48. "Witamy plażowiczów"

935 44 15
                                    

*Piotrek*

Urlop minął wspaniale, ale jak zwykle zbyt szybko. Zjawiamy się w pracy, gdzie Adaś wita nas słowami:

- No, nareszcie w domu! Jak wakacje, gołąbeczki?

- Witamy plażowiczów! - Tym razem głos należy do  Wiktora.

Roześmiani rozmawiamy z nim przez chwilę, zapraszając ich na wieczór, by obejrzeli zdjęcia, które zrobiliśmy w Chorwacji, jednak nadchodzi ten moment, gdy otrzymujemy nasze pierwsze po urlopie wezwanie.

- Państwo opaleni gotowi do drogi? - No proszę, doktor Góra. Przyznam szczerze, że aż się stęskniłem.

- Z panem zawsze, doktorze - odpowiadam i niemal widzę, jak idąc za mną, przewraca oczami.

Dzień mija leniwie, kilka niegroźnych wezwań. Co prawda wolę adrenalinę, ale dla pacjentów lepiej, gdy nie robią sobie krzywdy.

Po dyżurze wracam sam, bo Martyna wzięła nadgodziny. Ostatnio brała sporo wolnego, więc musi to odpracować. W skrzynce na listy znajduję kopertę zaadresowaną do mnie. Z więzienia. To chyba jakieś żarty, czy mojego starego do końca powaliło?! Trzymam kopertę w dłoni i już mam wyrzucić ją do kosza, jednak w ostatniej chwili postanawiam przeczytać na co się zdecydował. Siadam na kanapie i rozrywam papier.

- Synu - czytam na głos, bo i tak jestem w mieszkaniu sam. Dobry żart: synu. Jak on śmie tak do mnie mówić? Jeszcze niedawno byłem jednym z największych rozczarowań. - Wiem, że ostatnio nie było kolorowo, ale to przecież nie moja wina. Przypomnij sobie czasy, gdy nie było tego bachora, tylko nasza wspaniała rodzina. - Aż się gotuję, on naprawdę jest nienormalny! O czym on w ogóle mówi? Nadal uważa, że nic z tej sytuacji nie było jego winą? - Niedługo rozprawa, gdybyś przyznał, że nie zrobiłem nic złego... - pisze dalej. Czyli o to chodzi? Nie chce trafić do pudła na długie lata? No to teraz trafi na jeszcze dłuższe. W dniu rozprawy pokażę w sądzie ten list. Udupię go. Pożałuje wszystkiego, co zrobił. O ile w ogóle ma sumienie.

Nie mam ochoty czytać dalej, więc rzucam list na stół i zabieram się za ogarnięcie mieszkania. Za około godzinę przyjdą goście, a nasze nierozpakowane walizki wciąż leżą na środku. Nie chcę mi się ich rozpakowywać, więc wrzucam je do sypialni. Robię jakieś kanapki, bo nic lepszego w domu nie mamy, a czymś trzeba nakarmić naszych gości. Godzinę później rozlega się dzwonek. Martyna, Wiktor i Adam z Basią wchodzą do środka i siadają na kanapie.

- Piotruś, widzę, że obudził się w Tobie talent kulinarny - mówi Martyna, patrząc na nieudolnie wykonane kanapki.

- Nie wygląd jest najważniejszy. Na pewno są pyszne, a jeśli nie, to... To ważne, że się starałem - odpowiadam, po czym rozbawieni podłączamy aparat do telewizora i zdjęcia wyświetlają się na ekranie.

- Adaś, kiedy mnie zabierzesz w takie cudne miejsca? - pyta Baśka, a Adam mierzy mnie wzrokiem.

- Patrz, stary, w co mnie wrobiłeś - zwraca się do mnie, po czym odwraca głowę w stronę Basi. - W swoim czasie, kochanie - mówi, po czym wybuchamy śmiechem.

- Tu widzimy Martynkę na plaży, tu na statku, a tu w sypialni - mówię, przerzucając zdjęcia.

- Nie miałeś co robić, tylko ciągle mnie fotografować? - pyta Martyna, która widzi zdjęcia po raz pierwszy.

- Jak się ma takie ciało, to trzeba je pokazywać - odpowiadam, a Wiktor wzdycha rozbawiony.

Kiedy zdjęcia się kończą, Banach mówi:

- Czas na mnie, bo widzę, że Piotr już nie może wytrzymać, patrząc na Martynę.

- Nie wiem, o czym pan mówi.

- Cieszę się, że spędziliście tak fajne wakacje i mam nadzieję, że wypoczęliście, ale naprawdę będę się zbierał.

- Dzięki, doktorze, do jutra.

Adam z Basią też wkrótce wracają do domu i zostajemy z Martyną sami. Patrzę na nią, a ona mówi tylko:

- Na nic nie licz, póki nie rozpakujemy walizek. Ruchy!

No to mam przerąbane...

Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz