*Martyna*
- Martyna, spójrz na mnie... - słyszę.
- Rozumiem, że możesz mnie nienawidzić, ale błagam, nie wypominaj mi tego, tylko po prostu odejdź. Proszę...
- Zaraz, co? O czym Ty mówisz?
- Dowiedziałeś się właśnie, że to wszystko przeze mnie. Chyba nie przyszedłeś tutaj, żeby mnie pocieszać. Na dodatek słowami: Martyna, proszę, to nie może być prawda...
- Boże... Przepraszam, faktycznie źle to zabrzmiało. Skarbie, nigdy w życiu nie pomyślę, że to była Twoja wina. Nie była, jasne? To, że żyjesz dzięki Karolinie nie jest Twoją winą, lecz jej decyzją. A ja będę jej za to wdzięczny do końca życia. Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś to Ty... Teraz ledwo sobie radzę, a co dopiero... Nieważne. Kocham Cię, rozumiesz? A słowa, z którymi tu przyszedłem... Po prostu nie mogę uwierzyć, że przeżyłaś coś tak strasznego i zadręczałaś się tym sama, bez mojego wsparcia. Gdybym tylko wiedział... Myślałem, że zabicie jej to jego decyzja. Dlaczego... - Waha się. - Dlaczego wybrał Ciebie?
- Chciał pozbawić Cię kogoś, na kim najbardziej Ci zależy... Nie, jak to w ogóle brzmi?! Przecież zależało Ci na niej tak samo, jak na mnie, prawda? Zresztą, pewnie i tak by ją zabił, po prostu postanowił zacząć ode mnie.
Nie ma mi tego za złe. Wręcz przeciwnie, wini siebie, a siostrze jest wdzięczny. Ciężko mi pojąć wszystko, co działo się przez ostatnie kilka dni, ale wiem, że Piotrek będzie przy mnie zawsze i pomimo wszystko.
- Już dobrze, niczym się nie martw, wszystko się ułoży... - Przytula mnie mocno, a ja odwzajemniam uścisk, czując, że mam w ramionach cały świat.
*Piotrek*
Nie mogę sobie wybaczyć, że Martyna obwinia się za śmierć Karoliny. Jest tak wrażliwa, nie wiem, jak sobie z tym poradzi. Stoimy razem przed kościołem, kiedy uroczystość w świątyni dobiega końca, a wszyscy kierują się na cmentarz. Spoglądam na Martynę, która kiwa głową dając mi do zrozumienia, że możemy iść razem z nimi. Jest tu tak wiele osób. Niemal całe gimnazjum Karoliny, znajomi, których poznała, jak to mówiła, tak po prostu, przypadkiem. Była tak otwarta i kontaktowa, że potrafiła podejść do obcej osoby na mieście i już po chwili swobodnie rozmawiali. Uśmiecham się na to wspomnienie. Nie mam ich z nią wiele, więc muszę pielęgnować chociaż garstkę tych, które mam. Oprócz jej znajomych są tu wszyscy moi przyjaciele z pracy. Adam z Basią, Wiktor z Anną, a nawet Góra. Na cmentarzu nikt nie odzywa się ani słowem, jedynie raz po raz słychać płacz. Najczęściej dziewcząt, ale czasem nawet chłopaków. Zazwyczaj młodzieży, która obejmuje około dziewięćdziesięciu procent zebranych, ale dorosłych również. Nie ma reguły. Każdy jest przybity. Kiedy opuszczają trumnę do wykopanego dołu, Zosia podchodzi tam i wrzuca do środka białą różę, po czym upada na kolana i zanosi się płaczem. Jakaś dziewczyna pomaga jej wstać i zabiera ją na bok, a ja po raz kolejny zadaję sobie pytanie dlaczego Karolina. Cierpi teraz tyle osób. Myśl, że mogłem to powstrzymać nie daje mi spokoju.
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfiction*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...