133. "Nie możesz mnie stawiać przed taką decyzją..."

566 36 9
                                    

*Martyna*

- Może pójdziecie na spacer, co? Jest taka ładna pogoda - rzuciłam, niby beztrosko.

- W sumie dobry pomysł. Nie, młody? - Spojrzał na Kubusia, a ten uśmiechnął się zadowolony. - A ty co będziesz robić? - ponownie zwrócił się do mnie.

- Nie wiem, posiedzę w domu, co innego? - Roześmiałam się.

- Okej, potrzebujesz czegoś ze sklepu?

- Nie, za ile wrócicie?

- A co, już tęsknisz?

- Bardzo - sarknęłam. - Jak was długo nie będzie, to może zrobię obiad - dodałam. - Tylko nie możecie mi przeszkadzać, więc... wszystko zależy od was.

- Dobra, to już się zmywamy. Czyli nie będziesz wychodzić z domu?

- No, nie - odpowiedziałam niepewnie. Nienawidziłam go okłamywać, ale też dziwne wydawało mi się, że tak mnie wypytuje.

- Dobra, spadamy. Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń.

- Jasne, pa.

***

- Kiedy będą wyniki? - spytałam drżącym głosem, kiedy igłą wbijała się w moją żyłę.

- Proszę przyjść jutro, około południa.

- W porządku. Do widzenia.

Wyszłam na zewnątrz i spojrzałam na zegarek. Minęło pół godziny, odkąd chłopaki wyszli z domu. Może uda mi się wrócić i jeszcze ugotować coś na szybko. Piotrek wprost uwielbiał długie spacery z Kubusiem. Domyślałam się, że laski lecą na faceta z wózkiem, a mój ukochany miał w sobie potrzebę bycia adorowanym, więc zapewne podczas spacerów nie mógł się obejść bez przynajmniej kilku maślanych oczu w jego kierunku. Jednak ufałam mu bezgranicznie. Gdyby nie to, już dawno bym zwariowała.

Popychając drzwi do mieszkania, na pewno nie spodziewałam się zobaczyć za nimi Piotrka. Podskoczyłam wystraszona i zaczęłam gorączkowo myśleć, co teraz.

- Gdzie byłaś? - spytał chłodno. - Chcę w tej chwili wiedzieć, co przede mną ukrywasz - dodał, kiedy nie doczekał się odpowiedzi.

- Nie muszę ci się tłumaczyć - ucięłam. Zła droga, po co to powiedziałam? - Właściwie, co wy tu robicie? - Kolejny błąd. Czemu mówię rzeczy, których nie chcę powiedzieć?

- Kuba nie miał smoczka i strasznie płakał. Zresztą, co to za różnica? - rzucił zirytowany. - I błagam, nie wciskaj mi kitu. Nie wiem, co tu się dzieje, ale nie pozwolę dalej robić z siebie idioty.

Czułam, jak bariera pęka. Wiedziałam, że zaraz nie wytrzymam. Postanowiłam nieco odwrócić sytuację.

- Musisz mi coś obiecać - zaczęłam, a on skinął głową. - Jeśli kiedyś coś poszłoby nie tak... Obiecaj mi, że wybierzesz życie dziecka. Nie moje.

- O czym ty mówisz? - przerwał mi podniesionym tonem, wyraźnie zdenerwowany moimi słowami.

- Ono musi żyć. Nie możesz pozwolić, żeby zabili je moim kosztem.

- Po co w ogóle takie spekulacje? Cholera, Martyna!

- Piotrek, obiecaj! - Byłam nieugięta. Mój głos drżał, a do oczu zbierały się łzy. Piotr za to na zmianę to zaciskał, to prostował palce dłoni, a wzrok wbił właśnie w podłogę.

- Nie możesz mnie stawiać przed taką decyzją... - wyszeptał w końcu ze spuszczoną głową. - Nie możesz. Błagam cię, powiedz mi, co się dzieje - mówiąc to, załamał mu się głos.

- Jeśli umrę, musisz...

- Jasna cholera, Martyna, dość! - przerwał mi, a ja zorientowałam się, że wyrwał mnie z jakiegoś chorego transu, w którym zakładałam już wszystko, co najgorsze. Zbliżył się do mnie i wziął moją twarz w drżące dłonie. - Nie umrzesz... - wyszeptał. - Co ci w ogóle przyszło do głowy? O czym ja nie wiem? - Zaszkliły mu się oczy, ale nie spuszczał ze mnie wzroku.

- Mogę mieć białaczkę - powiedziałam wreszcie ledwie słyszalnym tonem. Piotrek natychmiast opuścił dłonie i zachwiał się, robiąc krok w tył. Gwałtownie wypuścił powietrze z płuc, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Zacisnął usta i zaczął automatycznie przygryzać wargę, kręcąc głową z niedowierzaniem. A ja znów miałam czarne myśli, które ponownie zmieniłam w słowa. - Ale nie pozwolę zabić naszego dziecka, więc jeśli te wszystkie metody zawiodą, masz je uratować, rozumiesz? - Mężczyzna nadal stał bez ruchu, tym razem wzrok wbijając w jakiś punkt za mną na ścianie. Gdzieś w pokoju obok płakał nasz syn, ale w tamtym momencie żadne z nas nie ruszało się z miejsca. - Piotrek, słyszysz mnie? Odezwij się, do cholery!

___________

Hej, misie pysie! ❤️

Co nowego u Was? W jak głębokim stadium depresji jesteście po tak dłuuugim czasie chodzenia ponownie do szkoły? A może są tu jakieś krejzole, które cieszą się na ten powrót?

Ja zdecydowanie zaliczam się do kategorii, której myśli podczas roku szkolnego w 80% wyglądają tak:

Pls zabijcie mnie ktoś
Chcę do domu
Po co mi to?
Za ile dzwonek?
Znowu sprawdzian?
Nie zdam
NOSZ KURDE NIC NIE ROZUMIEM

Tak czy siak, na ten nowy rok życzę Wam dużo wolnego, pozytywnej energii i oczywiście szczęścia, bo bez tego uczeń długo nie pociągnie. Pamiętajcie, że nie każdy przedmiot jest naprawdę ważny i czasem można pokombinować *zaciera rączki, chichocząc*

Powodzenia, słoneczka!

K.

Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądźOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz