*Martyna*
Punkt ósma zjawiłam się w wyznaczonym miejscu. Rafał jak zwykle był już na miejscu. Nigdy się nie spóźniał.
- Dobrze cię widzieć - rzucił jak gdyby nigdy nic i podszedł do mnie, by pocałować mnie w policzek. Normalnie nie pozwoliłabym na to, lecz w tamtej chwili stałam jak sparaliżowana i nie potrafiłam sie ruszyć.
- Gdzie jest mój syn? - wyszeptałam.
- Spokojnie... Odzyskasz dzieciaka, ale najpierw się zabawimy... Strasznie za tobą tęskniłem... - Jego ostry jak żyletka głos był cichy, ale pewny siebie.
- Rafał... - wyjęczałam, czując, że łzy napływają mi do oczu. - Proszę cię, oddaj mi go...
- Widzisz ten kantorek? - spytał, ignorując moje słowa. - Idziemy tam, jest całkiem przyjemnie.
- Chcę zobaczyć moje dziecko! - krzyknęłam, odzyskując pewność siebie, ale szatyn nie pozwolił, bym zachowała ją na długo. Chwycił mnie za ramię i zaczął ciągnąć w stronę niewielkiego budynku. - Puść mnie, Rafał! Zostaw!
- Zamknij się - warknął jedynie i zasłonił mi usta drugą dłonią. - Zamknij się - powtórzył - albo nigdy nie zobaczysz bachora. I męża... I świata... W ogóle niczego - mruknął.
Wtedy zrozumiałam, jak nieodpowiedzialnym było przychodzenie tu samej. Wiedziałam już, że za chwilę mogę stracić nie tylko zdrowie, ale i życie. I nikt nie może mi pomóc.
- Rozbierzesz się sama czy mam ci pomóc? - spytał szyderczo, gdy wepchnął mnie do niedużego pomieszczenia.
- Błagam cię... - wyszeptałam, głośno przełykając ślinę. Tylko minuty, a może nawet sekundy dzieliły mnie od możliwie jednego z większych koszmarów mojego życia.
*Piotrek*
Z duszą na ramieniu jechałem w stronę ostatego logowania się telefonu Martyny, po raz kolejny łamiąc dla niej wszystkie przepisy na drodze. W tamtej chwili nie myślałem o naszej kłótni, a jedynie o tym, by moje przypuszczenia okazały się tylko głupimi domysłami. Z tyłu głowy miałem jednak nadal pewność, że Martyna dla naszego syna zrobiłaby wszystko. Wiedza, że porywaczem był Rafał dodatkowo pogarszała sytuację. I to kilkukrotnie.
Zaparkowałem auto i wyskoczyłem z niego, zastanawiając się, gdzie iść. Rozejrzałem się wokoło, ale nie ujrzałem nikogo. Korty były puste, więc pomyślałem, że może faktycznie Martyna jedynie tędy przechodziła. Coś jednak mnie tknęło i postanowiłem zajrzeć jeszcze do opuszczonego budynku, zdaje się, kantorka dla trenerów, znajdującego się jakieś sto metrów dalej. Poszedłem w tamtą stronę, aż nagle usłyszałem stłumiony krzyk. Od razu dotarło do mnie, że głos należał do Martyny. Puściłem się biegiem w tamtą stronę najszybciej jak umiałem. Dobiegłem do drzwi i agresywnie wpadłem do środka. Od razu rzuciłem się na Rafała, który zdzierał ubrania z Martyny. Pociągnąłem go za koszulę i rzuciłem na ziemię, uniemożliwiając jakikolwiek ruch poprzez przyciśnięcie go do podłogi. Byłem tak wściekły, że nie potrafiłem się opanować. Niezliczoną ilość razy dałem mu pięścią w twarz.
- Zabiję cię, skurwielu! - Byłem w amoku i zwyczajnie nie panowałem nad sobą. - Zabiję cię, rozumiesz?!
- Piotrek! - krzyknęła przerażona Martyna, kiedy wyszła z pierwszego szoku. Podbiegła do mnie i próbowała mnie odciągnąć. Na marne. Nie reagowałem, po prostu cały czas okładałem pięściami Rafała.
- Będziesz zdychał, śmieciu, czaisz?! Jesteś zerem, nic nie wartym gównem! - wydyszałem, zmęczony ciągłym zadawaniem ciosów. Tuż za moimi plecami wciąż co chwilę słyszałem krzyki Martyny.
- Piotrek, proszę! Chcesz iść do więzienia?! Błagam, przestań!
Wtedy odpuściłem. Wykończony opadłem na ziemię i zacząłem ciężko oddychać. Spojrzałem na swoje dłonie. Poobcierane, całe we krwi. Wcześniej nie myślałem o bólu i dopiero po chwili go poczułem. Ale nie to było najważniejsze. Przypomniałem sobie, co właściwie tutaj robiłem. Natychmiast wstałem i podszedłem do nadal będącej w szoku dziewczyny.
- Zrobił ci coś? - zapytałem, na co ona spojrzała na mnie oczami pełnymi łez i pokręciła przecząco głową. - Przepraszam - wyszeptałem, tuląc ją do siebie. - Byłem idiotą, kretynem... Boże, Martyna...
- To ja... - wyjąkała. - To moja wina, tak strasznie mi przykro...
- Przestań, cicho, to już nieważne. Nieważne...
- Gdybyś nie przyjechał... - zaczęła, po czym zaczęła ciężko oddychać, próbując powstrzymać płacz.
- Cii... Już dobrze, już dobrze...
- Co... Co z nim? - Wskazała na leżącego faceta, więc podszedłem, by sprawdzić czy żyje. Żył, ale wyglądał fatalnie. I to ja doprowadziłem go do takiego stanu. A na dodatek nadal nie wiedziałem, gdzie znajduje się teraz mój syn. I nie zanosiło się, bym szybko wyciągnął to od porywacza.
____________
Hejka! Co tam u was? Bo ja przyznam szczerze, że zaczynam godzić Martynę i Piotrka pod wpływem zwiastuna następnego sezonu. Widzieliście? NAWET SIĘ NIE WYPOWIEM NA TEN TEMAT, DZIĘKUJĘ, POZDRAWIAM
PS. Boję się o ten następny sezon, oj boję...
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfiction*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...