26. "Musiałam uciekać..."

1K 45 16
                                    

*Piotrek*

Mój poranek rozpoczyna dudniący dzwonek w komórce. Po raz kolejny postanawiam, że czas go zmienić. Odbieram.

- Hej, Piotrek. Tu Karolina. Mam nadzieję, że nie śpisz.

- Już nie - odpowiadam.

- Kurczę, sorry. Myślałam, że o jedenastej powinieneś już być w pracy, a jest przecież za dziesięć.

Spoglądam na ekran komórki, który faktycznie pokazuje, że do rozpoczęcia dyżuru pozostało mi dziesięć minut.

- Kurde, dzięki za pobudkę młoda, ale zaraz będę spóźniony, nie mogę gadać! Na razie!

- Chciałam tylko Ci powiedzieć... A zresztą nieważne, pa.

Rozłącza się, choć chciałem zapytać co chciała mi powiedzieć, ale stwierdzam, że to na pewno nic takiego.

Przychodzę spóźniony, ale nie na tyle, aby nie pojechać do wezwania. Czyli w skrócie: w ostatniej chwili. Gdy tylko zjawiam się w pracy, wyjeżdżamy do wypadku kolejowego. Mały chłopiec wbiegł na tory, gdy jego pijana matka leżała za krzakiem. Reanimujemy go ponad półtorej godziny, bez skutku.

*Martyna*

Gdy Wiktor stwierdza zgon tego maluszka, nie potrafię dopuścić tego do siebie. Powinniśmy wracać do bazy, bo policja już przyjechała, ale nie umiem nawet się podnieść, cały czas siedzę przy chłopcu i dotykam jego maleńką rączkę z nadzieją, że za chwilę się obudzi. Po chwili czuję na ramieniu czyjąś dłoń.

- Martyna, musimy wracać - słyszę Wiktora.

- Tak, jasne.

Spoglądam na Piotrka, który stoi przy karetce, a potem na Wiktora, którego zawołał właśnie jakiś policjant. Widzę, że nie jest im obojętne to, co się stało, ale potrafią się opanować. Ja nie umiem. Na szczęście gdy wsiadam do karetki, emocje opadają. Przyswajam to, co się stało i wiem, że zrobiliśmy wszystko, co tylko się dało. Moje myśli przerywa uderzenie i gwałtowne hamowanie karetki.

- Wybiegła mi przed maskę, życie jej niemiłe?! - krzyczy Piotrek wyskakując z karetki.

Chwytam torbę ze sprzętem, gdy słyszę Piotrka:

- Karolina?!

Dobiegam do chłopaków i widzę siostrę Piotrka. Ma wiele urazów, które nie są spowodowane wypadkiem, widać to na pierwszy rzut oka. Wygląda jakby ktoś ją pobił.

- Słyszysz mnie? - pyta Piotrek. - Czemu wbiegłaś pod samochód?!

- Musiałam uciekać... - szepcze.

- Piotrek, ciśnienie i saturacja. Martyna, sprawdź urazy zewnętrzne.

- Kręgosłup i kręgi szyjne raczej w porządku, kończyny też. Chyba nic nie złamała - mówię.

- Ciśnienie niskie, ledwo wyczuwalne. Saturacja osiemdziesiąt i spada.

- Piotrek, po respirator, migiem! - stanowczo wydaje polecenia Wiktor. - Oddech płytki, szmer pęcherzykowy, to odma.

- Doktorze, zatrzymała się! - krzyczę.

- Migotanie. Piotrek, dawaj dwieście. Odsunąć się, strzelam. - Przez chwilę milczy. - Wróciła - widzę, jak oddycha z ulgą. - Zabieramy ją, po drodze ogarnę resztę. Ruchy!

Piotrek jedzie tak szybko, jak jeszcze nigdy. Nie chcę nawet myśleć, co teraz czuje. Gdy w szpitalu oddajemy Karolinę w ręce lekarzy, siada na podłodze i opiera głowę o ścianę, głęboko oddychając. Siadam obok niego, kładąc mu głowę na ramieniu.

- Gdybym mógł coś zrobić... - zaczyna. - Jak to mogło się stać?

- Piotrek, nie mogłeś. Skąd miałeś wiedzieć?

Nagle szybko podnosi głowę.

- Rano dzwoniła do mnie i chciała mi coś powiedzieć, ale nie mogłem gadać, bo zaspałem do roboty. Gdybym dał jej skończyć rozmowę, powiedziałaby mi i do niczego by nie doszło. Na pewno. To moja wina.

- Piotrek uspokój się, to nie była Twoja wina, nie mogłeś wiedzieć... Na pewno będzie dobrze, nic się nie martw - próbuję go pocieszyć.

Pojawia się Wiktor.

- Piotrek, schodzisz z dyżuru? - pyta.

- Nie, idę się tylko ogarnąć i mogę wracać do pracy.

Reszta dnia mija nam powoli, ale bez większych problemów. Kiedy docieramy do szpitala po pracy, jest już ciemno. Znajdujemy salę, w której leży siostra Piotrka i kierujemy się do niej. W środku jest sama, wciąż nieprzytomna. Siadamy na dwóch krzesłach stojących obok łóżka. Dotykam jej ciepłej dłoni. Jej długie, rozpuszczone, blond włosy leżą bezwiednie na poduszce. Jej twarz jest spokojna, usta lekko pociągnięte jasnoróżową szminką, a rzęsy długie i ciemne, lecz bez tuszu. Jest śliczna. Zerkam na Piotrka i dochodzę do wniosku, że na chwilę go zostawię.

- Zaraz wracam - szepczę i wychodzę.

*Piotrek*

Odkąd zobaczyłem ją leżącą na drodze, aż do teraz, nie mogłem przestać o niej myśleć. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak jest dla mnie ważna. Mimo, że znam ją kilka dni, jest moją siostrą i nic tego nie zmieni. Jak to mogło się stać? Kto mógł tak ją pobić?

- Hej, siostrzyczko - mówię i uśmiecham się do niej. - Nie wiem, kto Ci to zrobił, ale dorwę go, obiecuję. Teraz już wszystko będzie dobrze, tylko musisz się obudzić. Najlepiej jak najszybciej, a wiesz, że nie lubię sprzeciwu.

Być może kąciki jej ust delikatnie się unoszą. A może tylko mi się wydaje?

_____________

Hejka! Przyznam się Wam, że pisząc ten rozdział musiałam kilkukrotnie skorzystać z wyszukiwarki w celu sprawdzenia, czy wszystkie nazwy medyczne i diagnozy użyłam we właściwe sytuacji, ale mimo to nie mam pewności, czy gdzieś nie popełniłam błędu. Cóż, absolwentką medycyny nie jestem, więc mam nadzieję, że jeśli się pomyliłam, to wspaniałomyślnie mi to wybaczycie xD W każdym razie na wszelki wypadek z góry przepraszam i ściskam Was mocnoo <3

Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz