*Martyna*
Piotrek wyszedł przed siódmą na dyżur, a dwie godziny później ja i Kubuś również wybraliśmy się do stacji. Chciałam porozmawiać z Arturem o moim urlopie i spotkać się z przyjaciółmi. Kiedy tylko przekroczyłam próg bazy, dziewczyny natychmiast rzuciły się, by mnie przywitać, a przez następne dziesięć minut rozpływały się nad Kubusiem, mówiąc jedna przez drugą jaki to jest uroczy, śliczny, czy słodki. Ekipa Piotrka była akurat na wezwaniu.
- Oczka po tatusiu, ale usta i nosek totalnie twój - powiedziała Ruda.
- Mały przystojniak, jeszcze parę lat i dziewczyny będą za nim latać jak za Piotrkiem - dodała Kasia.
- Słucham? - zareagowałam natychmiast ze śmiechem.
- Znaczy... Wiesz, w młodości - odparła rozbawiona dziewczyna. - Znam go od gimnazjum i uwierz mi, wiem co mówię.
- Domyślam się, choć wolałabym tego nie wiedzieć - zażartowałam.
Chwilę później okazało się, że na skrzyżowaniu był jakiś wypadek i kilka zespołów musi tam jechać, więc, chcąc nie chcąc zostałam sama. Chciałam iść do Góry, ale nie było go jeszcze w pracy. Podobno wczoraj pojechał na jakieś szkolenie i ma wrócić koło południa.
- Słońce, zostaniesz chwilę sam, co? Mama pójdzie do łazienki, ale zaraz do ciebie wróci. Nikogo tutaj nie ma, więc nie mam komu dać cię pod opiekę, ale chyba w wózku dasz sobie radę sam. Bądź grzeczny, bo będę wszystko słyszeć.
Kiedy tylko weszłam do łazienki, zadzwoniła Olka. Zaczęłyśmy rozmawiać, nie wiem nawet, jak długo, bo wróciłam do rzeczywistości dopiero, gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych. Zakończyłam rozmowę i wyszłam. To Piotrek z Wiktorem i Adamem wrócili z wezwania.
- Hej, kochanie. - Piotrek pocałował mnie na powitanie. - Co ty tu robisz?
- Przyszliśmy w odwiedziny, cieszysz się?
- Przyszliśmy? To gdzie jest Kuba?
- Jak to gdzie, przecież... O Boże, gdzie jest wózek?
- Martyna? - Brunet spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Postawiłam go tutaj i poszłam do łazienki, ale zadzwoniła Ola i trochę się zagadałyśmy... Boże, Piotrek, ktoś go porwał! - zaczęłam panikować.
- Spokojnie, Martyna, nie mógł się rozpłynąć - zaczął Wiktor. - Nikogo nie było w bazie, kiedy go zostawiłaś?
- Nie - wyjąkałam, a do moich oczu zaczęły napływać łzy. - Boże, ktoś porwał moje dziecko, gdzie jest mój synek?!
*Piotrek*
Byłem nie mniej zdenerwowany od Martyny, ale musiałem zachować trzeźwy umysł. Wszyscy wybiegliśmy na zewnątrz, by się rozejrzeć, ale wątpliwym było znalezienie Kuby i potencjalnego porywacza w obrębie bazy. Po kilku minutach usiadłem zrezygnowany na krawężniku, zastanawiając się, co teraz.
- Piotrek, przepraszam... - wydukała Martyna. - To wszystko przeze mnie, nie powinnam była go zostawiać, tak bardzo cię przepraszam... A jeśli coś mu się stanie? Jeśli ktoś go skrzywdzi, nigdy sobie tego nie wybaczę...
Nie odpowiedziałem. Bo i co? Że to nie jej wina, żeby się nie martwiła? Kretyńskie. Nie twierdzę, że to jej wina, ale mogła lepiej pilnować małego.
- Dobra, nie ma na co czekać, trzeba zadzwonić na policję - powiedział Adam, który właśnie do nas podszedł.
- Dokładnie, chodźcie do środka - dodał Banach.
Ruszyliśmy za nimi, by po wejściu do bazy natychmiast wyjąć telefon. Wtedy jednak stało się coś, czego nikt z nas się nie spodziewał. Usłyszeliśmy płacz. Płacz dziecka. Konkretniej, płacz mojego syna, wszędzie bym go poznał. Jak jeden mąż rzuciliśmy się w stronę, z której dobiegał. Wbiegliśmy po schodach i popchnęliśmy drzwi gabinetu Góry, a tam oczy omal nie wyszły mi z orbit. Artur uśmiechnięty kołysał Kubę i śpiewał mu kołysankę, raz po raz szepcząc coś do niego.
- C-co tu się dzieje? - wydukała Martyna.
- Artur, dlaczego porwałeś małego Strzeleckiego? - spytał roześmiany Wiktor.
- Martyna? Ja myślałem... Że Strzelecki dziecko zostawił i pojechał do wezwania! Nie mogłem tak zostawić tego uroczego bobasa. - Ostatnie dwa słowa zaakcentował dziwnie zmodyfikowanym głosem, który doprowadził mnie do rozbawienia.
Martyna stała osłupiała, a ja wreszcie ruszyłem, by odebrać małego z rąk Góry.
- Uważaj, Strzelecki! - skarcił mnie doktor. - Biedne dziecko, ja to bym się nim zajął!
- Dzięki, doktorze, ale już wystarczająco pan pomógł, niemal doprowadzając nas do zawału. Już prawie zadzwoniliśmy na policję.
Tym razem to Artur uniósł brwi w zdziwieniu.
- No, ten... - Zakłopotał się. - Taki jesteś nieodpowiedzialny, że mógłbyś zostawić go tu samego, skąd mogłem wiedzieć?
Westchnąłem rozbawiony. On się nigdy nie zmieni.
________
Kochani!
Z pewnych względów przez przynajmniej dwa tygodnie nie będą pojawiać się rozdziały. BARDZO Was za to przepraszam, ale mam nadzieję, że będziecie czekać na powrót.
Dlatego, jako że jestem z tym tematem aż zbyt na bieżąco, już teraz wszystkim trzecio-gimnazjalistom życzę dużo przebłysków geniuszu podczas egzaminu, a w ostateczności - dużo szczęścia w strzelaniu! ;) Damy radę, tego nie można nie zdać XD POWODZENIA ❤
Trzymajcie się ciepło,
Karo xx
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfiction*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...