*Martyna*
Tygodnie mijały, aż wreszcie nadszedł dzień, gdy Piotrek miał wybrać się ze mną pierwszy raz na USG. Był podekscytowany nie mniej ode mnie. Widziałam to w jego uśmiechu, oczach, sposobie, w jaki na mnie patrzył. Kiedyś było cudownie, ale teraz... Czuję się jak w raju. I boję się, ile czasu ten raj potrwa. Wiosna już prawie rozkwitła, bo kartka w kalendarzu pokazuje połowę marca, co także wiąże się z tym, że niedługo skończy się pierwszy trymestr ciąży.
- Denerwujesz się - stwierdziłam, gdy czekaliśmy na swoją kolej przed gabinetem.
- Ja? Nie, skąd. Dlaczego? - zaczął bronić się Piotrek, na co się roześmiałam.
- Nie bój się, to nie takie straszne - odparłam rozbawiona.
- Pani Kubicka, zapraszam - zawołała pielęgniarka z gabinetu.
- No, chodź. - Wzięłam go za rękę i pociągnęłam do środka.
- Hej, Martynka, siadaj - przywitała mnie Ola Pietrzak, którą poprosiłam o prowadzenie mojej ciąży. - O, Piotrek, miło cię widzieć. Już wszystko w porządku?
- Tak, dzięki. Powoli zapominam o wypadku. No, może nie do końca, ale wróciłem do życia - odparł z uśmiechem.
Położyłam się na fotelu i podwinęłam bluzkę. Brzuch na razie był niewidoczny, ale nie przejmowałam się tym. Kiedy Ola wyciskała żel, spojrzała na Piotrka i spytała:
- Stresujesz się?
Chłopak przełknął ślinę i odparł:
- A mam czym?
Lekarka roześmiała się i przeszła do badania.
- Tutaj widać główkę, a tu rączkę, widzicie? - Uśmiechnęła się, a ja spojrzałam na Piotrka. Przez moment wydawało mi się, że zaszkliły mu się oczy. Był wpatrzony w monitor jak w obrazek. Za to Ola w pewnym momencie znieruchomiała, wpatrując się w jeden punkt.
- Co się stało? - spytałam, napinając całe ciało.
Lekarka odchrząknęła.
- To jest 11 tydzień, tak? - zapytała, choć doskonale znała odpowiedź. Przytaknęłam.
- Olka, co się dzieje? - przerwał Piotrek, a ja znów przeniosłam na niego wzrok. Był zdenerwowany.
- Podejrzewam... To znaczy... Dziecko jest za małe, jak na 11 tydzień. Podejrzewam, że to może być hipotrofia.
- Boże... To co teraz? - wyszeptałam, gdy Piotr głośno wypuścił powietrze z płuc i oparł głowę o dłonie.
- Spokojnie, nie ma się czym stresować. Naprawdę, nie bójcie się - zaczęła nas uspokajać. - Przepiszę ci leki na przepływ krwi i jakieś witaminy. Częstsze kontrole i dbanie o siebie, a wszystko będzie dobrze.
*Piotrek*
Nie mogłem uwierzyć w to, co mówiła Ola. Przecież hipotrofia dotyczy tylko około 10% ciąż, poza tym jej przyczyny to zupełne przeciwieństwo trybu życia i zdrowia Martyny. Jak widać cuda się zdarzają nie tylko w tę dobrą stronę.
W drodze do mieszkania żadne z nas nie odzywało się ani słowem. Cisza wisiała między nami i żadne słowo nie wydawało się być odpowiednie. Kiedy przekręcałem klucz w zamku, Martyna wzięła moją dłoń w swoją. Odwróciłem się w jej stronę i zobaczyłem jedną łzę, która spływała jej po policzku. Nie płakała, ale ta jedna jedyna łza zdradzała jej uczucia. Wziąłem jej twarz w dłonie i wyszeptałem:
- Wszystko będzie dobrze, nie płacz.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale", Martynka. Dobrze wiesz, że jest mnóstwo gorszych przypadków. Jesteś młodą, zdrowa, nic Wam nie grozi. Będziesz stosować się do zaleceń lekarza i nic się nie stanie.
- Na pewno? Wiesz, ja właściwie nie wiem za wiele o hipotrofii. Nigdy się z tym nie spotkałam, pamiętam to tylko mniej więcej, ze studiów.
- Nie zagłębiaj się w fora internetowe, bo wiesz, że oni wszystko koloryzują. Obiecujesz?
Westchnęła. Wiedziałem, że nie posłucha mojej prośby i domyślałem się, czym może się to skończyć.
- Muszę iść do pracy, a ty odpoczywaj, okej? Tylko pamiętaj, o co cię prosiłem.
***
Po skończonym dyżurze byłem wykończony. Nie mieliśmy praktycznie nawet trzydziestu minut bez wezwania. Dodatkowo cały dzień krążyła mi po głowie wstępna diagnoza, którą wydała Ola. Nie chciałem martwić Martyny, ale sam wiedziałem o hipotrofii więcej niż ona. A to za sprawą pewnego wezwania sprzed lat.
- Piotr? - usłyszałem za plecami głos Wiktora i aż podskoczyłem. Ostatnio często się zamyślam, co powoduje, że zapominam o całym świecie.
- Tak?
- Co z tobą? Coś się stało?
- Co? A, nie, nic.
- Wiesz, że zawsze możesz ze mną pogadać?
Przytaknąłem z zaciśniętymi ustami. Nie wiedziałem, czy o to pytać, ale postanowiłem się upewnić.
- Pamięta pan takie wezwanie, dwa lata temu, do dziewczyny w bodajże 36 tygodniu ciąży? Dziecko miało hipotrofię.
Chwilę się zamyślił, po czym powiedział:
- Mówisz o tej, która urodziła martwe dziecko?
Zacisnąłem powieki i ponownie pokiwałem głową.
- Muszę już iść, dzięki, doktorze.
- Piotr! - zawołał mnie, gdy byłem już przy drzwiach. - Dlaczego o to pytasz? Coś sugerujesz?
Nie odpowiedziałem. Po prostu wyszedłem, żałując, że mój motocykl nie czeka na mnie przed wejściem.
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfiction*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...