*Piotrek*
Martyna wezwała pogotowie, a ja stale monitorowałem czynności życiowe Rafała. Nie wiedziałem, co będzie dalej, ale prawdopodobnie czekały mnie kłopoty. I tak powinien dostać mocniej. Żałowałem tylko tego, że póki był przytomny nie wyciągnąłem z niego informacji, gdzie jest Kuba.
Karetka miała dotrzeć za jakieś 20 minut. Ani ja, ani Martyna nie odzywaliśmy się. Siedzieliśmy w ciszy, jakby bojąc się wypowiedzieć na głos swoje obawy. Po chwili zauważyłem, że Rafał lekko poruszył powiekami. Natychmiast zareagowałem. Wiedziałem, że to jedyna szansa.
- Zadam ci teraz bardzo ważne pytanie i oczekuję uczciwej odpowiedzi. Nie udawaj, że jesteś nieprzytomny, bo nie jestem idiotą.
- Nic ci nie powiem - wykrztusił.
- Nie nadwyrężaj gardełka - przerwałem. - Gdzie jest mój syn? - Mocno akcentowałem każde słowo.
- Wal się.
Złapałem go za koszulkę i wycedziłem cicho:
- Przysięgam ci, że jeśli zaraz nie zaczniesz współpracować, to zadbam o to, by uszkadzać cię tak, byś nie stracił przytomności. Obiecuję, że będziesz błagał o śmierć - wyszeptałem z zaciśniętymi zębami.
- Mieszkanie kumpla. - Odkaszlnął. - Borowa 2/5.
- Klucze.
- W kurtce. Zejdź ze mnie, człowieku.
- Widzisz, dało się, brawo. A teraz módl się, żeby mój syn był cały.
*Martyna*
Stałam zszokowana, a wszystkie wydarzenia dopiero zaczęły do mnie docierać. Kiedy Piotrek bił Rafała, kiedy mu groził... Bałam się. Nie wiedziałam, co zrobi i nie potrafiłam go zatrzymać.
- Jadę po Kubę. Dasz sobie radę? - usłyszałam od Piotrka, wyrywającego mnie z zamyślenia.
- Tak...
- Jedź do szpitala na obdukcję i wszystkie badania, dobrze? - Zadawał pytania jedno po drugim, ogarniając każdy element sytuacji. Nie był zdenerwowany, mimo tego, co przed chwilą zrobił.
Pokiwałam głową, przełykając ślinę.
- Przywieziesz go?
- Oczywiście. Martyna?
- Tak?
Na chwilę się zawiesił, po czym machnął ręką.
- Nieważne, pogadamy później. Przyjadę.
Zostałam sama z Rafałem, który leżał nieruchomo, jakby bojąc się, że Piotrek znów mu przyłoży. Choć ten pojechał jak najszybciej potrafił w miejsce, gdzie powinien znajdować się Kubuś.
Kilka minut później na miejsce przyjechała karetka. No tak, Wiktor, a na kogo innego mogłabym trafić?
- Martyna? - Był wyraźnie zdziwiony. - Co tu się stało?
- Nie wiem... - odparłam, jak w amoku.
- Martyna, masz potarganą bluzkę. Co tu się, do cholery, działo? Zrobił ci coś?
- Nie. - Pokręciłam głową agresywnie.
- Kto go tak pobił?
Nadal kręciłam głową z niedowierzaniem, wpatrując się w jeden punkt.
Parę chwil później Rafał był już ładowany do karetki. Ja też wsiadłam do środka, na polecenie Banacha. Przez moment jechaliśmy w ciszy, ale w końcu ponownie usłyszałam:
- Dowiem się wreszcie, co tam się tak naprawdę wydarzyło?
- Ja... Nie wiem... To...
Lekarz przyjrzał mi się badawczo.
- Gdzie jest Piotr? - spytał podejrzliwie.
- Piotrek? Pojechał... Pojechał po Kubusia.
- To on go skatował, prawda? - wywnioskował ze zmarszczonymi brwiami.
- Boże... To nie tak, on tylko... Rafał chciał mnie zgwałcić - wyszeptałam.
*Piotrek*
Wpadłem do mieszkania, bojąc się tego, co miałem tam zastać. O dziwo, mieszkanie było całkiem porządne, ale to nie był czas na zwiedzanie. Miałem tylko jeden cel. Znaleźć Kubę. Rozejrzałem się po pokojach i już po kilku sekundach usłyszałem gaworzenie. Natychmiast sprawdziłem, czy z małym wszystko w porządku i odetchnąłem z ulgą. Wyglądał naprawdę dobrze, był całkiem zadbany i raczej nic mu się nie stało.
- Hej, maluchu. - Delikatnie wziąłem go na ręce. - Już dobrze, jestem tutaj. Zaraz pojedziemy do mamusi.
Kilka chwil później byłem już w drodze do szpitala. Wiedziałem, że muszę jeszcze porozmawiać z Martyną. Mieliśmy bardzo dużo do wyjaśnienia.
- Dzień dobry - rzuciłem do dyżurującej Marty, wchodząc na SOR.
- Cześć, Piotr. Wiktor mówił, że przyjedziesz. To nasz mały bohater? Hej, Kubuś - zwróciła się do małego, który smacznie spał. - Martyna powinna być w dwójce, możesz iść, zajmiemy się nim. - Uśmiechnęła się ciepło.
Nikt nie wiedział o naszych problemach i kłótniach, bo każdy znał nas jako kochające się małżeństwo. Zawsze byliśmy dla siebie, jedno dla drugiego.
- Dzięki, Marta. Lecę.
- Czekaj, Piotr! - zawołała. - Masz całe ręce we krwi, co ci się stało? Trzeba to opatrzyć.
- Później. - Machnąłem ręką i opuściłem SOR.
Kiedy byłem już przed wejściem do sali, gdzie miała być Martyna, na chwilę się zawahałem. Złapałem za klamkę, ale nie pociągnąłem. I wtedy to usłyszałem.
- Ta wściekłość na jego twarzy... Boże, ja wiem, że on to robił dla naszej rodziny, dla mnie, dla Kubusia, ale... Mój własny mąż mnie przerażał, rozumie pan? Pierwszy raz bałam się człowieka, którego kocham.
CZYTASZ
Martyna i Piotrek ~ Zaufaj, pokochaj, bądź
Fanfiction*Największa drama w książce zaczyna się w rozdziale 67; jeśli wpadłeś tu, ale nie jesteś pewien, czy chce Ci się czytać 145 części - polecam właśnie te rozdziały!* Ps. #1 W NA SYGNALE - DZIĘKUJĘ! Martyna i Piotrek. Historia tak dobrze nam znana. M...