104. "Niszczenie nam życia jest dla ciebie takie zabawne?"

772 40 20
                                    

*Martyna*

Po wyjściu od Piotrka nie czekałam na Wiktora. Musiałam iść do szpitala. Musiałam porozmawiać z ojcem. To nasza ostatnia szansa.

Szłam przed siebie, nie rozglądając się wokół. Każdy krok sprawiał, że byłam coraz bardziej zdeterminowana. Oddychałam szybko, a im bliżej celu byłam, tym większa wściekłość ogarniała mój umysł. Chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego nam to robi.

Wparowałam przez drzwi szpitalne, ale zatrzymałam się po kilku krokach. Wzięłam głęboki wdech. Próbowałam się uspokoić, ale cóż, chyba było to nierealne. Spytałam pierwszej lepszej pielęgniarki o salę, w której przebywał ojciec i natychmiast się tam udałam.

- W co ty grasz?!

Roześmiał się gorzko.

- O, widzę, że urodziłaś. Dobrze, że mężuś pomaga ci w opiece. Trochę szkoda, że, jak dobrze pójdzie, to syna zobaczy dopiero w dziesiąte urodziny, ale cóż... Lepiej późno niż wcale, nie?

- O czym ty, do cholery, mówisz?!

- Wiesz... To było straszne. Rzucił się na mnie jak wariat i krzyczał, że mnie zabije. Będę miał traumę do końca życia. - Jego teatralny ton podnosił moje ciśnienie coraz bardziej. - A skoro chciał mnie zabić... Mam nadzieję, że pójdzie siedzieć na długie lata. Inaczej będę żył w strachu. A za usiłowanie zabójstwa grozi nawet dziesięć lat...

- Przestań! Boże, przestań, nie mogę tego słuchać! Dlaczego tak kłamiesz?! Co my ci zrobiliśmy?!

- Ja kłamię? Skądże znowu... Ja jestem przerażony, dziecko, mówiłem, że twój fagas jest psycholem...

- Zamknij się, błagam, po prostu się zamknij! - wykrzyczałam mu prosto w twarz, na co zareagował śmiechem. - To naprawdę jest dla ciebie takie zabawne? Niszczenie nam życia?

- Wyjdź, boję się, że możesz być tak samo niebezpieczna... - wyszeptał konspiracyjnie i zmrużył oczy, by po chwili ponownie wybuchnąć śmiechem. - Boże, nie wiedziałem, że tak łatwo pójdzie. Co za cyrk...

Nie wytrzymałam i wybiegłam z sali trzaskając drzwiami. Nie wierzę. Jak mam udowodnić, że Piotrek jest niewinny? No jak?

Zamyślona i totalnie zdenerwowana podążałam szybkim krokiem przez korytarz. Musiałam wracać do domu, do Kubusia. Nawet nie zauważyłam, jak wpadłam na kogoś, kto szedł z naprzeciwka.

- Boże, przepraszam - wymamrotałam i chciałam iść dalej, ale ta osoba złapała mnie za ramię. Uniosłam głowę. Rafał.

- Tylko nie krzycz, nie chcemy scen...

- Z tego, co wiem, masz zakaz zbliżania się do mnie - wycedziłam. - I co ty tu właściwie robisz? Powinieneś siedzieć.

- Nie denerwuj się, przepustkę mam. Za dobre sprawowanie.

- Jasne, ty i dobre sprawowanie - prychnęłam. - Boże, po co ja w ogóle z tobą dyskutuję? - mruknęłam. - Widzisz, ile tu jest ludzi? Jedno moje słowo i wyprowadza cię ochrona.

- Zamknij się albo twój ukochany nigdy nie wyjdzie z pierdla.

- Co... Skąd wiesz?!

- Opowiem ci przy kawie. - Uśmiechnął się obleśnie.

- Mów, do cholery, nie mam czasu na zabawę.

- Dobrze, dobrze, usiądźmy chociaż tutaj.

Wkurzona zajęłam miejsce na plastikowym krześle, zastanawiając się, czy aby powinnam w ogóle z nim rozmawiać.

- Gdybyś na przykład... Poszła ze mną do łóżka, wszystko mogłoby wyglądać inaczej.

- Co ty pieprzysz?! - Poderwałam się z miejsca, ale zobaczywszy ludzi, których zainteresował mój krzyk, z powrotem spokojnie usiadłam na miejscu. - Posłuchaj, nie wiem, co masz z tym wszystkim wspólnego albo czego ode mnie chcesz, ale ja naprawdę nie mam czasu, muszę wracać do dziecka.

Jego źrenice nagle się rozszerzyły i spojrzał na mnie z wściekłością.

- Do kogo? Masz z tym dupkiem dziecko?!

- Nie twój interes - warknęłam, zła na siebie, że to powiedziałam. Coś mi podpowiadało, że nie powinien tego wiedzieć. Podniosłam się z krzesła, ale złapał mnie za rękę. - Puść mnie, to boli - wysyczałam, próbując się wyrwać.

- Chciałem pomóc - powiedział dziwnym, kłamliwym tonem. - Koledzy donieśli mi, że twój facet jest w więzieniu, pomyślałem, że jeśli powiedziałbym na przykład... Że widziałem całą sytuację i to nie był Piotr. Ale wiesz, nie ma nic za darmo. Musiałabyś do mnie wrócić.

- Wolałabym skoczyć z mostu - odparłam z zaciśniętymi zębami. - Odwal się od nas. Zresztą, błagam, kto by ci uwierzył.

- Jeszcze tego pożałujesz.

- A ty nie powinieneś przypadkiem wracać do pudła? - Za moimi plecami pojawił się Adam. Całe szczęście. Naprawdę zaczynałam się bać, choć starałam się zgrywać twardzielkę.

Rafał odwrócił się na pięcie i wściekły opuścił szpital, a ja odwróciłam się do przyjaciela.

- Dobrze, że jesteś - wyszeptałam i przytuliłam się do niego. - Co teraz będzie?

Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz