeży. Nie to co Wy... Urocza, przemiła i, co najważniejsze, zakochana w sobie para. Aż miło popatrzeć - trajkocze właścicielka.

- Nam także jest bardzo miło. To miejsce to spełnienie moich marzeń - wyznaje Martyna, a mnie znów ogarnia uczucie ciepła, że udało mi się ją uszczęśliwić.

- Gdyby nie Twój narzeczony, nic by z tego nie wyszło... Pilnuj go, dziewczyno, taki facet to skarb! - rzuca kobieta, a Martyna z uśmiechem wtula się w mój bok.

Po chwili otrzymujemy stos katalogów z każdym możliwym wystrojem, ustawieniem stołów i planem posiłków oraz atrakcji. W tym miejscu nie trzeba już nikogo zamawiać, każdy jest w cenie - począwszy od kucharzy i kelnerów, aż po fotografa i DJ-a. Podoba mi się to, bo jest o wiele mniej zamieszania.

- Jeśli państwo chcecie, możecie to wszystko zabrać do domu i tam, na spokojnie się zastanowić. Ufam moim klientom. Przyjedziecie z decyzją, gdy będziecie już gotowi. Z racji tego, że macie tylko osiem miesięcy, z definitywnymi ustaleniami przyjedźcie najpóźniej trzy miesiące przed weselem. Choć pewnie decyzję podejmiecie już wcześniej. Aha, i jeszcze jedno. Ostateczna liczba gości musi się u mnie znaleźć przynajmniej dwadzieścia dni przed imprezą. Jakieś pytania?

Zaprzeczamy i kulturalnie żegnamy się z kobietą, zabierając ze sobą chyba z tonę katalogów. Wizytę u księdza przekładamy na jutro, ponieważ przypomina nam się, że mamy dokładnie trzydzieści siedem minut do rozpoczęcia dyżuru.


Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz