*Piotrek*
- Martyna, jesteś wreszcie gotowa?!
- Nie wkurzaj mnie - syczy zza drzwi łazienki.
- Pół godziny temu mówiłaś, że wyjdziesz za chwilę.
- Skarbie, pięć minut!
- Jasne... Wyjaśnisz mi jedną rzecz? Dlaczego ja potrafiłem wyszykować się w dwadzieścia pięć minut, a Ty sterczysz tam już dwie godziny i nie zapowiada się, żebyś wyszła w najbliższym czasie.
- Och, cicho bądź, dziś Wigilia, a jaka Wigilia, taki cały rok, więc nie wkurzaj się, tylko grzecznie czekaj. Uwierz mi, że będzie warto, obiecuję.
- O nie! - krzyczę dramatycznym głosem. - Jeśli cały rok mam tyle na Ciebie czekać, to...
- To co? - przerywa mi. - Zastanów się dobrze nad odpowiedzią...
- Nie wiem. - Wzruszam ramionami, wiedząc, że lepiej nie odpowiadać. Nawet gdybym wiedział co.
Nasze mamy ustaliły, że Wigilię spędzimy wszyscy w moim domu rodzinnym, a drugie święto, ponieważ w pierwsze mamy z Martyną dyżur, w domu Kubickich. Będzie 6 osób - Ola, Tomek, mama Martyny, moja mama, Martyna i ja. Na propozycję pomocy przy potrawach machnęły ręką i powiedziały, że nikogo do kuchni nie wpuszczą. Mieliśmy stawić się o 18.00. Co z tego, że jest 17.50?
- Kotek, wiesz, która godzina? - zaczynam ponownie, gdy drzwi łazienki gwałtownie się otwierają.
- No i? Było warto? - pyta, a ja oniemieję. Jedwabista czerwień jej sukienki współgra z czernią butów na koturnie i brązem jej idealnie prostych włosów. Co do makijażu, nie będę tak rozgadany, bo za nic nie jestem w stanie nazwać wszystkiego, czego użyła. Jedno jest pewne. Wygląda bosko.
- Mam najpiękniejszą narzeczoną na świecie - wykrztuszam, nie mogąc się napatrzeć.
- To co, jedziemy? - chichocze.
Na miejscu jesteśmy idealnie w porę. Te święta są inne niż zwykle, co na pewno nie znaczy że gorsze. Wręcz przeciwnie. I Tomek i ja znaleźliśmy miłość, poważną, nie szczeniacką. No i pozbyliśmy się człowieka, który śmiał nazywać się ojcem.
- Nad czym myślisz? - wyrywa mnie z zamyślenia Martyna.
- Nad tym, jak życie potrafi się zmienić w przeciągu jednego roku. Swoją drogą, od kiedy my się znamy?
- No... Gdzieś tak od października będzie, nie? - Uśmiecha się.
- Ponad rok... I ja ciągle żyję?
- Grabisz sobie... - słyszę w odpowiedzi.
- Młodzieży, chodźcie do stołu - woła mama. - Tylko zawołajcie Olę i Tomka.
Wychodzimy na dwór, gdzie nasze rodzeństwo udowadnia sobie uczucia.
- Ekhm - odchrząkuję, a oni w momencie odskakują od siebie. - Mama woła. Pocałujecie się potem. Albo coś... Nie wiem.
- Tak, jasne, idziemy - odpowiada Ola, chichocząc.
Kilka minut później stoję z opłatkiem naprzeciwko Martyny i wpatruję się w głębię jej oczu.
- Nie wiem, co bym zrobił, gdybym Cię stracił... - wyznaję.
- W takim razie życzę Ci, żebyś nigdy mnie nie stracił - rzuca beztrosko z uśmiechem na ustach. - Właściwie, czemu tak mówisz? - poważnieje, a mnie od razu robi się głupio, że gadam takie rzeczy. Postanawiam jednak nie martwić jej moimi głupimi przeczuciami.
- Przepraszam... Czasem gadam bez sensu. Po prostu strasznie Cię kocham, wiesz?
- Pewnie, że wiem. Ja Ciebie też.
_______
Heja hej!
Chciałam Wam tylko napisać, że szykuję taką akcję, że padniecie! (A przynajmniej mam taką nadzieję xD) W każdym razie, będzie dramatycznie i uroczo!
No, to jak już Was zaintrygowałam, to zmykam...
Xxx
![](https://img.wattpad.com/cover/95346195-288-k900809.jpg)
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfiction*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...