*Martyna*
Gdy się budzę, widzę obok siebie Piotrka. Kątem oka dostrzegam, że w jego oku zakręciła się łza. Przypominam sobie wszystko. Najpierw wściekłego Rafała, który uderza we mnie kijem, pięściami, czym popadnie. Następnie przerażonego Piotrka, który był przy mnie cały czas, aż straciłam przytomność. Wiem, że rodzina była mnie odwiedzić, mówili, że z tego wyjdę, że muszę być silna. Ale Piotrek powiedział coś o wiele ważniejszego...
Z drugiej strony to dziwne, że tak dobrze pamiętam wszystko, co się ze mną działo po operacji. Nagle słyszę głos Piotrka:
- Przepraszam, że do tego dopuściłem...
Z moich oczu zaczynają wypływać łzy.
- Piotrek, proszę, przestań... Gdyby nie Ty, pewnie byłabym już martwa. Zresztą, to ja nie pozwoliłam Ci iść wtedy ze mną. I to ja przepraszam za wszystko, co wtedy powiedziałam. Dziękuję Ci. Za wszystko.
W tym momencie do sali wchodzi lekarz i każe wyjść Piotrkowi. On jeszcze delikatnie dotyka moją dłoń, po czym wychodzi i staje za szybą. Cały czas na mnie patrzy, jakby bał się, że coś jeszcze może mi się stać.
Dni mijają, a mnie odwiedza tyle osób, że ciężko je zliczyć. Piotrek spędza u mnie każdą wolną chwilę. Ledwo go przekonałam, żeby nie brał z mojego powodu urlopu. Na szczęście lekarz powiedział, że zaraz przyniesie mi wypis.
Po dwóch godzinach wychodzę z sali, gdy zauważam Piotrka. Chowam się i obserwuję. Wchodzi do mojej sali, po czym wybiega z niej przerażony i biegnie w stronę pokoju pielęgniarek. W ostatniej chwili łapię go i szepczę:
- Tu jestem, głuptasie, wypisali mnie wcześniej. - Po czym uśmiecham się szeroko.
- Prawie zawału przez Ciebie dostałem! Tego chcesz, mojej śmierci? - Zaczyna mnie łaskotać, a następnie zarzuca przez ramię i wynosi ze szpitala, oczywiście wbrew moim protestom.
- Puszczaj mnie!!! Jesteś nienormalny!!! - Tak chce mi się śmiać, że ledwo mogę złapać oddech.
- Nie, masz karę za to, co mi zrobiłaś - odpowiada niewzruszony, choć na jego twarzy maluje się wyraz triumfu.
- Okej, poddaję się, wygrałeś - mówię, nadal się śmiejąc.
- I tak wygrałem, nawet bez Twojego poddania się, to przecież jasne. - Dopiero teraz stawia mnie na ziemi. Stoimy przed szpitalem, a mnie nagle robi się słabo. W ostatniej chwili łapię Piotrka za ramię, chroniąc się przed upadkiem.
- Martyna, wszystko w porządku? Może wrócimy do szpitala? - pyta zaniepokojony.
- Nie, przepraszam, to tylko osłabienie. Tyle leżałam, no wiesz...
- Widzisz, wiedziałem, że moje ramiona są dla Ciebie lepsze. - Mruga do mnie i ponownie bierze mnie na ręce, tym razem jednak delikatniej. - Zawiozę Cię do domu.
Tak jak obiecał, podwiózł mnie i zaprowadził na górę, aż pod drzwi mieszkania, by upewnić się, że jestem bezpieczna. Nadal nurtowało mnie jednak pewne pytanie. Postanowiłam je zadać.
- Co się stało z Rafałem?
- Nie wiem, mała. Nie było go, gdy przyjechałem, musiał uciec. Ale znajdą go. Jesteś bezpieczna, obiecuję. - jego głos jest troskliwy, naprawdę czuję się przy nim bezpieczna.
- Zostaniesz ze mną? - proszę.
- Ile tylko zechcesz.
Gdy robi się późno, kładę się do łóżka. Piotrek wciąż jest u mnie. Powiedział, że prześpi się na kanapie, ale mam go budzić, gdy tylko będę czegoś potrzebowała. Zasypiam w mgnieniu oka.
*Piotrek*
Martyna śpi, a ja leżę na kanapie. Nie jestem zmęczony, a gdyby coś się działo, chcę być u niej jak najszybciej. Zastanawiam się też, kiedy zamkną Rafała. Nagle niepokoi mnie hałas dobiegający z jej sypialni. Wstaję szybko i ruszam w tamtą stronę. Martyna rzuca się po łóżku, jest cała spocona, na pewno śni jej się jakiś koszmar. Podchodzę i potrząsam nią.
- Martyna... - otwiera oczy, są przerażone. - Jestem przy Tobie, zawsze będę...
Dziewczyna wtula się we mnie cicho pochlipując.
- On... On mi się śnił... Bił mnie i...
- Już dobrze, to tylko zły sen. On już nigdy Cię nie skrzywdzi, obiecałem Ci przecież, nie pamiętasz?
Wydaje się być trochę uspokojona, po pewnym czasie zasypia, a ja postanawiam, że zrobię wszystko, by Rafał zapłacił za to, co jej zrobił.
Przez całą noc nie spałem, siedziałem przy niej, gdyby znów miała koszmary. Rano byłem padnięty, a na 11 miałem stawić się w pracy. Gdy Martyna obudziła się, powiedziała cicho:
- Przepraszam... To moja wina, przeze mnie zarwałeś noc i... Nie powinnam była prosić Cię, żebyś ze mną został. Przepraszam Cię, Piotruś...
- Przestań, nie mów tak, nigdy tak nie mów, słyszysz? Zrobiłbym dla Ciebie wszystko, Martyna...
- Nie, Piotrek, ja nie mogę...
- Posłuchaj mnie. Rozumiem, że na razie nie chcesz się wiązać, nie będę nalegać. Ale zawsze Ci pomogę, zawsze.
- Dziękuję. Ale teraz idź do mojego łóżka, prześpij się, nie możesz iść do pracy taki zmęczony.
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfiction*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...