*Martyna*
- Gdzie... Gdzie on jest? - wykrztusiłam na resztkach oddechu, tym samym przerywając lekarzowi dalsze wywody na temat stanu Piotrka.
- Nie może pani teraz do niego iść - odpowiedział spokojnie.
- Nie będzie mi Pan, do cholery, mówił, co mogę, a czego nie! - podniosłam głos, zaskoczona swoją stanowczością.
- Martyna... - zaczął Wiktor.
- Nie - przerywam mu. - Ja muszę go zobaczyć, proszę... - zwróciłam się z powrotem do lekarza Piotrka.
- No nie wiem... Pacjent będzie operowany, kiedy tylko zwolni się sala, poza tym...
- Powiedział Pan, że on może tego nie przeżyć - wyszeptałam łamiącym się głosem - więc dlaczego nie pozwoli mi Pan go zobaczyć, choć na chwilę...
- No dobrze - westchnął. - Zaprowadzę Panią, ale dosłownie kilka minut.
Skinęłam głową w podziękowaniu i zerknęłam na Wiktora. Skończył już dyżur, ale nie zdążył nawet się przebrać, bo chciał jak najszybciej do mnie jechać.
W milczeniu podążałam się za lekarzem, bojąc się tego, co miałam zobaczyć. W końcu dotarliśmy do jednej z sal na OIOM-ie.
- To tutaj. Może Pani wejść, tylko spokojnie, dobrze?
Popchnęłam drzwi sali i jak najprędzej podeszłam do łóżka, w którym leżał mój narzeczony. Przypomniałam sobie słowa Wiktora, które skierował do Adama; nie mógł poznać Piotrka, kiedy dojechał na miejsce wypadku. Teraz na pewno było to łatwiejsze, bo pielęgniarki wytarły krew z jego twarzy, jednak liczne zadrapania wciąż były widoczne. Mimo to był to nadal najprzystojniejszy mężczyzna na świecie, mój narzeczony. Przez płacz ciężko było mi złapać oddech, więc usiadłam tuż przy łóżku i wzięłam chłopaka za rękę.
- Boże, Piotruś... Wszystko będzie dobrze, słyszysz? Będziesz żyć, musisz żyć. Musisz walczyć, słyszysz? Nie chcę życia bez Ciebie, rozumiesz? Nie potrafiłabym... Mieliśmy... Mamy - poprawiłam z wyrzutami sumienia - tyle planów, przed nami całe życie... I tu już nawet nie chodzi tylko o mnie. - Uspokoiłam się i otarłam łzy. - Teraz jesteś odpowiedzialny za kogoś jeszcze. Na razie się nie znacie, ale na pewno go pokochasz, tak jak ja... Miałam powiedzieć Ci wieczorem, ale... - Ponownie pozwoliłam łzom zalać moją twarz. - Nie możesz nas teraz zostawić, nie możesz!
- Proszę Pani, musimy go zabrać - powiedziała pielęgniarka, która ni stąd ni z owąd zjawiła się w drzwiach.
- Tak, już. - Ostatni raz przed wyjściem dotknęłam twarzy mojego narzeczonego. - Tak bardzo Cię kocham... - wyszeptałam, po czym pielęgniarki wywiozły go z sali. Nie miałam nawet siły, by za nimi pójść, choć i tak by mnie nie wpuścili. Zostałam w sali na OIOM-ie, na twardym krześle, sama.
- Powinnaś odpocząć, operacja na pewno nie skończy się szybko - usłyszałam na sobą głos Wiktora i poczułam na swoim ramieniu jego dłoń.
- Wszystko mi jedno.
- Dobrze się czujesz? - zapytał, przyglądając mi się badawczo.
- A co to za różnica?
W tamtym momencie naprawdę miałam wszystko gdzieś. Choć w głębi duszy wiedziałam, że nie powinnam.
![](https://img.wattpad.com/cover/95346195-288-k900809.jpg)
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfiction*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...