*Martyna*
- Martyna, o czym ty mówisz? - spytał Wiktor, marszcząc brwi. - Stało się coś?
I zrozumiałam. Zrozumiałam, że to znów to. Moje chore, nieuzasadnione lęki ponownie się obudziły.
- Skarbie? - W drzwiach pojawił się Piotrek, patrząc na mnie wystraszonym wzrokiem. - Wszystko... okej? - dodał, wymownie przenosząc wzrok na mój brzuch na sekundę czy dwie, by nikt się nie zorientował.
- Możemy wyjść?
- Jasne. Zaraz wracam - rzucił do siedzących na sofie kolegów, którzy mierzyli nas nierozumiejącym spojrzeniem.
Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie uderzył nas powiew świeżego powietrza. Usiedliśmy na ławce, a Piotrek wziął moją dłoń w swoją. Spojrzałam na jego, wciąż zestresowaną, twarz i oparłam głowę o jego ramię.
- Tak się bałam... Boże, Piotrek, ja nigdy się tego nie pozbędę, nigdy nie zapomnę... - wyszeptałam.
Odsunął się lekko, by na mnie spojrzeć i pokręcił głową zrezygnowamy.
- Znowu? - spytał, a ja pokiwałam głową. Wiedział o tym, że jego wypadek nadal nie dawał mi żyć. - Dlaczego tym razem?
- W radiu powiedzieli, że był wypadek w centrum. Z tirami i karetką. I...
- Okej, wiem już o czym mówisz - przerwał. - Kochanie... Nie możesz ciągle tym żyć. Na dłuższą metę tak się nie da, wykończysz się... Musisz wreszcie zapomnieć - powiedział z naciskiem.
- Piotrek, jak?! Nie masz pojęcia, przez co przeszłam.
- Tak sądzisz? - odparł, a jego twarz spoważniała.
- To znaczy... Chciałam powiedzieć... Przepraszam. Ja po prostu... nie potrafię zapomnieć.
- Musisz się od tego odciąć. To, co się stało... Wypadek, jeden głupi błąd, ale... takie rzeczy nie zdarzają się notorycznie. Nie musisz się już bać, jestem z wami...
Oparł swoje czoło o moje i poczułam jego oddech na moim policzku. Był tutaj. Ale czy na zawsze?
- Nie mogę cię stracić, rozumiesz? Nie mogę.
- I nie stracisz. Martyna - ponownie się odsunął - proszę cię, idź na terapię.
Zmarszczyłam brwi.
- Ale...
- Potrzebujesz tego. Inaczej nigdy nie ruszysz dalej. Koszmary nigdy nie odpuszczą... - Spojrzał na mnie wymownie. - Co, myślałaś, że nie wiem? Oczywiście, że wiem. Zawsze, kiedy je masz, szepczę ci do ucha, że jestem przy tobie. Wtedy się uspokajasz. Rano możesz o tym nie pamiętać, ale to ci pomaga... Szkoda tylko, że po kilku tygodniach sytuacja się powtarza. Nie pozwolę ci dalej się tym zadręczać. W szczególności teraz, kiedy nie możesz się denerwować. - Uśmiechnął się i pocałował mnie krótko. - Kocham cię, Martyna. Dlatego dłużej nie pozwolę ci tak żyć.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Autentycznie zaniemówiłam, a żadne słowo nie było w tym momencie odpowiednie. Ale nie chodziło o słowa. Sama obecność, ciało przy ciele, dusza przy duszy... To wystarczało, by czuć się bezpiecznie. By kochać się bezgranicznie.
- Piotr. - Usłyszeliśmy odchrząknięcie. - Wezwanie.
- Jasne - odparł brunet, po czym pocałował mnie w czoło. - Przemyśl to. Dla wielu osób.
*Piotrek*
Zaciskałem palce na kierownicy, cały czas myśląc o przeprowadzonej przed kilkoma minutami rozmowie. Wyrzuciłem z siebie to, co przez kilka miesięcy tłumiłem w sobie. Nie wiem, czemu nie mówiła mi o koszmarach. Ze wstydu? Bezsilności? Nie sądzę.
Po prostu to wszystko zaczęło się moim wypadkiem. To on zmienił nasze życie. Czyli, jakby nie patrzeć, można rzec, że to moja wina. Zapewne nie chciała dokładać mi zmartwień. Gdybym mógł cofnąć ten cholerny czas...
