63. "Dlaczego taki jesteś?"

808 34 23
                                    

*Martyna*

Budzi mnie zapach kawy i pulsujący ból głowy. Tak wielki, że nie mogę podnieść się z łóżka.

- Kochanie! - słyszę z kuchni, przez co jeszcze bardziej nakrywam głowę kołdrą.

W moich oczach zbierają się łzy i robi mi się niedobrze. Biegnę do łazienki. Po chwili wychodzę z niej i z mokrymi policzkami siadam na łóżku.

- Co się dzieje? - pyta Piotrek, obserwując mnie badawczo.

- Nie wiem... Po prostu strasznie boli mnie głowa, jak chyba jeszcze nigdy.

- Cii, już dobrze, nie płacz - uspokaja mnie, głaszcząc po głowie. - Zaraz przyniosę Ci leki i spróbujesz jeszcze się przespać, co?

Przytakuję lekko głową. Po wzięciu tabletek przewracam się z boku na bok, ale po kilkunastu minutach udaje mi się przysnąć. Kiedy się budzę ból jest o wiele mniejszy. Właściwie ledwo wyczuwalny. Chwała temu, kto stworzył tabletki.

- I jak? - pyta Piotrek, stając w drzwiach sypialni.

- Lepiej - szepczę, ubierając się. - Dziękuję.

- Musimy jechać do szpitala.

- Słucham? - Unoszę brwi. - Przecież takie rzeczy się zdarzają, ja rozumiem, że się martwisz, ale są jakieś granice.

- Miałaś wczoraj wypadek i nie zrobiłaś badań. Myślisz, że to zbieg okoliczności, że tak nagle coś boli Cię tak, że aż płaczesz? To nie są żarty, Martyna.

- Jesteś po prostu przewrażliwiony, a ja czuję się dobrze.

- Teraz może tak, jeśli jesteś gotowa, to jedziemy.

- Piotrek, przestań, nie przesadzasz?

- Martyna, do cholery! Wiesz, jakie rzeczy mogą wychodzić po czasie, nie muszę Ci przypominać.

- Dlaczego taki jesteś, przecież mówię Ci, że nic sobie nie zrobiłam! To ja tam byłam, nie Ty!

- I wielka szkoda - rzuca wkurzony. - Nie powinienem pozwolić Ci wyjść z tego pieprzonego szpitala bez badań.

Nie odpowiadam. Wychodzę, trzaskając drzwiami. Muszę odetchnąć.

*Piotrek*

Dlaczego ona jest taka uparta, martwię się o nią, a ona jeszcze robi mi wyrzuty. Kłamałbym, gdybym powiedział, że nie jestem wkurzony. Jestem, ale nadal się martwię. Jednak dam jej czas, niech ochłonie. Może faktycznie nic jej nie jest, a moje obawy są spowodowane pracą, którą wykonuję? Nie wiem. Ale co, jeśli nie? Miałbym do końca życia wyrzuty sumienia.

Kiedy rozbrzmiewa mój dzwonek, odbieram w momencie.

- Tak?

- Cześć, Piotr. - To Wiktor. - Kamil złamał rękę, byłbyś w stanie przyjść i wziąć za niego dyżur? A właściwie część dyżuru, jakieś cztery godziny.

- Jasne, zaraz będę - odpowiadam bez wahania. Wychodzę, nie zostawiając żadnej wiadomości.

*Martyna*

Gdy wróciłam do domu, Piotrka nie było. Jednak kiedy mijały kolejne godziny, a on się nie pojawiał, zaczęłam się martwić. Jest mi głupio, że zachowałam się jak rozwydrzona nastolatka. Wyjmuję telefon i wybieram numer chłopaka.

- Słucham.

- Piotrek, gdzie jesteś? - pytam, zastanawiając się, czy nadal jest zły.

- Zaraz będę, nie mogę gadać - mówi i rozłącza się.

Jest mi przykro, nienawidzę się z nim kłócić. Tym bardziej, że w trakcie rozmowy mnie zbył. Kiedy pojawia się w drzwiach, nie bardzo wiem, jak się zachować.

- Czasem jestem nie do zniesienia, przepraszam - szepczę.

- Ja też - wzdycha. - Po prostu nie rozumiem, dlaczego tak się bronisz przed tymi badaniami.

- Bo jestem pewna, że tam na miejscu nic mi się nie stało. To było po prostu nieco gwałtowniejsze niż zwykle hamowanie.

- Okej. - Podnosi ręce w geście poddania. - Po prostu zapomnijmy o tej sprawie.

- Tak jest - odpowiadam, dając mu buziaka, na co uśmiecha się przebiegle.

- A właściwie, o jakiej sprawie?

______________________

Siemankooo! <3

Coś Wam zdradzę hehe;)

Pod ostatnim rozdziałem pisaliście, że znając mnie Martynie jednak coś będzie, że przeczuwacie to i takie tam. Macie rację, lubię takie akcje, ale tym razem nie miałam tego w planach, ha! Zaskoczeni? Właściwie cały ten wypadek został wymyślony i napisany spontanicznie, więc tym razem oszczędziłam naszą Martynkę, spokojnie. Tym czasem lecę, bo intro nowego odcinka już leci, paaa :*

Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz