*Martyna*
Dusząc się dopadłam do drzwi z drugiej strony domu. Dosłownie kilka sekund przed tym, jak usłyszałam, że do domu wpadła straż. A także dosłownie w ostatniej chwili, bo gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, upadłam na ziemię ze zmęczenia. Wiem, że muszę zebrać w sobie siłę i iść powiadomić wszystkich, że żyję, ale nie potrafię się ruszyć. Moje płuca wręcz płoną, a ciało nie potrafi podnieść się z ziemi. Myślę o Piotrku. Mam nadzieję, że to nie on tu przyjechał. A co, jeśli on? Nie wiem skąd, ale znajduję w sobie siłę i, stawiając małe kroki, zmierzam tam, gdzie wszyscy z napięciem wyczekują rozwoju sytuacji. Każdy krok potęguje moje wyczerpanie i wzmaga mój kaszel. Nagle dostrzegam Wiktora. Czyli Piotrek też musi tu być. Tak bardzo chcę już powiedzieć mu, że nic mi nie jest. Nagle mnie zauważa. Dosłownie w momencie, w którym moje nogi znów się uginają i upadam. Podbiega do mnie, bierze mnie na ręce i niesie w stronę karetki, powtarzając co chwilę:
- Boże, Martyna, żyjesz...
- Radek, podaj jej tlen! Ruchy! - krzyczy Wiktor do innego ratownika. - Oddychaj, Martyna, spokojnie.
- Nic mi nie jest - udaje mi się wyksztusić, gdy moje płuca próbują na nowo się uspokoić.
Nikt nie odpowiada, nie traktując moich słów poważnie.
- Co z tą dziewczynką? - pytam.
- Wszystko dobrze, a Tobie stało się coś jeszcze?
- Nie, przecież mówię, że nic mi nie jest - chrypię między jednym a drugim kaszlnięciem. - Po prostu ta belka... Widziałam, że spadnie i... Nie zdążyłam. Znalazłam wyjście z tyłu domu - mówię, łapiąc kolejne oddechy dzięki maseczce z tlenem.
- Cii, nic nie mów, oddychaj - mówi Wiktor, a ja spoglądam na Piotrka, który siedzi w milczeniu. Jedną ręką głaska mnie po głowie, a drugą trzyma moją drżącą dłoń. Na jego twarzy maluje się troska pomieszana ze strachem, ale równocześnie uczuciem ulgi. Mój oddech powoli wraca do normy. - Jedziemy do szpitala - oznajmia nagle Wiktor.
- Zwariowaliście? Przecież widzicie, że nic mi nie jest. To tylko trochę dymu...
- Nie ma mowy. Zrobią Ci badania, mogłaś się zatruć, albo... Zresztą, Martyna, co ja Ci będę mówił? Sama dobrze wiesz. - Wiktor jest nieugięty, więc posłusznie godzę się na zawiezienie mnie na badania. A właściwie nie mam się na co godzić, bo i tak nikt nie pyta mnie o zdanie.
Piotrek puszcza moją dłoń tylko dlatego, że Radek nie ma uprawnień do kierowania karetką. Poza tym wie, że jestem pod dobrą opieką. Jednak gdy tylko parkujemy przed szpitalem, natychmiast zjawia się obok. W drodze na SOR, mówię:
- Piotruś, wiesz, że nie musisz przy mnie być? Wracaj do pracy, jesteś potrzebny...
- A Tobie nie jestem potrzebny? - żartuje, a ja jak zwykle mimowolnie się uśmiecham. - No dobrze, skoro tak... - Krzyżuje ręce na piersiach, udając obrażonego. Widzi, że ze mną w porządku i postanawia wrócić do swojego poczucia humoru. Nagle jednak znów poważnieje. - Zadzwonisz, jeśli cokolwiek będzie nie tak, albo po prostu będziesz chciała mnie obok?
- Jasne - odpowiadam z uśmiechem, po czym chłopaki zostawiają mnie na pastwę doktorów.
Po kilku godzinach wypuszczają mnie ze szpitala. Nie wiem, po co w ogóle mnie tam zawozili, no ale co zrobić. Za pół godziny rozpoczynam dyżur, więc udaję się w stronę stacji. Od razu 'wita' mnie Piotrek:
- Martyna, co Ty tu robisz? Czemu nie zadzwoniłaś? Zresztą, okej, za chwilę kończę i pojedziemy do domu.
- Ale ja przyszłam do pracy. Halo, za chwilę zaczynam dyżur.
- Chyba zwariowałaś - mówi Wiktor. - Do domu, ale już.
- Doktorzeee...
- Żadne 'doktorze', powiedziałem do domu!
- Przecież nic mi nie jest...
- W takim razie widzimy się jutro w pracy. Ale dziś nie chcę Cię tu widzieć.
- No mówić jak do ściany - szepczę zirytowana.
- Słyszałem!
No, szefa nie przegadasz...
______________________
Ziomeczki! Pod moim ostatnim rozdziałem pojawiło się mnóstwo komentarzy, tyle, ile chyba jeszcze nigdy! Doszłam więc do wniosku, że muszę częściej zostawiać Was w takim napięciu, bo od razu się budzicie... *zaciera rączki na samą myśl i śmieje się diabolicznie* xDDD
W każdym razie dzięki za aktywność i zapraszam do głosowania oraz komentowania, to ogromnie motywuje! Buźka! :*
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfic*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...