- Piotr!
- T-tak? - Otrząsnąłem się z zamyślenia.
- Do cholery, jeśli coś jest nie tak, to przynajmniej nie prowadź karetki, bo w końcu kogoś zabijesz. Mówiłem, że miałeś skręcić.
- Sorry. Zaraz zawrócę.
- Między wami... wszystko w porządku?
- Pewnie. Nawet lepiej.
- A tak ogólnie?
- Tak, spoko. Albo raczej... To nie temat na teraz. Albo w sumie na nigdy. Nieważne.
- Jasne - mruknął.
Wiedział, że nie przepadałem za mówieniem o uczuciach czy problemach. Najczęściej zmieniałem wtedy temat. Tak jak i tym razem.
- Jaki to miał być adres?
*Martyna*
Po rozmowie z Piotrkiem potrzebowałam wytchnienia, chwili samotności, czasu sam na sam z własnymi myślami. Lekarza miałam dopiero za trzy godziny, więc napisałam SMS-a do mamy, ile jeszcze może zostać z małym, a otrzymawszy odpowiedź, że nawet całą noc, wsiadłam w autobus i pojechałam na obrzeża, gdzie mieszkałam w dzieciństwie. Miałam tam miejsce, w którym zawsze odczuwałam spokój. Pomagało mi ono uporać się z myślami i dawało ukojenie, gdy go potrzebowałam. Pojechałam tam, pomimo tego, że tyłu głowy miałam już poczucie, że wiem, co powinnam zrobić. Dla siebie, Piotrka oraz naszych dzieci.
Tego samego dnia, wieczorem
Usłyszałam zgrzyt zamka, po czym zza drzwi mieszkania wyłonił się wysoki brunet. Zdjął buty i podszedł do nas. Już chciał wziąć Kubę na ręce, ale w ostatniej chwili zareagowałam:
- Ręce!
- Co?
- Umyj ręce.
- A, no tak, sorry - odparł i poszedł do łazienki.
Po chwili wrócił i podniósł Kubę do góry.
- Coraz cięższy się robisz, kolego - powiedział do małego. - Dałeś dziś mamie popalić?
- Kilka godzin spędził z babcią, na pewno nie było łatwo.
- Kilka godzin? A gdzie ty byłaś?
- Musiałam pomyśleć. A potem miałam wizytę u lekarza, na którą oczywiście nie przyszedłeś.
Na moje słowa posadził Kubę na kanapie i odwrócił się w moim kierunku. Na jego twarzy dostrzegłam napięcie.
- Przepraszam, Martyna. Zupełnie wyleciało mi to z głowy... Ja...
- Dobra, daj spokój.
Wstałam i podeszłam do blatu w kuchni, by nalać sobie wody.
- Martyna, no nie obrażaj się, naprawdę mi przykro. - Westchnął. - Wszystko jest w porządku?
- Tak. Szkoda tylko, że kolejny raz praca jest ważniejsza od naszej rodziny.
- O czym ty mówisz?
Wyglądał na dość zdziwionego moimi słowami. Głośno wypuścił powietrze, po czym usiadł z powrotem na kanapie i podparł głowę na dłoniach. Wpatrywałam się w niego, czekając na rozwój wydarzeń. Już wtedy czułam, że rozpętałam burzę.
____________
Siemaa! Już, już miałam dopisać ciąg dalszy, ale stwierdziłam, że przecież tak kochacie moje zakończenia w najgorszych momentach, że dlaczego mam Was ich pozbawiać? Nie musicie dziękować, ja Was też <3
PS. Owszem, napisałam niedawno, że książka zbliża się ku końcowi, ale nie oznacza to, że są to ostatnie rozdziały. Napisałam tak, ponieważ nie jestem już na etapie "super się pisze, więc na pewno potrwa to jeszcze długo i nawet nie myślę, by to kończyć". Po prostu chciałam, abyście to wiedzieli :) Ale, tak jak wspomniałam przed momentem, mam jeszcze parę pomysłów do realizacji, więc nie martwcie się, koniec nie nadejdzie aż tak szybko.
No, to całuski,
K.
![](https://img.wattpad.com/cover/95346195-288-k900809.jpg)
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Hayran Kurgu*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...