*Martyna*
Musiałam usnąć przy łóżku Piotrka, bo, kiedy się obudziłam, moja głowa była oparta o jego łóżko. Zanim ją podniosłam, zorientowałam się, że do sali wszedł Wiktor i zaczął mówić do Piotrka.
- No i co Ty wyprawiasz, co? Jasna cholera, Strzelecki... Nie mogłeś wybrać sobie innego momentu, tylko akurat ten, kiedy Martyna jest w ciąży? Piotrek, wiesz, jak ona to przeżywa? Wczoraj cały czas płakała, więc budź się, do cholery, bo masz dla kogo żyć! Pierwszy trymestr jest bardzo ważny, powinieneś przy niej być, żywy. Więc ogarnij się i wracaj do nas, tylko tak wiesz, ruchy, ruchy, bo ja jej Ciebie nie zastąpię, nikt jej Ciebie nie zastąpi. A tym bardziej Waszemu dziecku. Trzymaj się, Piotr. Powodzenia.
Lekko podniosłam głowę i zauważyłam, że w kącikach moich oczu czaiły się łzy. Jednak tym razem były to łzy wzruszenia. Ciężko czasem stwierdzić, czym jest relacja Wiktora z Piotrkiem. Czasem przypominała relację ojciec-syn, czasem nauczyciel-uczeń, a czasem byli po prostu przyjaciółmi. Mimo spokoju Wiktora widzę, jak martwi się o Piotrka. Znają się tyle lat, tak wiele razem przeszli.
- Słyszałeś, Piotruś? Wracaj do nas szybko, wszyscy na Ciebie czekają... Wiktor, Adaś, Tomek, nawet Góra się martwi, no i oczywiście ja i nasze maleństwo... Nie zawiedziesz nas i wrócisz, prawda?
- Hej, Martyś, jak Piotrek?
- Ola, co Ty tu robisz?
- Tomek przyjechał dziś rano, nie mógł znaleźć sobie miejsca, a w nocy nie chciał mnie budzić... Przyjechałam razem z nim. A Ty czemu nie zadzwoniłaś?
- Nie miałam do tego głowy, zresztą nie wiem, czy zobaczyłabym numer na ekranie, wczorajsze popołudnie i noc pamieatm jedynie jaką plamę rozmazaną od łez - odparłam, po czym uśmiechnęłam się lekko.
- Och, skarbie. - Podeszła i przytuliła mnie. - Wszystko się ułoży, zobaczysz.
- Bardzo się boję...
- Wiem... Chodź, wyjdziemy na korytarz, zaraz będzie lekarz, a na razie Tomek z nim posiedzi.
- Cześć, Martyna - usłyszałam po wyjściu z sali.
- Hej, Tomek. Idziesz do Piotrka?
- Tak, właśnie chciałem iść. Nakopię mu do dupy, jak tylko się obudzi.
- Domyślam się - odpowiedziałam z uśmiechem. - Leć już do niego, na pewno się stęsknił - rzuciłam ironicznie, po czym skierowałam się w stronę bufetu.
Po kilku minutach spędzonych w bufecie, ruszyłam z powrotem w stronę OIOM-u. Byłam kilka kroków od drzwi, kiedy usłyszałam natarczywe pikanie. Szybko wbiegłam do sali i zobaczyłam wycofującego się Tomka oraz lekarza i pielęgniarki. Dopadłam do łóżka w momencie, choć pielęgniarki nie chciały mi na to pozwolić.
- Boże, Piotrek! Co tu się dzieje?!
- Proszę wyjść! Ładujcie do stu!
- Ratujcie go, błagam! Boże...
- Co się stało? - spytał Wiktor, który także wszedł do sali nieproszony.
- Zatrzymał się! Znowu... Ratujcie go!
- Martyna, robią co mogą! Wychodzimy.
- Nie ma mowy! Piotrek...
- Masuj! Zmienię Cię na trzy... - słyszałam urywki głosu doktora.
- Uratują go, chodź - przerwał Wiktor.
- Dawaj trzysta sześćdziesiąt! - krzyczał lekarz, a ja czułam, jak tracę grunt pod nogami. Prawie upadłam, ale zdążył złapać mnie Wiktor.
- Wychodzimy! - zarządził i, nie zwracając uwagi na moje protesty, wyprowadził mnie za drzwi. - Usiądź - powiedział, podprowadzając mnie do krzesła.
- Przecież on... Znowu... Znowu umiera... - wykrztuszałam, płacząc i ledwo łapiąc oddech. Czułam, jak powietrze pali mnie w płuca i nie umiałam wziąć wdechu.
- Oddychaj, Martyna, wdech i wydech. Spokojnie.
- Jak mam być spokojna?! - łkałam.
- Myśl o dziecku - dodał cicho, podczas gdy Ola uspokajała Tomka.
- Nie potrafię...
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfiction*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...