*Martyna*
Dni mijały, a stan Piotrka był stabilny, ale nie zmieniał się. I nie, to nie była dobra wiadomość. Siedziałam z nim całe dnie, bo Artur dał mi bezterminowy urlop. Wiktor z Adamem wpadał w każdej możliwej chwili, tak samo jak Tomek oraz Ola. Najgorzej było powiedzieć o wszystkim mamie chłopaków, strasznie to przeżyła. Też często przy nim siedzi.
Mój narzeczony ma tyle wspaniałych osób wokół siebie, a mimo to jego stan się nie poprawia. To nie są dobre rokowania, a ja nie umiem myśleć o tym inaczej.
- Dlaczego nadal się nie budzisz, co? - spytałam spokojnym głosem, głaszcząc chłopaka po ciemnych, kręconych włosach, które delikatnie zakrywały mu twarz.
- Właśnie, Strzelecki, zacznij współpracować, co? - usłyszałam za plecami.
- Hej, Adaś - rzuciłam cicho, kiedy położył dłoń na moim ramieniu.
- Znowu płakałaś. - Bardziej stwierdził, niż pytał, na co wzruszyłam ramionami. - Piotr to silny facet, przecież wiesz. Na pewno się wyliże.
- Powinien wybudzić się już dawno. Z każdym dniem jego szanse maleją, nie zaprzeczaj.
- Nie możesz tracić nadziei. Myślisz, że on tego nie czuje?
Pierwszy raz o tym pomyślałam. Adaś ma rację. Jak Piotrek ma się obudzić, kiedy nawet ja tracę wiarę?
"Wszołek po kilku minutach wyszedł z sali, a ja pomyślałam, że chyba powinnam się położyć. Już miałam wstać i wyjść, kiedy do sali wszedł lekarz.
- Mam dla pani złą wiadomość. Wyczerpaliśmy każdą metodę... Pan Strzelecki już się nie obudzi. Musimy odłączyć go od respiratora.
- O czym pan mówi? - zapytałam zszokowana.
- On i tak już nie żyje. Najwyżej powiemy, że zatrzymał się i nie udało nam się przywrócić funkcji życiowych. Chyba nie chce pani do końca życia przychodzić do faceta, który i tak jest warzywem, nie słyszy, nie funkcjonuje.
Spojrzałam na faceta podejrzliwym wzrokiem. Co to ma znaczyć? Przecież to, co chce zrobić jest niezgodne z prawem. Poza tym, kim on jest, żeby mówić, że dla Piotrka nie ma szans?! Z czego to wywnioskował?!
- O czym pan mówi? - powtórzyłam łamiącym się głosem.
- On nie żyje, rozumie pani? Odłączamy go - zwrócił się do pielęgniarek. Nagle obok mnie zjawił się Wiktor.
- Tak będzie lepiej, Martyna. Pogódź się z tym.
- Co tu się, do cholery, dzieje?! Wy wszyscy powariowaliście?!
Spojrzałam na ekran, na którym widniała, już prosta, linia, dająca do zrozumienia, że to koniec. Piotrek nie żyje. Zabili go."
Gwałtownie podniosłam się z pozycji półleżącej i wydałam z siebie stłumiony krzyk. Instynktownie skierowałam wzrok na maszynę stojącą przy łóżku. Żyje.
- Co się stało? - Do środka wparował Wiktor, a tuz za nim Adam. Moje ręce się trzęsły i nadal nie doszłam do siebie po tym koszmarze.
- On przyszedł... Powiedział... Zabili go... - mówiłam szybko, tracąc jakikolwiek sens słów. - Odłączyli go... Powiedzieli, że nie ma szans, a pan... Mówił, że tak będzie lepiej, że mam się z tym pogodzić...
- Cii, Martyna, to tylko sen. Wszystko jest dobrze - próbował uspokoić mnie Adaś. - Usnęłaś, a ja wyszedłem po kawę. Spokojnie...
- Mówiłeś, że mam być dobrej myśli, że on to czuje... - zaczęłam, a on przytaknął. - Jak mam to zrobić, skoro nawet we śnie nie mam spokoju? Jeśli cały czas mam mieć takie wizje, to ja tego nie wytrzymam. Nie dam rady.
- Dasz. Już niedługo, zobaczysz...
- Przepraszam, muszę wyjść - powiedziałam i szybko poszłam do łazienki. Było mi niedobrze i kręciło mi się w głowie. Tak samo, jak boję się o Piotrka, tak samo niepokoję się o nasze dziecko. Jest narażone na tyle stresu, że aż nie potrafię sobie wyobrazić, co ono czuje. Opłukałam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Przekrwione oczy z powodu braku snu i sińce pod oczami sprawiały, że wyglądałam fatalnie. Faktycznie, ostatnie noce nie były zbyt regenerujące. Wręcz przeciwnie.
- Martyna, w porządku? - usłyszałam głos Wiktora i pukanie do drzwi.
- Tak, tak.
- Na pewno?
- Na pewno, doktorze.
Ostatni raz zerknęłam na swoje odbicie, kiedy drzwi łazienki sie otwarły.
- O pani Ula, dzień dobry - rzuciłam i uśmiechnęłam się delikatnie na widok mamy Piotra.
- Jak się trzymasz? I jak Piotrek?
- Bez zmian - odparłam. - Ale na pewno wszystko będzie dobrze - dodałam. Ani razu nie powiedziałam jej, że szanse są niewielkie i wciąż maleją. Nie potrafiłabym. Bo czy jest coś gorszego, co może usłyszeć matka?
- Wiem, że mówisz to, żebym się nie martwiła. Dziękuję, kochanie, ale i tak szaleję z niepokoju. - Uśmiechnęła się lekko. - Kiedyś, gdy będziesz miała dziecko, zrozumiesz.
Rozumiałam aż za dobrze.
______________________
Heja, hej!
Pisałam ostatnio, że sprawa życia lub śmierci Strzeleckiego rozwiąże się maksymalnie do 85 rozdziału, ale doszłam do wniosku, że nie ma sensu tyle tego ciągnąć, tym bardziej, że dotarła do mnie też wiadomość, że przez to książka robi się nudna, a tego nie chcemy, prawda? XD Także aż tak długo to nie potrwa, promise! Maksymalnie do 80:)
A tak poza tym, to małe info! Moja if od 31 października publikuje wraz z koleżankami (nie, ani trochę nie jestem zazdrosna xDDD) książkę na Wattpadzie, a że ja jestem super psiapsi, to zapraszam Was tam serdecznie!!! Ich konto to @maruderki a znajdą tam coś dla siebie szczególnie fani HP. Jeśli się do nich nie zaliczasz, to nic! Może akurat książka dziewczyn Cię wciągnie. Mogę zapewnić - styl mają super! Przynajmniej na tyle, na ile przeczytałam, bo jestem baaardzo leniwa. Czytam szybko, co często wiąże się z "Dobra, przeczytałam połowę, wystarczy". A, no i żeby Sandra nie darła na mnie gumowca :>
To by było na tyle, do następnego !
Karo ^^
Ps. Jeśli wciągniecie się w ich książkę i spodoba Wam się na tyle, że zechcecie ją skomentować, to dodajcie na koniec... Hmm, no nie wiem... Na przykład... Kapibara! Żeby było wiadomo, że jesteście ode mnie! XDDD (Nie wiem czemu akurat to, nie pytajcie XD)
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfiction*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...