*Martyna*
4 tygodnie później
Po porodzie dosyć szybko doszłam do siebie, więc opuściłam szpital już jakiś czas temu, a dzisiaj to Kubuś ma pierwszy raz jechać do domu. Pojechałam do szpitala przed siódmą rano. Sama, bo Piotrek miał nocny dyżur i miał skończyć około ósmej. Miał jechać do domu i przespać się chociaż dwie lub trzy godziny, bo wypis i tak dostaniemy najwcześniej w południe.
Z małym mogę siedzieć godzinami. Trzymając go w ramionach lub chociażby dotykając jego mięciutkiej skóry, czuję się cudownie. Na razie poznaję jedynie początki uroków macierzyństwa. Dziś w nocy chyba poznam też wady.
- Hejka. - Piotrek zaszedł mnie od tyłu i pocałował w policzek, po czym dotknął małego i posmyrał go po brzuszku.
- Umyłeś ręce? - zapytałam z przyzwyczajenia.
- Oczywiście, masz paranoję? - spytał ze śmiechem.
- Piotrek, wiesz, że się martwię. Musimy być szczególnie ostrożni.
- Tak, masz rację, już dobrze. Macie ten wypis?
- To już ta godzina? - Uniosłam brwi i spojrzałam na zegarek. Faktycznie, przed dwunastą.
- Znowu straciłaś poczucie czasu? - Piotrek wybuchnął śmiechem. W odpowiedzi uderzyłam go w ramię. Typowe.
*Piotrek*
Kilkanaście minut później Kuba z nosidełka miał po raz pierwszy ujrzeć świat poza szpitalem. Zaraz po wyjściu mały zacisnął powieki i skrzywił się. Martyna uśmiechnęła się i rzuciła:
- Kogoś tu razi słoneczko...
- Albo świat już go przytłacza. Bywa - odparłem, za co znów dostałem w ramię. - I gdzie jest wolność słowa?!
W drodze do mieszkania zauważyłem bardzo ważną kwestię, która może być niezwykle przydatna w przyszłości. Mianowicie, bujanie usypia Kubusia. Kiedy wchodziliśmy po schodach, usnął w momencie.
- Mam go przekładać do łóżeczka, czy może zostać w nosidełku? - spytałem szeptem Martynę, gdy przekroczyliśmy próg mieszkania.
- Niech zostanie. I tak dobrze, że jest lato, bo nie musimy go rozbierać z czapek, kurtek, czy zimowych butów. Wtedy na pewno by się obudził.
- Czyli mamy wolne? - Uśmiechnąłem się szeroko.
- No... Może chwilę. - Odwzajemniła uśmiech i zbliżyła się do mnie - powoli i niezwykle seksownie. Oparła dłoń na moim torsie, stanęła na palcach i zbliżyła usta do mojej szyi. Zdjąłem jej koszulkę, a ona zaczęła namiętnie mnie całować. Atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca, przeganiając się nawzajem trafiliśmy wreszcie do sypialni. Rzuciłem dziewczynę na łóżko i wtedy rozległ się płacz, a Martyna wybuchnęła śmiechem.
- O nie - jęknąłem. - Naprawdę teraz?
Spojrzałem na dziewczynę, która nadal nie mogła opanować śmiechu. Zwijała się ze śmiechu na łóżku, a z oczu leciały jej łzy. Dawno nie widziałem jej w takim stanie. Chyba też mi się udzieliło, bo wraz z nią zacząłem się śmiać.
Ktoś jednak musiał iść do dziecka. Spojrzałem na żonę i stwierdziłem, że chyba pada na mnie. Wstałem z łóżka i ruszyłem do pokoju syna, gdzie postawiłem nosidełko. Wziąłem go na ręce i zacząłem kołysać, a momentalnie przestał płakać.
- Kubaaa... Musisz się nauczyć, że w niektórych momentach po prostu nie wypada - powiedziałem z powagą, jednak uśmiech sam cisnął mi się na usta. Mały wpatrywał się we mnie wielkimi oczami, które totalnie mnie rozbrajały. - To co? Idziemy sprawdzić, czy mama jeszcze się dusi?
*Martyna*
- Chłopaki, chodźcie tu do mnie - wykrztusiłam, próbując się uspokoić. Kiedy wreszcie mi się to udało i uregulowałam oddech, spojrzałam na mojego męża i syna. Wyglądali tak uroczo, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Piotrek szeptał coś małemu, więc przesunęłam się, by usłyszeć więcej.
- Twoja mama to wariatka - powiedział tak konspiracyjnym tonem, że ponownie wybuchnęłam śmiechem.
- Chyba ty - wypaliłam bez zastanowienia.
- A jakie pociski ma mocne, hoho.
- Piotrek! - krzyknęłam, gdy ze śmiechu rozbolał mnie już brzuch.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Pójdziesz? - spytał Piotr. - Tylko wiesz, zachowuj się w miarę normalnie, żeby psychiatry nie wezwali.
- Jesteś głupi - odparłam, choć w myślach krążyło mi tylko: "Matko, jak ja go kocham".
Przekręciłam zamek w drzwiach, a moim oczom ukazało się dwóch mężczyzn.
- Dzień dobry. Aspiranci Kowal i Janczak. Zastaliśmy pana Piotra Strzeleckiego?
- N-no tak - zaczęłam niepewnie. - A o co chodzi?
- Proszę go zawołać.
- A nie może mi pan powiedzieć chociaż o co chodzi?
- Co tu się dzieje? - Za moimi plecami pojawił się Piotrek z Kubą na rękach.
- Pojedzie pan z nami.
- Z jakiej racji? - Zmrużył oczy.
- Z takiej, że tak powiedziałem. Jest pan zatrzymany.
_________
Czeeeeeeść!
Zaskoczeni końcówką? Jak sądzicie, co ZNOWU wykombinowałam? XD
Rozdział różnorodny, mam nadzieję, że się podoba, a tymczasem ponownie ogłoszenia XD
Konkurs nadal trwa, ale muszę zmienić parę terminów. Pisałam, że konkurs potrwa do soboty, a wyniki będą w niedzielę, ale niestety do niedzieli raczej nie dodam rozdziału, więc konkurs przedłużam do poniedziałku, a rozdział we wtorek.
To wszystko, powodzenia tym, którzy będą brać udział i miłego! Buźka ❤
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfiction*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...