67. "Czy Martyna podniesie się po mojej śmierci?"

1.1K 43 34
                                    

*Piotrek*

Święta szybko minęły, ale powrót do rzeczywistości nie był taki zły, jak mogłoby się wydawać. Kartka w kalendarzu wskazywała 14 stycznia, a ja mniej więcej od tygodnia miałem w sobie dziwne odczucie. Z jednej strony wrażenie, że lada moment będę cholernie szczęśliwy, a z drugiej obawa, że coś złego to szczęście zniszczy. Próbowałem odpędzać te myśli, niestety bezskutecznie. Nagle telefon, który obracałem w dłoni, zawibrował, wskazując na połączenie przychodzące.

- Co tam, księżniczko? - odebrałem, a w słuchawce rozległ się chichot mojej dziewczyny.

- Za ile będziesz?

- Skarbie, dzwonisz już trzeci raz w ciągu godziny z tym samym pytaniem. Mówiłem Ci już, za 15 minut kończę i od razu do Ciebie pędzę.

- No dobrze - westchnęła.

- Martyna?

- No?

- Wszystko w porządku?

- Co? Czemu pytasz?

- Kiedy wychodziłem rano do pracy, byłaś jakaś nieobecna, przy każdej z naszych dzisiejszych rozmów po Twoim głosie czuję, że jesteś zdenerwowana. Stąd pytanie.

- Nie, no coś Ty, wszystko okej - odparła, ale nie przekonała mnie.

- No dobrze, pa, mała.

- Piotruś?

- Tak?

- Uważaj na siebie, proszę. Strasznie dziś ślisko.

- Jasne, nic się nie martw. Kocham Cię.

Po skończeniu dyżuru wsiadłem na motocykl i ruszyłem w stronę domu. Droga faktycznie była śliska, więc, wyjątkowo, jechałem powoli, co dawało mi dodatkowy czas na rozmyślanie. Do moich zmartwień dołączyła sprawa dziwnego zachowania Martyny. Od mieszkania dzieliło mnie jakieś pół kilometra, więc lekko docisnąłem pedał gazu, chcąc jak najszybciej poznać powód zestresowania Martyny i po prostu być już przy niej, kiedy w jednym momencie całe życie stanęło mi przed oczami i zrozumiałem, co podpowiadały mi przeczucia. Wszystko za sprawą ciężarówki, która pędziła w moją stronę. A konkretnie, prosto na mnie. Nie zdążyłem zareagować, gdy uderzyła we mnie całą swoją siłą. Ostatnia myśl przed utratą przytomności brzmiała: Czy Martyna podniesie się po mojej śmierci, której oddech niemal czuję na plecach?

Mam nadzieję.

*Martyna*

Piotrek powinien być w domu od ponad godziny, ale pewnie załapał się jeszcze na jakieś dodatkowe wezwanie, bo kilkukrotne próby dodzwonienia się do niego spełzły na niczym. Zmęczona położyłam się na kanapie i usnęłam. Obudził mnie drażniący dźwięk dzwonka do drzwi. Spojrzałam na ekran telefonu, gdzie widniało 6 nieodebranych połączeń od Wiktora. Byłam zdziwiona ich ilością, bo usnęłam tylko na dwadzieścia minut. No ale może to było coś ważnego, nie wiem. Postanowiłam, że oddzwonię jak tylko otworzę drzwi Piotrkowi.

- Nareszcie jesteś - rzuciłam, pociągając za klamkę, jednak, ku mojemu zaskoczeniu, w progu nie stał mój chłopak, lecz Wiktor.

Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz